Portchester
Castle. Średniowieczny zamek, który w ówczesnych czasach pełnił
ważną rolę. Port, loża myśliwska, a nawet więzienie. Teraz był
Starożytnym Pomnikiem, który pomimo upływu lat wciąż zachwycał
i przenosił w odległe historyczne dzieje. Teraz byliśmy tutaj i
my, w normańskim kościele St. Mary’s ulokowanym w
południowo-wschodnim narożniku terenu, z którego roztaczał się
piękny widok na rozległe zielone tereny oraz błękitną wodę.
Słońce wisiało wysoko na niebie, obdarowywało nas mocnymi
promieniami. Grzaliśmy się w jego blasku ciesząc się aurą,
opanowując drżenie rąk. Byliśmy tutaj cztery lata temu, młodsi,
niepewni, zrezygnowani. Byliśmy tutaj teraz, starsi, bogatsi w cenne
życiowe doświadczenia, zdeterminowani, zdecydowani. Była nasza
rodzina, świadkowie, najbliżsi przyjaciele oraz cała drużyna. Był
nasz dziewięciomiesięczny synek, Frankie Mason, który nadawał
sens naszemu światu. Byłem ja, zdenerwowany, może odrobinę
przestraszony, ale również dumny i uśmiechnięty. Czekaliśmy
tylko na nią, na kobietę mojego życia, mamę mojego synka,
przyjaciółkę, powiernicę, moją lepszą połowę. Aranżacja
wnętrza, przecinające się kwiaty, ich kolorystyka przypominała mi
o przeszłości, jednak specjalnie wybraliśmy te dekoracje, aby
udowodniły nam, że tym razem damy radę, że pokonamy wszystkie
przeciwności losu, że podołamy. Nadal byliśmy młodzi, ale
znacznie mądrzejsi, dojrzalsi, bardziej skupieni na sobie, na życiu,
na przyszłości. Już byliśmy rodziną, staliśmy się nią prawie
rok temu, gdy Liliana wydała na świat naszego synka. Teraz przyszła
kolej na oficjalne, ostateczne scementowanie naszego związku, który
przypieczętuje naszą miłość i obietnicę, że wytrwamy, że
będziemy ze sobą do końca świata. Że będziemy się kochać,
kłócić, godzić, spierać, ufać sobie, wspierać, pomagać,
krzyczeć, dopingować. Byliśmy gotowi. Niektórzy dalej uważali,
że porywamy się z motyką na słońce, że powinniśmy zaczekać,
gdy będziemy pewni, ale ignorowaliśmy te głosy. Byliśmy pewni.
Byliśmy pewni siebie i zaufaliśmy sobie tak, jak jeszcze nigdy
wcześniej. Odnaleźliśmy do siebie drogę, przeszliśmy masę
ścieżek, błądziliśmy, wybieraliśmy nie ten zakręt, co trzeba,
ale w końcu się znaleźliśmy. Czas mijał, a wraz z nim nasze
uczucie rosło. Cały czas się poznawaliśmy, docieraliśmy się,
poznawaliśmy synka, płakaliśmy z bezsilności, wspólnie
celebrowaliśmy każdy szczęśliwy moment, każdą chwilę.
Wspierałem Lilianę, która ukończyła pierwszy etap studiów
medycznych z wyróżnieniem, ona dopingowała mnie na meczach, a
widok małego ubranego w moją koszulkę powodował ciepło w moim
sercu. Istnieliśmy dla siebie. Od zawsze. Melodia, pokrzepiający
uśmiech Declana, ukradkiem ocierająca łzy Jaz. Śmiech Franka. I
ona. Kroczyła dumnie przez kościół, wsparta na ramieniu swojego
taty. Była piękna. Delikatnie upięta fryzura, makijaż
podkreślający rysy jej twarzy, pewna postawa, wyprostowana
sylwetka. Szczery uśmiech, błyszczące niebieskie oczy.
Olśniewająca biała suknia, w której wyglądała jak anioł.
Liliana, moja Liliana. Kiedy stanęła naprzeciwko mnie serce chciało
wyskoczyć mi z piersi. Przez całą ceremonię patrzyliśmy na
siebie, wzruszeni, podekscytowani, spełnieni.
–
Mason… – zaczęła łamiącym się
głosem. – Kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam o
ślubie, o weselu, o założeniu rodziny. Kiedy dojrzewałam
przestałam o tym marzyć, bo myślałam, że taka chwila nigdy nie
nastąpi. A później… A później poznałam ciebie. Od pierwszej
chwili, gdy cię ujrzałam, tutaj, w gmachu tego zamku, wiedziałam,
że łączy nas coś szczególnego. Widziałam wtedy, że czekałaś
aż odwzajemnię twój uśmiech, a kiedy to nastąpiło, wyczułam
ulgę wypełniającą twoje ciało. Byliśmy dziećmi, kiedy
zaczęliśmy się spotykać, ale w jakiś dziwny, pokręcony sposób
wiedzieliśmy, że to to. Twoje oświadczyny, nasz niedoszły ślub…
– Przerwała na moment łapiąc oddech. – Wiem, że wtedy
popełniłam największy z możliwych błędów, ale później
dorosłam. Uciekłam, ale ta ucieczka w pewnym sensie mnie umocniła.
I znów się spotkaliśmy, dałeś mi szansę, którą wykorzystałam.
Mase… Wiem, że nasza miłość jest wyjątkowa. Ty i nasz synek
jesteście całym moim życiem. Jesteś najlepszym tatą dla Franka,
wspierasz mnie, gdy tracę siły, gdy wątpię. A ja… Nie
wyobrażam sobie kochać cię mocniej niż teraz. A poczułam to
samo, wczoraj, przedwczoraj i jeszcze dzień wcześniej – Zaśmiała
się. – Mase… Wiem, że żyję dzięki tobie. Tobie zawdzięczam
każdy oddech, każde bicie serca, o które walczyłam przykuta do
szpitalnego łóżka. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale
wiem, że nigdy nie byłam szczęśliwsza niż teraz, poślubiając
cię – Zakończyła wkładając mi na palec, wcześniej podaną
przez Jaz obrączkę. Wzruszenie odebrało mi mowę, gdy zaczynałem
składać swoją przysięgę.
–
Liliana… Wiesz, że zawsze wiem, co
chcę powiedzieć, ale w tym momencie nie mam słów, by wyrazić to
wszystko, co do ciebie czuję. Pokazałaś mi wszystko. Wszystkie
emocje, te złe i dobre. Kiedy byłem na ciebie wściekły… Nawet
wtedy byłaś dla mnie najważniejsza. Miewałem chwile zwątpienia,
ale pokazałaś mi, że warto zaryzykować. Dać ci szansę. Byłaś
i jesteś kobietą moich snów. Od tamtego pierwszego dnia, w którym
się poznaliśmy. Liliana… Ubóstwiam w tobie każdy szczegół.
Twój uśmiech, oczy, skupienie, sposób w jaki marszczysz brwi,
zachwyt nad zapachowymi świecami, zamiłowanie do przeróżnych
szpargałów i kolorowych długopisów. Ubóstwiam twoją ambicję,
zapał do nauki, ślęczenie do późna nad skomplikowanymi terminami
medycznymi. Ubóstwiam to, że wspierasz mnie na meczach,
dopingujesz, że jesteś na nich wraz z małym. Ubóstwiam to, jaką
mamą jesteś, jak się starasz, jak wstajesz w nocy, gdy ja nie daję
rady. Liliana… Obiecuję ci, że spędzę resztę życia pokazując,
jak cię kocham – wyszeptałem ozdabiając jej palec obrączką
odebraną od Declana. Po chwili staliśmy się małżeństwem,
prawdziwym, z krwi i kości. Vivi, która jeszcze jakiś czas temu
boczyła się na Lilianę o to, że nie może być jej świadkiem,
teraz podeszła do nas i podała nam odświętnie ubranego synka.
Potoczyłem wzrokiem po zebranych w świątyni ludziach. Rodzice,
rodzeństwo, rodzina, Tammy, Leah, Reece, Fikayo, Frank i reszta
mojej Niebieskiej rodziny. Oparłem czoło o czoło Liliany. Staliśmy
tak jeszcze przez chwilę, poruszeni, przytulający siebie i małego.
Mieliśmy siebie. A mając siebie mieliśmy wszystko.
Od
tej chwili życie się zaczyna
Od
tej chwili Ty jesteś jedyny
Miejsce,
do którego należę jest obok Ciebie
Od
tej chwili…
Od
tej chwili jestem błogosławiona
Żyję
jedynie dla Twojego szczęścia
I
dla Twojej miłości oddam mój ostatni oddech
Od
tej chwili…
***
Witam!
Przysięga inspirowana przysięgą Amy i Sheldona z The Big Bang Theory ;)
Kochane, bardzo Wam dziękuję za Waszą obecność tutaj, za każde słowo oraz każdy komentarz, który motywował mnie do dalszego pisania! <3
Ciężko się z nimi rozstać, ale koniec kiedyś musiał nastąpić ^^ Mam wrażenie, że ta historia nieco się różniła od moich pozostałych, ale chciałam ukazać taką młodzieńczą miłość ;)
(Mały Mason to prawdziwy mały Mason 💙)
Pozdrawiam ;*
*Shania Twain - From This Moment