niedziela, 29 grudnia 2019

Czternasty

Londyn, 05.12.2019 r.

 Spoglądając na roztrzęsionych rodziców Liliany sam drżałem na całym ciele. Noc spędzona w szpitalu upłynęła nam na nerwowym oczekiwaniu, piciu ohydnych kaw z automatu umieszczonego na piętrze, chodzeniu w tę i z powrotem po korytarzu. Wszystko było nieskazitelnie czyste, budynek był przyjazny pacjentom oraz ich rodzinom. Charakterystyczny zapach leków, lekarze ubrani w kitle, odgłos stukających butów powodował jednak uczucie, którego nigdy nie chciałem doświadczyć. Widok ciężko chorych ludzi, lekarzy spieszących na operację, by uratować czyjeś życie napawał mnie irracjonalnym lękiem. Odgłos trzaskania drzwiami wyrywał mnie z chwilowej zadumy. Bałem się, bałem się tak, jak jeszcze nigdy. Po przybyciu do szpitala Liliana odzyskała przytomność, teraz była poddawana serii badań, które miały wykazać, co jej dolega. Miałem cholerną nadzieję, że nie będzie to nic poważnego, jednak przedłużające się milczenie odpowiedzialnych za nią ludzi frustrowało mnie do granic możliwości. Jej rodzice siedzieli ciasno spleceni na niewygodnych krzesłach, byli bladzi, apatyczni. Vivi została z sąsiadką nieświadoma tego, co działo się z jej siostrą. Zmiąłem w dłoniach papierowy kubek i wyrzuciłem go do kosza. Miałem już dość tej nieświadomości, tego nic nie robienia! Pragnąłem wpaść na salę, siłą wyciągnąć z lekarzy jakiekolwiek informacje, które pozwoliłyby mi na chwilowy spokój. Warcząc pod nosem przeczesałem swoje włosy. Panika, która mnie ogarnęła potęgowała uczucie strachu. Po godzinach nerwowej i napiętej atmosfery zza przesuwanych drzwi wyłoniła się postawna sylwetka lekarza, który zajmował się Lilianą od samego początku.
Co jej jest?! – dopadłem go pierwszy pojawiając się przed nim w ułamku sekundy. Serce boleśnie obijało mi się o żebra, ale w tym momencie miałem to gdzieś. Najważniejsza była Liliana oraz jej zdrowie.
Musieliśmy wykonać szereg specjalistycznych badań, bo na pierwszy rzut oka niewiele było widać – rozpoczął wyjaśnienia sięgając po wodę z dystrybutora. Ponagliłem go spojrzeniem. – Pani Liliana cierpi na zaburzenie rytmu serca – Powiedział. Zmarszczyłem brwi patrząc na skonfundowanych rodziców dziewczyny.
Jak to możliwe? – słabym głosem odezwała się jej mama. – Zawsze była okazem zdrowia, nie mieliśmy z nią żadnych problemów! To na pewno nie pomyłka? – Zadawała szereg pytań łkając cicho. Doskonale rozumiałem jej stan, bo sam nie mogłem pojąć słów wypowiedzianych przez mężczyznę.
Jej objawy jednoznacznie na to wskazują. W ostatnim czasie dość często odczuwała zawroty głowy, miała mroczki przed oczami, kołatało jej serce i jak sama przyznała, biło nienaturalnie szybko. Wszystko to złożyło się w całość. Postawiona przez nas diagnoza jest słuszna i trzeba podjąć natychmiastowe leczenie, aby wszystko wróciło do normy – poinformował nas.
Jakie leczenie? – zapytał tata Liliany zachowując względny spokój.
Konieczna jest operacja zastawki serca, bez tego się nie obejdzie. Zaburzenia pani Liliany niestety mają złośliwy charakter… Najlepszym efektem będzie wspominane leczenie zastawki, ponieważ jest to przyczyna arytmii, którą da się usunąć – wyjaśnił szczegółowo.
Czy to skomplikowany zabieg?
Proszę się o to nie martwić – uspokoił mnie. – Operacja odbędzie się jutro, pacjentka musi zostać do niej odpowiednio przygotowana. My musimy przekazać jej istotne informacje o stylu życia, jaki będzie musiała prowadzić po operacji. Zbilansowana dieta, brak tytoniu…
Poradzimy sobie z tym – zapewniłem go przygryzając wargę. – Możemy ją zobaczyć?
Za parę chwil, jeszcze przez jakiś czas musi odpocząć – oznajmił lekarz. – Zawołam państwa, gdy będzie to możliwe – Powiedział oddalając się.
Przepraszam, że nie potrafiłem o nią zadbać – zwróciłem się do rodziców dziewczyny opadając na krzesło. – To moja wina! Gdybym z nią wcześniej porozmawiał, przekonał ją…
Mason, dziecko, nie obarczaj się tym! Nie masz z tym nic wspólnego… Jesteśmy przekonani, że dbałeś o naszą córkę w stu procentach. Nie możesz się tym zadręczać, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. Obiecasz mi to? – mama Liliany położyła dłoń na moim ramieniu. Pokiwałem głową, a jej tata posłał mi pokrzepiający uśmiech. Musiało być dobrze, musiało się udać…

Londyn, 06.12.2019 r.
 
 Stałem przy łóżku Liliany wpatrując się w jej drobną sylwetkę. Była blada i wydawało mi się, że schudła, co było niedorzeczne. Przy niej, jej rodzicach próbowałem zachować spokój, ale w środku drżałem. Byłem tylko człowiekiem i nic nie mogłem na to poradzić. Operacja była konieczna, nie było co do tego wątpliwości. Wiedziałem, że lekarze będą ostrożni, skrupulatni w swoich działaniach, mimo to bałem się, że coś pójdzie nie tak, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Odgoniłem od siebie te pesymistyczne myśli gładząc policzek dziewczyny.
Już niedługo będzie po wszystkim – powiedziałem pewnie. – Nie odstąpię cię później na krok – Zagroziłem jej żartobliwie.
Jakoś to przeżyję – wysiliła się na słaby uśmiech. – Przepraszam, że tak długo bagatelizowałam stan mojego zdrowia… Myślałam, że mi przejdzie, że to nic takiego…
Nie myśl teraz o tym – z czułością ucałowałem jej zimną dłoń. – Takie jest życie, nie zawsze mamy na nie wpływ. Jesteś silna i dasz sobie radę.
My damy sobie radę – obwieściła kaszląc cicho.
Wszystko w porządku? – momentalnie się zaniepokoiłem.
Tak – odparła. – Jestem tylko trochę zdenerwowana – Przyznała rozglądając się po sali, w której przebywała.
Zupełnie niepotrzebnie! Myśl pozytywnie – poprosiłem ją. Kiwnęła głową zgadzając się ze mną.
To zabawne… – zaczęła. – Chcę być kardiologiem, a nie potrafiłam zająć się swoim sercem – Zaśmiała się. Prychnęłam pod nosem.
Kochanie… Zachowaj swoje nieśmieszne żarty na później, dobrze? – parsknąłem.
Chciałam tylko rozluźnić atmosferę – niewinnie wzruszyła ramionami. W tej samej chwili do sali wszedł lekarz informując, że zabieg niedługo się zacznie. – Kocham cię.
Ja też cię kocham – wyszeptałem obserwując jak wywożą ją z sali. Podążyłem za nimi osuwając się po ścianie obok drzwi prowadzących na salę operacyjną.

 Jutrzejszy wyjazdowy mecz z Evertonem przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Gdy wczoraj niechętnie opuściłem szpital zadzwoniłem do trenera i poprosiłem go o spotkanie. Zobaczyliśmy się i odbyliśmy męską rozmowę, w której szczerze wyjaśniłem mu całą sytuację. Frank był wyrozumiałym człowiekiem, doskonale zrozumiał położenie, w jakim się znalazłem. Bałem się, że będzie zły, że zarzuci mi nieprofesjonalne zachowanie, ale nic takiego nie miało miejsca. Dał mi kilka dni wolnego zapewniając, żebym nie martwił się o miejsce w składzie. Wiedział, że nie mógłbym całkowicie skupić się na drużynie oraz meczu, bo cały czas myślałbym o Lilianie. Zaszkodziłoby to wszystkim, a tego nie chciałem. Byłem profesjonalistą w każdym calu, dlatego z ulgą przyjąłem wiadomość, że poradzą sobie beze mnie. Rodzice dziewczyny udali się do szpitalnego bufetu nie mogąc znieść przeraźliwej ciszy, która zapanowała na korytarzu. Moi wspierali nas ciepłym słowem, telefoniczną rozmową podnosili nas na duchu. Przyciągnąłem kolana pod brodę starając się myśleć o wszystkim, tylko nie o wykonywanym właśnie zabiegu, ale nie potrafiłem. Pozytywne wibracje gdzieś uleciały, został jedynie pesymizm wymieszany z niepokojem. Jak miałem wyobrazić sobie to, że być może już nigdy nie będę mógł się do niej przytulić? Że już nigdy nie będę miał szansy usłyszeć jej dźwięcznego głosu, ust układających się w dwa najważniejsze słowa? Jak miałem przeżyć bez jej „Kocham cię”? Jak miałem wyobrazić sobie to, że już nigdy nie będzie biegła jak szalona na spotkanie ze mną? Że już nigdy nie położę się obok niej, nie zasnę wtulony w jej ramiona? Że nie obudzę się tuż przy niej, że nie zobaczę jej zaspanego spojrzenia i rozczochranych blond włosów? Jak miałem pogodzić się z tym, że być może już nigdy nie poczuję jej zapachu? Nie dotknę jej ust? Że już nigdy nie wtulę się w jej filigranową sylwetkę myśląc, jak wielkim szczęściarzem jestem? Jak miałem znieść myśl, że już nigdy więcej się z nią nie pokłócę? Nie pogodzę? Nie usłyszę jej śmiechu? Nie będę podziwiał zapału, z jakim wykonywała poszczególne czynności? Że nie będę dostawał szału na widok skrupulatnie zrobionych notatek? Że nie będę wybuchał śmiechem na widok długopisów oraz jej szpargałów zajmujących każdy wolny kąt? Że nie zobaczę jej ubraną w moją koszulkę, dopingującą mi podczas meczu? Jak miałem wyobrazić sobie, że to być może jest nasz koniec…?
Mason! – szarpnięcie z mojej prawej strony wyrwało mnie z otępienia. Brązowe tęczówki Vivi patrzyły na mnie z lękiem.
Co się stało? – spytałem szybko.
Przestraszyłam się, bo przez chwilę nie było z tobą kontaktu… Mówiłam do ciebie, ale nie reagowałeś… – jej podbródek zaczął się niebezpiecznie trząść.
Chodź tutaj – wyciągnąłem ręce i mocno ją przytuliłem. – Przepraszam, że napędziłem ci strachu, najwidoczniej musiałem odpłynąć gdzieś myślami – Przekonałem ją.
Boisz się? – pociągnęła nosem. – Bo ja tak – Przyznała.
Ja też się boję – wyznałem zgodnie z prawdą. – Ale Liliana jest silna i da sobie radę, bo wie, że czekamy tutaj na nią.
Namalowałam jej rysunek – podsunęła mi pod nos kartkę, która przedstawiała naszą trójkę podczas meczu.
Na pewno się ucieszy, jest przepiękny – pochwaliłem ją, co zaowocowało szerokim uśmiechem.
Dziękuję – rozpromieniona dała mi soczystego buziaka. Zaśmiałem się tarmosząc jej długie włosy. – Zastanawiałam się, czy to czasem nie moja wina… Przez to, że byłam na nią zła, po tym jak cię zostawiła…
Vivi, nie możesz tak myśleć! Właśnie w takich chwilach jak ta, ludzie często zastanawiają się, co by się stało, gdyby podjęli inną decyzję, zastosowali inne rozwiązanie… Świadomość, że możemy stracić bliską osobę powoduje dziwne wyrzuty, ale nie można się im poddać, jasne?
Tak – pokiwała głową. Ulżyło mi, gdy obiecała, że już nie będzie tego robić. Wpatrywałem się w obrazek modląc się o jak najszybszy koniec operacji. Ciążyła mi ta bezczynność oraz niewiedza. Sekundy zmieniały się w minuty, minuty w godziny, a my w dalszym ciągu byliśmy pozbawieni informacji. Vivi zasnęła z głową opartą na moim ramieniu, mi samemu kleiły się oczy, ale walczyłem ze sobą, z osłabionym organizmem. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek znajdę się w sytuacji bez wyjścia. Liliana leżała na stole operacyjnym, ja siedziałem pod salą oczekując cudu. Targały mną sprzeczne i dziwne emocje, których za bardzo nie potrafiłem nazwać. Musiałem uciąć sobie drzemkę, bo obudził mnie podekscytowany głos Vivi. Poderwałem się z twardej podłogi na widok lekarza.
Operacja się udała – oznajmił. Ulga, którą poczułem była nie do opisania. Wziąłem Vivi na ręce. Uradowana objęła nimi moją szyję. – Mieliśmy pewne komplikacje, ale opanowaliśmy sytuację. Poinformuję, gdy będzie można ją odwiedzić – Dodał. Skinąłem czując ogromny ciężar spadający z mojego serca. Udało się. Liliana żyła. I to było najważniejsze…

Nie ma żadnych innych oczu
Które mogłyby przejrzeć mnie na wylot
Niczyje ramiona nie mogą wnieść,
Wnieść mnie tak wysoko
Twoja miłość wznosi mnie poza czas
A Ty znasz moje serce na pamięć…


***

Witam! 

Żaden ze mnie znawca, bazowałam na informacjach dostępnych w Internetach :D 

Życzę Wam samych szczęśliwych dni w Nowym Roku! <3 


Do napisania w 2020!

Pozdrawiam ;*

*Demi Lovato - Heart by Heart 

niedziela, 22 grudnia 2019

Trzynasty

Londyn, 29.11.2019 r.

 Przemierzałem przepełnione ulice Londynu klnąc na cały świat. Byłem wściekły i rozżalony. Dawałem upust frustracji kopiąc po drodze niczemu niewinne kamyki. Negatywne emocje, które siedziały we mnie od ostatniego meczu w Lidze Mistrzów znalazły ujście w najgorszym z możliwych sposobów. Wyładowałem się na Lilianie, choć za wszelką cenę starałem się tego nie zrobić. Nie była niczemu winna, to ja rozdmuchałem sprawę robiąc jej niepotrzebne pretensje. Liliana miała rację. Często bywałem poza domem, a ona dzielnie to znosiła, nie robiła mi wyrzutów, wręcz przeciwnie wspierała mnie na każdym kroku ciepłym uśmiechem oraz dobrym słowem. Ja szanowałem jej zapał oraz ambicję, kochałem w niej jej zaangażowanie oraz chęć do nauki. Nie miałem jej za złe, że późno wraca, że czasami nie mamy dla siebie zbyt wiele czasu. Podejmując decyzję o wspólnym zamieszkaniu doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z czym to się wiąże. Gnałem do mieszkania, bo jak najszybciej chciałem ją przeprosić za swoje bezsensowne zachowanie. Wychodząc byłem zły, udałem się do Tammy’ego, aby się uspokoić, poukładać sobie wszystko w głowie. Przyjaciel wysłuchał mnie i nazwał największym kretynem pod słońcem. Była to szczera prawda i w pełni zgodziłem się z jego słowami. Nie chciałem niepotrzebnie denerwować swojej dziewczyny, dlatego przemilczałem przed nią dość istotny fakt. Na meczu spotkałem Chloe. Zastanawiałem się, co u licha sprowadziło ją do Hiszpanii, bo nie sądziłem, że był to zwykły przypadek. Obwieściła mi, że wybrała się na małą wycieczkę i skorzystała z okazji, aby obejrzeć nasz mecz na żywo. Nie uwierzyłem jej i kazałem trzymać się od siebie z daleka, co tylko ją rozsierdziło. Miałem jej po dziurki w nosie i miałem nadzieję, że w końcu odpuści. Kochałem Lilianę i tylko to się liczyło. Chloe była jedynie moją dobrą koleżanką, której od początku naszej znajomości mówiłem, że z mojej strony mogę jej zaoferować tylko tyle. Wydawało mi się, że to rozumiała, ale byłem w błędzie. Nie chciałem jej w swoim życiu, zwłaszcza teraz, kiedy dotarło do mnie, że jest gotowa na wszystko, byleby tylko zniszczyć mój związek. Wziąwszy kilka uspokajających wdechów wszedłem do mieszkania z duszą na ramieniu.
Lili? – spytałem zamykając za sobą drzwi. Odpowiedziała mi cisza. – Kochanie, przepraszam! Wiem, że zachowałem się jak ostatni idiota – Oznajmiłem skruszony szukając jej. Znalazłem ją w sypialni. Siedziała na łóżku ze spuszczoną głową, z trudem łapała oddech. – Liliana? – Przestraszyłem się i w mgnieniu oka znalazłem się obok niej.
Daj mi spokój – powiedziała.
Co się dzieje? Przecież widzę, że coś jest nie tak! – krzyknąłem przerażony. – Źle się czujesz? Boli cię coś?
To nic, już mi przechodzi – wymamrotała cicho podnosząc głowę. Była przeraźliwie blada, miała zaczerwienione oczy i drżała na całym ciele. – Gdzie byłeś? Martwiłam się!
U Tammy’ego – wyjawiłem. – Naprawdę cię przepraszam za mój wybuch, nie miałem prawa mieć do ciebie żadnych pretensji… Możemy o tym zapomnieć? – Zaproponowałem siadając obok.
Tak – wyjąkała. – Tylko obiecaj mi, że już nigdy więcej się tak nie zachowasz!
Obiecuję – przytaknąłem całując czubek jej głowy. – Ale… Martwię się o ciebie. Może powinniśmy udać się do lekarza? Źle wyglądasz…
Nic mi nie jest, naprawdę – zapewniła mnie. – Przytul mnie – Pociągnęła nosem, a ja bez wahania spełniłem jej prośbę. Ufnie wtuliła się w moje ramiona cały czas dygocząc. Głaskałem jej miękkie włosy czekając, aż się uspokoi. Odetchnąłem, gdy usłyszałem jej miarowy oddech. Ostrożnie ułożyłem ją na łóżku i przykryłem, aby przestała się trząść. Zrezygnowany pokręciłem głową. Była uparta i wiedziałem, że nie zgodzi się na żadne badania. Chciałem wierzyć, że ten stan był spowodowany jedynie naszą kłótnią…

Londyn, Stamford Bridge, 04.12.2019 r.

 Mecz Chelsea z Aston Villą rozpoczął się punktualnie. Licznie zgromadzeni kibice z zapałem i entuzjazmem witali legendę Niebieskich, Johna Terry’ego, który wrócił dziś na tak ukochany przez niego stadion w roli asystenta trenera The Villans. Spotkanie rozgrywane w środku tygodnia zmusiło mnie do opuszczenia dwóch wykładów, ale chciałam być obecna na stadionie, aby z całych sił dopingować Masona oraz całą drużynę. Grudzień był szalonym miesiącem, obfitował w wiele ciekawych spotkań. Ten mecz był rozpoczęciem tego intensywnego maratonu. Od czasu naszej kłótni minęło kilka dni. Od tamtego momentu nie poruszaliśmy trudnych tematów i cieszyliśmy się chwilą. Byłam zła na Masona, ale w pewnym sensie go rozumiałam. Ustaliliśmy jednak, że nie będziemy robić sobie niepotrzebnych pretensji, bo żadne z nas nie ma wpływu na otaczającą nas rzeczywistość. Mason był piłkarzem, jego profesja wymagała treningów oraz zagranicznych wyjazdów. Ja byłam studentką medycyny, większość czasu poświęcałam na naukę. Tacy już byliśmy i nie zamierzaliśmy porzucać swoich pasji i marzeń. Siedząca obok mnie Leah wiwatowała głośno, kiedy w dwudziestej czwartej minucie Tammy otworzył wynik spotkania. Z ochotą przyłączyłam się do tego dopingu, klaszcząc w dłonie i wymachując klubowym szalikiem. Liczyłam na wygraną, nie chciałam bowiem, aby Mason chodził smutny i rozczarowany. Razem z drużyną pracowali na wyniki, które zadziwiały piłkarskich ekspertów. Gra toczyła się wartkim tempem, piłkarze atakowali, sprawnie poruszali się z piłką przy nodze. Niestety przed końcem pierwszej połowy goście doprowadzili do wyrównania. Zaklęłam pod nosem, co spowodowało wybuch śmiechu w loży VIP. Wzruszyłam niewinnie ramionami wdając się w rozmowę z Leah. Piętnaście minut przerwy zleciało nam na plotkach. Nim się obejrzałam sędzia rozpoczął drugą część spotkania. Skupiłam uwagę na Masonie, który dziś dawał z siebie wszystko. Piłka odbita od Tammy’ego spadła wprost pod nogi chłopaka z numerem dziewiętnaście na koszulce. Mason nie wahał się ani chwili, huknął z woleja umieszczając futbolówkę w siatce. Krzyknęłam głośno podskakując w miejscu. Jego piąty gol! Uszczęśliwiona opadłam na krzesło czując pojawiające się zawroty głowy. Pozwoliłam sobie na chwilę oddechu powracając do kibicowania. Po kilku przeprowadzonych zmianach, po kilku groźnych akcjach sędzia zagwizdał po raz ostatni. Piłkarze dziękowali swoim kibicom za wsparcie oraz wspaniałą atmosferę, a ja nuciłam pod nosem hymn, którego nauczyłam się za sprawą Masona. Wraz z Leah opuściłyśmy lożę udając się na parking. Pogrążyłyśmy się w miłej rozmowie czekając na chłopaków.
Idą – mruknęła dziewczyna wskazując na dwóch rozradowanych piłkarzy. Parsknęłam śmiechem widząc ich miny.
Gratuluję! – pisnęłam wieszając się Masonowi na szyi. – Tylko nie popadnij w samouwielbienie!
Mi to nie grozi… – spojrzał wymownie na przyjaciela. Tammy zdzielił go po głowie.
I kto to mówi! – sarknął. – Zaproponowałbym wspólne wyjście, ale wydaje mi się, że wolicie świętować we dwójkę – Poruszył charakterystycznie brwiami. Spłonęłam rumieńcem, a Leah zaśmiała się głośno. – Już wiem, dlaczego wczoraj tak długo musiałem czekać pod drzwiami! – Udał oburzonego.
To nie nasza wina, że przyszedłeś nie w porę! – odparował Mason. – Liliana, co się dzieje? – Zapytał widząc to, jak zachwiałam się na chodniku.
Nic, nic – zapewniłam szybko unikając jego podejrzliwego spojrzenia. Nie drążył tematu, za co byłam mu wdzięczna. Pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i wsiedliśmy do samochodu. Mason ruszył z piskiem opon.
Martwię się o ciebie – odezwał się po kilku minutach.
Zupełnie niepotrzebnie – zaśmiałam się nerwowo czując dziwne ukłucie w okolicy serca.
Liliana… Ostatnio dość często… Sama wiesz… – odchrząknął zakłopotany. – To nie ciąża?
Zwariowałeś – wymamrotałam. – To zwykłe przemęczenie, nie zawracaj sobie tym głowy.
Skoro tak mówisz… – uciął i skupił się na jeździe. Uspokajająco pogłaskałam go po kolanie. Do mieszkania dotarliśmy w przytłaczającej ciszy.

 Przygotowując kolację nie mogłem pozbyć się z głowy dręczących myśli. Liliana udała się do łazienki, aby wziąć kąpiel. Odprowadziłem ją zaniepokojonym wzrokiem. Bałem się o nią, jej argumenty zbytnio mnie nie przekonywały. Nie wiedziałem, jak zmusić ją do wizyty u lekarza. Przez parę ostatnich dni wszystko było w porządku, ale dziś… Zwalała winę na zmęczenie, ale w podświadomości czułem, że kryje się za tym coś znacznie więcej. Musiałem z nią poważnie porozmawiać i wyjaśnić, że zależy mi tylko i wyłącznie na jej dobru. Była młoda i zdrowa, jednak zwykłe badania nie powinny jej w niczym zaszkodzić. Trwając w tym postanowieniu zacząłem kroić pomidory. Niespodziewany huk sprawił, że nóż wyleciał mi z ręki. Odwróciłem się na pięcie i udałem się w kierunku łazienki.
Liliana? – niespokojny zapukałem w drzwi. Nie doczekałem się odpowiedzi, dlatego lekko je pchnąłem. Ogarnęła mnie panika. Leżała bez ruchu obok wanny. – Liliana! – Krzyknąłem podbiegając do jej bezbronnego ciała. Puls był ledwo wyczuwalny. Drżącą ręką zadzwoniłem po karetkę przystępując do resuscytacji. Serce waliło mi jak młotem, nie potrafiłem racjonalnie myśleć. Bałem się, tak cholernie się bałem. Odgoniłem od siebie irytujące łzy i spróbowałem wziąć się w garść. W duchu modliłem się o jak najszybszy przyjazd lekarzy. Patrząc na nieprzytomną Lilianę ogarnęła mnie bezsilność. Nie miałem pojęcia, co się dzieje, co spowodowało taki stan rzeczy, zacząłem pluć sobie w brodę, że wcześniej odpowiednio nie zareagowałem. Jeśli okaże się, że to coś poważnego… Otrzeźwiłem się słysząc hałas dochodzący z korytarza. Zawołałem lekarzy robiąc im miejsce. Nie miałem pojęcia, ile czasu upłynęło. Stałem z boku obserwując ich poczynania, drobne ciało Liliany otoczone kilkoma postawnymi mężczyznami.
Jedziemy do szpitala – zdecydował jeden z lekarzy przygotowując nosze. Ocknąłem się słysząc ten komunikat. Chwyciłem telefon, portfel oraz klucze i ruszyłem za nimi wsiadając do karetki, która na sygnale ruszyła w kierunku najbliższego budynku.
Nie zostawiaj mnie – wyszeptałem ocierając łzy. – Nie możesz mi tego zrobić, nie możesz! – Przytuliłem policzek do jej zimnej dłoni.
Wszystko będzie dobrze – usłyszałem zapewnienia, które dotarły do mnie jakby z oddali. Kiwnąłem głową patrząc na bladą twarz Liliany. Niemy szloch wstrząsnął moim ciałem. Nie mogłem jej stracić…

Bo nie poddałem się
Nie poddamy się, nie poddamy, nie, jeszcze nie
Nawet wtedy, gdy jestem na swoim ostatnim oddechu
Nawet kiedy mówią, że nic nie zostało
Więc nie poddaję się…


***

Witam! 

I tak się podziało... :( 

Wesołych Świąt, Kochane!!! <3 




Pozdrawiam ;* 

*Andy Grammer - Don't Give Up On Me 

sobota, 7 grudnia 2019

Dwunasty

Londyn, 01.11.2019 r. 

 Obudziły mnie pojedyncze promienie słoneczne wpadające do sypialni przez niezasłonięte rolety. Zmrużyłam oczy i na oślep chwyciłam za telefon znajdujący się na szafce nocnej. Jęknęłam głucho zakrywając twarz poduszką. Odwróciłam się na drugi bok i wtuliłam w Masona. Patrzyłam jak jego klatka piersiowa powoli unosi się i opada, czułam jego spokojny oddech, podziwiałam lekkie trzepotanie rzęs, które rzucały cień na jego policzek. Dotknęłam go z czułością.
Dzień dobry – wymamrotał sennie.
Dzień dobry – odpowiedziałam ze śmiechem. – Wyspałeś się? – Zapytałam.
Nie bardzo – odrzekł przeciągając się. – Wszystko mnie boli! – Poskarżył się patrząc na mnie oskarżycielsko.
Cóż, wczoraj specjalnie nie narzekałeś – wystawiłam mu język. Pstryknął mnie w nos obejmując mnie mocniej. Ułożyłam głowę na jego ramieniu, dłonią muskałam mięśnie brzucha. – Tak bardzo chciałabym spędzić z tobą ten dzień, w łóżku, na nic nie robieniu – Westchnęłam.
Dzień wolny nie wchodzi w grę, prawda? – spytał smętnie.
Niestety – odparłam z bólem. – Mase… – Zaczęłam nerwowo skubiąc wargę. – Ten artykuł…
Rozumiem cię, miałaś prawo się wściec, ale nie za bardzo wiem, co mogę poradzić w tej sytuacji – wymamrotał.
Wiem… I wiem też, że mnie poniosło, ale kiedy zobaczyłam ten artykuł podniosło mi się ciśnienie – wyjaśniłam. – Chcę być sobą, nie potrzebuję niepotrzebnego rozgłosu. Skupiam się na tobie, na nauce, studiach… Nie chcę być znana i kojarzona z portali plotkarskich… To nie dla mnie – Powiedziałam wzdychając ciężko.
Wiem to, kochanie… Porozmawiam z tatą, może on coś zaradzi. Nie przejmuj się tym, dobrze? – pocałował mnie w czubek głowy.
Postaram się – obiecałam mu wstając z łóżka. Zrobił to samo, a jego twarz nabrała cierpiętniczego wyrazu. Związałam włosy w niedbałego kucyka i poszłam do kuchni. Wczorajszy, nie nadający się już do niczego obiad, spoczywał na kuchence, a zapach był nie do zniesienia. Czerwień pokryła moje policzki na widok byle jak porozrzucanych ubrań i bielizny.
Ktoś tu się zawstydził – Mason puścił mi oczko zbierając części swojej garderoby. Posłałam mu oburzone spojrzenie otwierając okno. Powiew świeżego powietrza trochę mnie ostudził. – Twoja koszula… Chyba już jej nie założysz – Parsknął.
Lubiłam w niej chodzić – mruknęłam patrząc na zdobiące podłogę guziki. – Nie musiałeś być aż taki… Taki… – Szukałam odpowiednich słów.
Pobudzony? – podsunął śmiejąc się cicho. – Dobrze wiesz, jak na mnie działasz w takich chwilach! Twoja zazdrość, cała twoja postawa... – Zaczął wyliczać podchodząc do mnie.
Dość! – utemperowałam jego zapędy wrzucając zepsute jedzenie do kosza na śmieci. – Zmarnowałeś wczorajszy obiad, więc robisz śniadanie – Oznajmiłam nastawiając ekspres.
A w zamian za to będę mógł wziąć z tobą poranny prysznic? – wyszczerzył się wyciągając patelnię i jajka z lodówki.
Mason!

 Intensywna woń zapachowych świeczek komponowała z aromatem świeżo przygotowanej potrawy. Odstawiłem na bok torbę sportową i zwabiony ciekawością wszedłem do kuchni. Liliana podgwizdywała pod nosem jakąś nieznaną mi melodię sprawnie mieszając pomidorowy sos. Podłoga była wyłożona płatkami róż, na przepięknie udekorowanym stole stał wazon pełen kolorowych lilii. Świeczki tworzyły przytłumione światło, rzucały cień na całe pomieszczenie. Ostrożnie podszedłem do dziewczyny i objąłem jej talię rękoma.
Mason! – krzyknęła przestraszona. – Nie słyszałam cię!
Bo skupiłaś uwagę na czymś innym – mówiąc to pocałowałem jej odkrytą szyję. Dreszcz wstrząsnął jej drobnym ciałem. – Co to za okazja? – Spytałem.
Chciałam cię jeszcze raz przeprosić za ten niepotrzebny wybuch – wymamrotała odwracając się w moją stronę. – Wiem przecież, że to nie twoja wina… Nie miałeś na to żadnego wpływu…
Masz rację – z czułością pogłaskałem jej policzek. – Ale nie wracajmy już do tego, dobrze? Rozmawiałem z tatą, obiecał coś z tym zrobić – Powiedziałem.
Cieszę się – odparła rozpromieniona nakładając kolację na talerze. Przeniosła je na stół, ja sprawnie otworzyłem butelkę czerwonego wina. Usiedliśmy naprzeciwko siebie zajadając się przepysznym spaghetti. Po wczorajszej awanturze nie było już śladu, doszliśmy do porozumienia, wyjaśniliśmy sobie niejasne kwestie. W pełni jednak rozumiałem swoją dziewczynę. Była zazdrosna, miała prawo do tej złości. Nie chciała widzieć swojej twarzy na różnych portalach, nie chciała być z nich znana. Rozgłos nie był jej do niczego potrzebny i szanowałem to. Chcieliśmy tworzyć normalny związek, bez skupiania na sobie uwagi uciążliwych fotoreporterów. Byłem piłkarzem i wiedziałem, z czym to się wiąże, ale pragnąłem trzymać Lilianę jak najdalej od tego zgiełku. Nasze prywatne sprawy były po prostu nasze i szczerze wierzyłem w to, że taka sytuacja już się nie powtórzy. Byłem zły na Chloe, podejrzewałem, że być może maczała w tym palce. Nie wiedziałem jak dać jej do zrozumienia, że między nami nigdy nic nie będzie. Wydawało mi się, że oboje z Lilianą postawiliśmy sprawę jasno, ale jak widać nic do niej nie dotarło. W moim sercu, w moim życiu było miejsce jedynie dla tej filigranowej blondynki. Podjąłem taką decyzję już cztery lata temu i zamierzałem w niej trwać. Tworzyliśmy jedność, byliśmy tą jednością na dobre i na złe. Posłałem Lilianie uśmiech, który momentalnie odwzajemniła. Blask świec odbijał się w jej głębokich, niebieskich oczach.
Jestem szczęściarzem, bo mam ciebie – wyznałem pomagając jej w sprzątaniu.
Mogę to samo powiedzieć o sobie – oznajmiła całując mnie w nos. Zaśmiałem się cicho zabierając wino i kieliszki do salonu. Usiedliśmy na kanapie, wtuleni w siebie, okryci miękkim pluszem.
Dziękuję za kolację – doceniłem jej starania stukając się z nią szklanym naczyniem.
Twoje śniadanie również było niczego sobie – wyszczerzyła swoje białe zęby. – Prawie dorównało twoim innym umiejętnościom! – Zachichotała dźwięcznie. Trąciłem ją w bok.
Moje inne umiejętności stoją na wysokim poziomie – stwierdziłem spijając wino z jej kuszących ust.
Żebyś wiedział, że stoją – zaakcentowała ostatnie słowo śmiejąc się głośno. Rozbawiony pokręciłem głową.
Chyba za dużo wypiłaś – powiedziałem odstawiając kieliszek na stolik.
Chyba tak – przyznała mi rację wędrując dłonią pod moją koszulkę. Z uwagą obserwowałem jej poczynania, ciekaw do czego się posunie. – Ale dziś nie mam siły na całonocny maraton – Obwieściła ziewając szeroko.
Jesteś niemożliwa – parsknąłem przygarniając ją do siebie. Zasnęła wtulona w moje ramiona. Obserwowałem jej spokojną twarz, dopóki i mnie nie zmorzył sen.

Portsmouth, 09.11.2019 r.

 Po dzisiejszym zwycięstwie nad Crystal Palace spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy w drogę do naszego rodzinnego miasta. Dostaliśmy zaproszenie od rodziców Masona, więc z chęcią z niego skorzystaliśmy. Portsmouth miało swój urok, było wielką atrakcją dla miłośników historii morskiej oraz literatury, bowiem tutaj urodził się słynny Charles Dickens. Od progu domu powitało mnie szczekanie dwóch uroczych pupili Masona. Stęskniłam się za nimi przez te lata, dlatego pewien czas poświęciłam na zabawę z nimi. Później zjedliśmy obiad, wymieniając się rozmowami oraz uśmiechami. Rodzice Masona byli uprzejmi, mili, w pełni zaakceptowali już naszą decyzję. Nie poruszaliśmy trudnych tematów przeszłości, skupiliśmy się na teraźniejszych sprawach. Ja pytałam o ich pracę, oni byli ciekawi, jak radzę sobie ze studiami i nauką. Na kilka godzin Mason zostawił mnie w towarzystwie swojej mamy i babci, sam poszedł gdzieś z tatą i dziadkiem, zapewne żeby w spokoju porozmawiać o piłce oraz meczach. Brakowało mi towarzystwa ich wszystkich, dopiero teraz w pełni zdałam sobie z tego sprawę. Wieczorem udaliśmy się z Masonem pod gmach Portchester Castle. Budowla niezmiennie zachwycała, jej wielkość onieśmielała. Złapałam chłopaka za rękę, gdy przechadzaliśmy się rozległymi terenami.
Wiesz… – zaczęłam w pewnym momencie. – Byłam tutaj… W tym roku, w rocznicę… – Mruknęłam spuszczając wzrok w dół.
Naprawdę? – zdziwił się. – Ja też tutaj byłem, zresztą rok temu tak samo…
Wiem, widziałam cię – wyznałam. – Byłeś na wyciągnięcie ręki już wtedy, jednak stchórzyłam. To nie był odpowiedni czas, było za wcześnie… – Motałam się.
To zabawne… Pomyślałem wtedy, że gdziekolwiek jesteś, to i tak patrzymy na to samo niebo – powiedział patrząc na mnie. – Byłaś znacznie bliżej niż sądziłem.
Byłam… Teraz jestem z tobą i już nigdy cię nie opuszczę – rzekłam wspinając się na palce, by dosięgnąć jego ust. Pocałunek był lekki, jak trzepot motylich skrzydeł.
To dobrze, bo nie mam zamiaru wypuszczać cię ze swoich ramion – zaśmiał się. – Jeszcze tutaj wrócimy – Założył mi kosmyk włosów na ucho.
Wiem – powiedziałam pewnie. To było nasze miejsce, to tutaj mieliśmy się połączyć, i kiedyś właśnie tutaj, w końcu to uczynimy…

Londyn, 24.11.2019 r.

 Po odwiedzinach w Portsmouth, Mason udał się wprost na zgrupowanie reprezentacji narodowej, a ja wróciłam do stolicy, do pustego mieszkania i rzuciłam się w wir studiów. Ciężka nauka oraz praktyki w szpitalu dawały mi w kość, ale zaciskałam zęby i szłam do przodu. Wiedziałam na co się piszę. Wiedziałam, że chcąc osiągnąć szczyt kariery medycznej musiałam dać z siebie wszystko. Spędzałam czas z Vivi, pomagałam jej z lekcjami, kiedy rodzice byli w pracy, umówiłam się na spotkanie z Leah. Zabrałam ją do kawiarni, do której zabrał mnie Mason. Wspominałyśmy dawne czasy, żartobliwie narzekałyśmy na swoich chłopaków, dzieliłyśmy się swoimi pasjami i wizją przyszłości. Leah znacznie się ode mnie różniła, była przebojowa, ale właśnie tak się uzupełniałyśmy. Oglądałam zmagania Anglików, piszczałam jak szalona, kiedy Mason zdobył swojego pierwszego gola dla reprezentacji. Byłam z niego cholernie dumna. Lubiłam swoje życie, ład, jaki w nim zapanował. Niepokoiło mnie jedynie moje zdrowie. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku, ale po wysiłku kołatało mi serce, odczuwałam zawroty głowy oraz duszności. Zepchnęłam to jednak na karb zmęczenia oraz intensywnego trybu życia. Jednak teraz, leżąc u boku chłopaka wszystko było na swoim miejscu. Wczoraj przegrali wyjazdowy mecz z Manchesterem City, już w środę czekało ich kolejne spotkanie w Lidze Mistrzów.
Grudzień będzie obfitował w jeszcze większą ilość spotkań – mruknął zakrywając się kołdrą.
Dacie sobie radę – powiedziałam próbując przekonać go do swoich racji. – Ale chyba jednak będziesz musiał z czegoś zrezygnować – Parsknęłam przypominając sobie ostatnio przeczytany wywiad z byłym szkoleniowcem Chelsea.
Wiem, do czego pijesz – odciął się. – Ja również czytałem ten interesujący wywód Antonio Conte – Oznajmił.
Więc… Zdajesz sobie sprawę, że seks nie jest wskazany – wyszczerzyłam się widząc jego zbolałą minę.
Hej! Powiedział, że przy stałej partnerce nie ma z tym problemów!
Tak, bo nie musisz jej zbytnio imponować – wystawiłam mu język. – To nie w twoim stylu!
Wiesz, co jeszcze powiedział, prawda? Lepiej, żeby to partnerka dominowała… – zaczął patrząc na mnie wyczekująco.
Chcesz się przekonać, czy to zadziała? – wymruczałam siadając na nim okrakiem. Jego twarz ozdobił cwany uśmiech.
Czytasz w moich myślach, kochanie!

Londyn, 29.11.2019 r.

 Chelsea z trudem wywiozła remis z środowego spotkania w Lidze Mistrzów. Przestraszyłam się nie na żarty, bowiem Mason znów zszedł z boiska z lekką kontuzją. Na szczęście nie okazała się zbyt poważna, mógł spokojnie trenować z pierwszą drużyną i przygotowywać się do kolejnego spotkania w lidze. Z Hiszpanii wrócił jednak dziwnie rozdrażniony, nie chciał mi wyjawić, co było tego przyczyną. Nie naciskałam na niego, cierpliwie czekałam, aż sam będzie na to gotowy. Nie zdążyłam się z nim wczoraj przywitać, ponieważ biegłam na zajęcia, a po powrocie był dziwnie cichy oraz nieobecny. Z duszą na ramieniu weszłam do mieszkania, mając nadzieję, że dziś będzie bardziej skory do rozmów. Potknęłam się o rozrzucone buty. Zaklęłam pod nosem odwieszając kurtkę na wieszak.
W końcu – usłyszałam pomruk Masona.
Co w końcu? – prychnęłam pod nosem wchodząc do salonu. – Mógłbyś uprzątnąć tu buty!
W czym ci one przeszkadzają? – zapytał bawiąc się pilotem. – Częściej nie ma cię w domu, niż w nim jesteś! – Sarknął. Odruchowo zacisnęłam pięści.
Och, i kto to mówi! – zironizowałam. – Nie było cię przez dwa tygodnie, ostatnio znów grałeś mecz na wyjeździe!
To moja praca! – warknął wstając z kanapy.
Wiem, że to twoja praca! Ale swoje studia również traktuję poważnie! – odparowałam podnosząc głos.
Czasami odnoszę wrażenie, że tylko one się liczą!
To cios poniżej pasa!
Nie przesadzaj – wyminął mnie. – Wychodzę, nie wiem, kiedy wrócę – Oznajmił i trzasnął drzwiami. Zaczęłam ciężko oddychać. Podtrzymałam się ściany i złapałam się za serce. Biło zdecydowanie za szybko.

Oto ja z całym moim sercem
Mam nadzieję, że zrozumiesz
Wiem, że Cię zawiodłem, ale już nigdy więcej
Nie popełnię tego błędu
Przybliżyłaś mi to, kim naprawdę jestem
Chodź, chwyć mnie za rękę
Chcę, żeby świat zobaczył,
Ile dla mnie znaczysz
Ile dla mnie znaczysz...


***

Witam!

Trzynastka będzie pechowa, czy raczej nie? ^^ 



Pozdrawiam ;*

*Sterling Knight - What You Mean To Me