sobota, 18 kwietnia 2020

Epilog

Portsmouth, 19.06.2021 r.

 Portchester Castle. Średniowieczny zamek, który w ówczesnych czasach pełnił ważną rolę. Port, loża myśliwska, a nawet więzienie. Teraz był Starożytnym Pomnikiem, który pomimo upływu lat wciąż zachwycał i przenosił w odległe historyczne dzieje. Teraz byliśmy tutaj i my, w normańskim kościele St. Mary’s ulokowanym w południowo-wschodnim narożniku terenu, z którego roztaczał się piękny widok na rozległe zielone tereny oraz błękitną wodę. Słońce wisiało wysoko na niebie, obdarowywało nas mocnymi promieniami. Grzaliśmy się w jego blasku ciesząc się aurą, opanowując drżenie rąk. Byliśmy tutaj cztery lata temu, młodsi, niepewni, zrezygnowani. Byliśmy tutaj teraz, starsi, bogatsi w cenne życiowe doświadczenia, zdeterminowani, zdecydowani. Była nasza rodzina, świadkowie, najbliżsi przyjaciele oraz cała drużyna. Był nasz dziewięciomiesięczny synek, Frankie Mason, który nadawał sens naszemu światu. Byłem ja, zdenerwowany, może odrobinę przestraszony, ale również dumny i uśmiechnięty. Czekaliśmy tylko na nią, na kobietę mojego życia, mamę mojego synka, przyjaciółkę, powiernicę, moją lepszą połowę. Aranżacja wnętrza, przecinające się kwiaty, ich kolorystyka przypominała mi o przeszłości, jednak specjalnie wybraliśmy te dekoracje, aby udowodniły nam, że tym razem damy radę, że pokonamy wszystkie przeciwności losu, że podołamy. Nadal byliśmy młodzi, ale znacznie mądrzejsi, dojrzalsi, bardziej skupieni na sobie, na życiu, na przyszłości. Już byliśmy rodziną, staliśmy się nią prawie rok temu, gdy Liliana wydała na świat naszego synka. Teraz przyszła kolej na oficjalne, ostateczne scementowanie naszego związku, który przypieczętuje naszą miłość i obietnicę, że wytrwamy, że będziemy ze sobą do końca świata. Że będziemy się kochać, kłócić, godzić, spierać, ufać sobie, wspierać, pomagać, krzyczeć, dopingować. Byliśmy gotowi. Niektórzy dalej uważali, że porywamy się z motyką na słońce, że powinniśmy zaczekać, gdy będziemy pewni, ale ignorowaliśmy te głosy. Byliśmy pewni. Byliśmy pewni siebie i zaufaliśmy sobie tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. Odnaleźliśmy do siebie drogę, przeszliśmy masę ścieżek, błądziliśmy, wybieraliśmy nie ten zakręt, co trzeba, ale w końcu się znaleźliśmy. Czas mijał, a wraz z nim nasze uczucie rosło. Cały czas się poznawaliśmy, docieraliśmy się, poznawaliśmy synka, płakaliśmy z bezsilności, wspólnie celebrowaliśmy każdy szczęśliwy moment, każdą chwilę. Wspierałem Lilianę, która ukończyła pierwszy etap studiów medycznych z wyróżnieniem, ona dopingowała mnie na meczach, a widok małego ubranego w moją koszulkę powodował ciepło w moim sercu. Istnieliśmy dla siebie. Od zawsze. Melodia, pokrzepiający uśmiech Declana, ukradkiem ocierająca łzy Jaz. Śmiech Franka. I ona. Kroczyła dumnie przez kościół, wsparta na ramieniu swojego taty. Była piękna. Delikatnie upięta fryzura, makijaż podkreślający rysy jej twarzy, pewna postawa, wyprostowana sylwetka. Szczery uśmiech, błyszczące niebieskie oczy. Olśniewająca biała suknia, w której wyglądała jak anioł. Liliana, moja Liliana. Kiedy stanęła naprzeciwko mnie serce chciało wyskoczyć mi z piersi. Przez całą ceremonię patrzyliśmy na siebie, wzruszeni, podekscytowani, spełnieni.
Mason… – zaczęła łamiącym się głosem. – Kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam o ślubie, o weselu, o założeniu rodziny. Kiedy dojrzewałam przestałam o tym marzyć, bo myślałam, że taka chwila nigdy nie nastąpi. A później… A później poznałam ciebie. Od pierwszej chwili, gdy cię ujrzałam, tutaj, w gmachu tego zamku, wiedziałam, że łączy nas coś szczególnego. Widziałam wtedy, że czekałaś aż odwzajemnię twój uśmiech, a kiedy to nastąpiło, wyczułam ulgę wypełniającą twoje ciało. Byliśmy dziećmi, kiedy zaczęliśmy się spotykać, ale w jakiś dziwny, pokręcony sposób wiedzieliśmy, że to to. Twoje oświadczyny, nasz niedoszły ślub… – Przerwała na moment łapiąc oddech. – Wiem, że wtedy popełniłam największy z możliwych błędów, ale później dorosłam. Uciekłam, ale ta ucieczka w pewnym sensie mnie umocniła. I znów się spotkaliśmy, dałeś mi szansę, którą wykorzystałam. Mase… Wiem, że nasza miłość jest wyjątkowa. Ty i nasz synek jesteście całym moim życiem. Jesteś najlepszym tatą dla Franka, wspierasz mnie, gdy tracę siły, gdy wątpię. A ja… Nie wyobrażam sobie kochać cię mocniej niż teraz. A poczułam to samo, wczoraj, przedwczoraj i jeszcze dzień wcześniej – Zaśmiała się. – Mase… Wiem, że żyję dzięki tobie. Tobie zawdzięczam każdy oddech, każde bicie serca, o które walczyłam przykuta do szpitalnego łóżka. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale wiem, że nigdy nie byłam szczęśliwsza niż teraz, poślubiając cię – Zakończyła wkładając mi na palec, wcześniej podaną przez Jaz obrączkę. Wzruszenie odebrało mi mowę, gdy zaczynałem składać swoją przysięgę.
Liliana… Wiesz, że zawsze wiem, co chcę powiedzieć, ale w tym momencie nie mam słów, by wyrazić to wszystko, co do ciebie czuję. Pokazałaś mi wszystko. Wszystkie emocje, te złe i dobre. Kiedy byłem na ciebie wściekły… Nawet wtedy byłaś dla mnie najważniejsza. Miewałem chwile zwątpienia, ale pokazałaś mi, że warto zaryzykować. Dać ci szansę. Byłaś i jesteś kobietą moich snów. Od tamtego pierwszego dnia, w którym się poznaliśmy. Liliana… Ubóstwiam w tobie każdy szczegół. Twój uśmiech, oczy, skupienie, sposób w jaki marszczysz brwi, zachwyt nad zapachowymi świecami, zamiłowanie do przeróżnych szpargałów i kolorowych długopisów. Ubóstwiam twoją ambicję, zapał do nauki, ślęczenie do późna nad skomplikowanymi terminami medycznymi. Ubóstwiam to, że wspierasz mnie na meczach, dopingujesz, że jesteś na nich wraz z małym. Ubóstwiam to, jaką mamą jesteś, jak się starasz, jak wstajesz w nocy, gdy ja nie daję rady. Liliana… Obiecuję ci, że spędzę resztę życia pokazując, jak cię kocham – wyszeptałem ozdabiając jej palec obrączką odebraną od Declana. Po chwili staliśmy się małżeństwem, prawdziwym, z krwi i kości. Vivi, która jeszcze jakiś czas temu boczyła się na Lilianę o to, że nie może być jej świadkiem, teraz podeszła do nas i podała nam odświętnie ubranego synka. Potoczyłem wzrokiem po zebranych w świątyni ludziach. Rodzice, rodzeństwo, rodzina, Tammy, Leah, Reece, Fikayo, Frank i reszta mojej Niebieskiej rodziny. Oparłem czoło o czoło Liliany. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, poruszeni, przytulający siebie i małego. Mieliśmy siebie. A mając siebie mieliśmy wszystko.

Od tej chwili życie się zaczyna
Od tej chwili Ty jesteś jedyny
Miejsce, do którego należę jest obok Ciebie
Od tej chwili…
Od tej chwili jestem błogosławiona
Żyję jedynie dla Twojego szczęścia
I dla Twojej miłości oddam mój ostatni oddech
Od tej chwili…

KONIEC.

***

Witam! 

Przysięga inspirowana przysięgą Amy i Sheldona z The Big Bang Theory ;) 

Kochane, bardzo Wam dziękuję za Waszą obecność tutaj, za każde słowo oraz każdy komentarz, który motywował mnie do dalszego pisania! <3 

Ciężko się z nimi rozstać, ale koniec kiedyś musiał nastąpić ^^ Mam wrażenie, że ta historia nieco się różniła od moich pozostałych, ale chciałam ukazać taką młodzieńczą miłość ;) 




(Mały Mason to prawdziwy mały Mason 💙) 

Pozdrawiam ;*

*Shania Twain - From This Moment 

niedziela, 12 kwietnia 2020

Dwudziesty

Londyn, Wembley Stadium, 11.07.2020 r.

 Wembley Stadium. Stadion narodowy, symbol angielskiej piłki nożnej, świadek jej największych triumfów oraz sukcesów. Gospodarz finałowego meczu szesnastych Mistrzostw Europy mężczyzn. Pięćdziesiąte pierwsze i zarazem ostatnie spotkanie na szczycie. Anglia, która cztery lata temu pożegnała się z turniejem w 1/8 finałów kontra Portugalia, obrońca tytułu. Siedząc w loży VIP wraz z rodziną, innymi narzeczonymi, dziewczynami, żonami piłkarzy oraz specjalnymi gośćmi nie mogłam zapanować nad drżeniem ciała. Podekscytowanie, nerwowe oczekiwanie, emocje… Wszystko odczuwałam podwójnie, mały nie miał zamiaru ułatwiać mi tego zadania, wręcz przeciwnie. Kopał jak oszalały chcąc wyrazić swoje zaoferowanie. Tak samo jak ja był dumny z Masona, który ciężką pracą wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce turnieju. Zasłużył na nie zaangażowaniem, poświęceniem oraz ambicją, którą tak podziwiałam. Był uparty, sukcesywnie dążył do wyznaczonego celu, a teraz, w wieku dwudziestu jeden lat miał szansę zostać Mistrzem Europy reprezentując swój ukochany kraj, swoją ojczyznę, broniąc tak cenionych i szczególnych barw. Dopiero co przeżywałam jego debiut w seniorskiej drużynie, cieszyłam się jak wariatka z pierwszego gola, a teraz czekałam na pierwszy gwizdek sędziego. Leah siedziała obok mnie, co jakiś czas zerkała na zegarek, tak jakby chciała przyspieszyć jego wskazówki. Była zdenerwowana i dumna. Młodzi chłopcy z Chelsea, dzięki szansie którą dostali od Franka mieli za chwilę wyjść na boisko, by dać z siebie wszystko, by pokazać zgromadzonym kibicom, że zasługują na ten tytuł. Mason, Tammy, Reece, Fikayo, a nawet Declan, który po zakończonej imprezie miał wrócić do klubu, w którym się wychował… Dla nich wszystkich była to chwila, o jakiej śnili będąc małymi chłopcami. Posłałam szeroki uśmiech panu Frankowi, który zmierzał w naszą stronę ze swoimi czterema kobietami. Zaśmiałam się na ten widok odruchowo dotykając brzucha. Mały kopnął mnie mocno w tej samej chwili, w której piłkarze zaczęli wychodzić na murawę. Przekazał wsparcie tacie, a ja wzruszona pociągnęłam nosem śpiewając narodowy hymn. Ciarki przeszły mi po plecach, gdy wraz ze mną zrobiła to przeważająca część stadionu. Po wymienieniu się uściskami, po zdjęciach, po wybraniu stron, sędzia zagwizdał po raz pierwszy rozpoczynając finałowy mecz. W tej chwili nie liczyło się to dla jakiego klubu grali na co dzień. Teraz byli jednością walczącą o końcowy triumf. Tutaj, podobnie jak w Chelsea doświadczenie mieszało się z młodością i to według trenera mógł być klucz do osiągnięcia sukcesu. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale czułam, że wygrają, że wniosą do góry Puchar na tak ukochanym przez nich stadionie, w swojej ojczyźnie, przed swoimi kibicami. Anglia dyktowała warunki, jednak przeciwnik nie odpuszczał. Oni mieli swój cel, chcieli obronić tytuł, lecz Synowie Albionu robili wszystko, by do tego nie dopuścić. Przed czterdziestą piątą minutą piłkę do bramki wpakował Tammy. Leah otarła łzę, a ja objęłam ją mocno. Czułam jej emocje, pozytywne wibracje przepływające przez jej ciało.
On mnie kiedyś wykończy! – krzyknęła wachlując się dłonią. – Oczywiście w tym dobrym sensie! – Dodała wyjaśniając. Parsknęłam śmiechem, jednak w zrozumieniu pokiwałam głową.
Szukał tego gola od samego początku – odwróciłyśmy się jak na komendę słysząc głos Franka. – Jestem pewien, że Mason pójdzie w jego ślady – Mrugnął do mnie znacząco.
Tak, ta dodatkowa motywacja na pewno na niego zadziała – zaśmiałam się. – Nie przestaje kopać – Zauważyłam.
Wysyła tacie wiadomość – stwierdził Frank patrząc na swoją najmłodszą pociechę.
Chyba tak – potwierdziłam. – Nie jestem pewna, czy Mase panu wspominał… – Zaczęłam zagryzając dolną wargę.
Po pierwsze to nie pan, tylko Frank! Rozmawialiśmy już na ten temat – uśmiechnął się do mnie z sympatią. – A po drugie… Chyba nie mam pojęcia, o czym mówisz – Bezradnie wzruszył ramionami.
Cóż… Mase i ja… Chcielibyśmy nazwać synka pan… Twoim imieniem – wykrztusiłam z siebie czując pojawiające się na policzkach niechciane rumieńce.
Och! – wykrzyknął zdumiony. – Nie spodziewałem się tego, ale będzie to dla mnie wielki zaszczyt – Powiedział obejmując mnie.
Jest pan… Jesteś jego idolem… Zawsze cię podziwiał i… Odgrywasz wielką rolę w jego, naszym życiu, więc pomyśleliśmy, że taka opcja będzie najsensowniejsza. Braliśmy pod uwagę imiona naszych ojców, ale zgodnie stwierdziliśmy, że to zbyt banalne – wyszczerzyłam się uchylając się przed żartobliwym ciosem mojego taty.
Cóż, dziękuję wam – Frank uśmiechnął się szeroko. – W takim razie chyba nie będzie miał wyjścia… Szykuj się na kolejnego piłkarza w rodzinie!
Jakoś to przeżyję – wymruczałam unosząc kąciki ust ku górze. Frank poklepał mnie po ramieniu, a ja odetchnęłam głęboko, kiedy rozpoczęła się druga połowa. Zawodnicy Portugalii atakowali, jednak nie mogli przedostać się pod bramkę Anglików. Bramkarz bronił najgroźniejsze piłki, obrona radziła sobie znakomicie, a piłka płynnie toczyła się od nogi do nogi. Prowadziliśmy jedną bramką, ale widziałam tę determinację, chęć strzelenia jeszcze jednego gola, aby przypieczętować to zwycięstwo. Okazja nadarzyła się przed końcowym gwizdkiem. Piłka wpadła pod nogi Masona, a on nie miał zamiaru nikomu jej oddawać. Minął obronę i jednym szybkim strzałem umieścił piłkę w siatce. Stadion eksplodował. Kibice skandowali jego imię, koledzy rzucali się po nim celebrując zwycięstwo, a ja zalałam się łzami. Za chwilę było już po wszystkim… Anglia pokonała Portugalię i odniosła wymarzony, wyśniony triumf. Pierwszy w historii. Emocje i wzruszenie odebrały mi mowę. Nie rejestrowałam tego, co działo się wokół mnie. Czułam obecność najbliższych, jednak moje spojrzenie było utkwione w Masonie. Patrzyłam na jego radość, na jego euforię, na promienny uśmiech, który był ozdobą jego przystojnej twarzy. Kiedy na jego szyi zawisł złoty medal, kiedy chwycił w dłonie Puchar za zdobycie Mistrzostwa Europy… Nie liczyło się nic więcej. Po dekoracji zbiegłam do niego pierwsza i wpadłam w jego ramiona. Płakałam, on również, ale były to łzy radości, która otaczała nas z każdej strony.
To dla was – wyszeptał gładząc brzuch.
Wiemy – przyłożyłam czoło do jego czoła, a wzruszenie wypełniło mnie całą, gdy zawiesił medal na mojej szyi. – Kocham cię, Mase.

Londyn, 10.09.2020 r.

 – Kiedy on z ciebie wyjdzie?! – zajęczała Vivi pukając delikatnie w mój ogromny brzuch. Sama chciałabym to wiedzieć!
Stukaj tak dalej, to może cię posłucha! – powiedziałam stękając. – Mamo! Chcę już urodzić! – Wychrypiałam z trudem podnosząc się z kanapy.
Uwierz mi kochanie, wszyscy tego chcemy – oznajmiła podając mi szklankę z wodą. Przyjęłam ją z wdzięcznością.
Wiem, że przez ostatni miesiąc byłam nieznośna, ale…
Przez ostatni miesiąc? Dobre sobie! – Vivi posłała mi oburzone spojrzenie. – Podziwiam Masona za to, że nie wystawił cię za drzwi! – Tupnęła nogą wyrażając swoją dezaprobatę nad moją osobą.
Vivi! – krzyknęłam. – Nie mówi się tak! – Pogroziłam jej palcem. Wytknęła mi język nic sobie nie robiąc z mojego tonu. Skrzywiłam się czując kolejny silny skurcz. Od jakiegoś czasu pojawiały się w regularnych odstępach czasowych, ale nie chciałam siać niepotrzebnej paniki. Po namyśle doszłam jednak do wniosku, że śmiało mogłam to uczynić. – Mamo!
Zsikałaś się?! – Vivi z niesmakiem zmarszczyła nos. – Mamo!
Vivi, uspokój się! – rodzicielka podeszła do nas natychmiast reagując.
Ale ona się zesikała! Fuj!
Nieprawda! – odpyskowałam.
Liliana, odeszły ci wody. Rodzisz – oznajmiła mama zachowując stoicki spokój. W środku cała się trzęsła, byłam tego pewna, jednak przy mnie zgrywała twardziela. – Vivi, zadzwoń do Masona i przekaż mu wiadomość, że jego pierworodny pcha się na świat. Migiem! – Nakazała. Siostra posłusznie pokiwała głową sięgając po telefon. – Poradzimy sobie, jestem przy tobie – Mama pocałowała mnie w czoło.
Dziękuję, mamo – wyszeptałam cicho dając się prowadzić. Wiedziałam, że przy niej nic mi nie grozi.

 Będąc małą dziewczynką nie rozumiałam, jak w jednej chwili, za sprawą bezbronnej istotki może zmienić się cały świat i budowany przez całe życie światopogląd. Nie potrafiłam dostrzec rzeczy oczywistych, niekiedy nie potrafiłam pojąć zachwytu dorosłych nad cudzymi dziećmi. Mnie napawały one lękiem i irracjonalnym strachem. Ich płacz, krzyk, ciągłe zmienianie pieluch… Wtedy wydawało mi się, że kiedy przyjdzie pora na mnie, nie podołam, że nie zdołam być dobrą mamą. Wszystko się zmieniło, kiedy usłyszałam pierwszy płacz mojego maleństwa, kiedy po raz pierwszy wzięłam w ramiona mojego małego synka. Był idealny i od tej pory wiedziałam, że będę kochać go bezwarunkowo do końca świata. Ból, niemoc, strach… Te uczucia odeszły w niepamięć, gdy tuliłam go do swojej piersi. Przelałam na niego całą miłość, obiecałam, że nigdy go nie zawiodę, że zawsze będę przy nim trwać, na dobre i na złe, tak jak moja mama trwała przy mnie. Pojękiwał cichutko, a dla mnie była to najpiękniejsza melodia na całym świecie. Był cały i zdrowy, silny i malutki. Był kopią moją i Masona. Mason… Drgnęłam, kiedy drzwi do sali otworzyły się z hukiem.
Już… Już jestem – wysapał podchodząc bliżej. – Liliana, ja… – Zaczął, ale wzruszenie, które ścisnęło go za gardło odebrało mu mowę.
Wiem, co chcesz powiedzieć – szepnęłam. – Chodź tatusiu, ktoś chce cię poznać – Przywołałam go do nas. Ostrożnie usiadł na łóżku patrząc to na mnie, to na naszego synka.
Jest idealny – powiedział oczarowany delikatnie łapiąc go za malutką rączkę. Zaśmiałam się cicho.
Bo jest nasz… – dopowiedziałam całując go w czółko.
Mały Frankie… – Mason z czułością pogłaskał go po główce. – Nasz syn.
I przyszły piłkarz – dodałam rozbawiona. Mason parsknął śmiechem mocno mnie obejmując. – Dziękuję ci, Liliana – Pocałował mnie w czubek głowy. – Dziękuję, że uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na całej kuli ziemskiej! I to w dodatku w naszą rocznicę! – Poruszył sugestywnie brwiami.
O czym ty… – zaczęłam, ale jego cwany uśmiech był odpowiedzią na wszystko. – Mason! – Strzeliłam go po łapach.
No co? – udał niewiniątko. – Nigdy nie zapomnę tych upojnych chwil spędzonych w łazience! Ten dreszczyk emocji, ta ekscytacja, że znów mogę mieć cię przy sobie, twoje ciało przy moim ciele… – Mrugnął do mnie rozmarzony.
Jesteś niemożliwy – prychnęłam wpatrując się w synka. – Oby nie poszedł w twoje ślady!
Masz rację, w tym aspekcie życia nie musi – przyznał opierając głowę na moim ramieniu. Ja, Mason i nasz syn. W końcu byliśmy wszyscy razem, gotowi by stworzyć rodzinę, by razem iść na przód, by dalej się poznawać i kochać. By istnieć dla siebie.

Tutaj jest moja historia
Moja pamięć
Prawda o mnie
Kiedy jeszcze byłem dzieckiem
Zamykałem oczy
I widziałem Cię przede mną
Już wówczas
Żyłaś w mojej wyobraźni
Realnym marzeniu
A teraz jesteś tutaj…


***

Witam! 

Przed nami epilog ;) 

Wesołych Świąt! <3 


Pozdrawiam ;* 

*Nevio - Amore Per Sempre