niedziela, 22 marca 2020

Dziewiętnasty

Londyn, Stamford Bridge, 08.03.2020 r.

 Mecz w piątej rundzie Pucharu Anglii przeciwko Liverpoolowi wlał w serca kibiców Chelsea wiarę i nadzieję, że słabsze występy odeszły w niepamięć. W tym gronie byłam i ja. Zależało mi na szczęściu i dobrej dyspozycji Masona, a po przegranych meczach stawał się markotny i nie miałam pojęcia, jak go rozweselić. Ktoś jednak skutecznie mi w tym pomógł. Odkąd powiedziałam Masonowi, że jestem w ciąży ciągle się uśmiechał, a dobry humor i wesoły nastrój go nie opuszczał. Śpiewał pod nosem, robił mi śniadania do łóżka, a nawet z własnej woli sprzątał mieszkanie. Nie przypuszczałam, że za sprawą tej jednej wiadomości ogarnie go taka radość. Ja byłam przerażona. Wiedziałam, że dzięki jego wsparciu damy sobie ze wszystkim radę, jednak perspektywa zostania mamą w wieku dwudziestu jeden lat napawała mnie irracjonalnym strachem. Oczywiście cieszyłam się, że za parę miesięcy będę mogła wziąć w ramiona nasze maleństwo, ale jednocześnie się bałam. Bałam się, że sobie nie poradzę, że zawiodę, że nie będę wystarczająco dobrą mamą. Myślałam, że przede mną jeszcze trochę czasu, myślałam, że uda mi się bardziej dojrzeć do tej roli, lecz życie miało swoje własne plany, które nie zważając na moje obawy, postanowiło wcielić do naszej rzeczywistości. Wcześniej wszystko było proste, miałam określoną przyszłość. Wróciłam do Londynu, by odzyskać Masona i dokończyć studia na prestiżowej uczelni. Nauka zawsze była ważną częścią mnie i nie ukrywam, przestraszyłam się, że będę musiała ją przerwać. Mason trwał przy mnie, pocieszał, kiedy rozklejałam się na każdym kroku, gdy krzyczałam z niewiadomych przyczyn, kiedy śmiałam się z głupiego teleturnieju w telewizji. Kilka dni temu powiedzieliśmy o ciąży naszym rodzicom. Zdziwiłam się ich reakcją. Nie byli zaskoczeni, wręcz przeciwnie. Tata Masona stwierdził, że czekał na tę informację od miesięcy. Kamień spadł mi z serca, bo myślałam, że będą zawiedzeni, że wytkną nam nieodpowiedzialne zachowanie i bezmyślność. Nie winiłabym ich, bo sama doskonale zdawałam sobie sprawę, że jesteśmy młodzi. Może nawet zbyt młodzi, by udźwignąć, by wziąć odpowiedzialność za bezbronne dziecko, które wkrótce przysłoni nam świat. Odetchnęłam głęboko parę razy, po czym skupiłam się na meczu. Piłkarze przy zachęcających okrzykach kibiców właśnie weszli na murawę. Kiedy gwizdek sędziego obwieścił początek pierwszej połowy patrzyłam jedynie na Masona. Był aktywny, długo utrzymywał się z piłką przy nodze, co doprowadziło do strzelenia w czternastej minucie jego szóstego gola dla Chelsea. Pisnęłam uszczęśliwiona widząc jego dziecięcą radość i celebrację. Nie przewidziałam jednak sytuacji, która nastąpiła parę sekund później. Mason porwał piłkę i włożył ją sobie pod koszulkę, a palcem wskazał na lożę. Przełknęłam ciężko ślinę obserwując kolegów, którzy zbiegli do niego, aby złożyć mu gratulacje. Moje serce biło przeraźliwie szybko. Zbladłam nie mogąc poradzić sobie z tymi nowymi emocjami. Siedząca nieopodal Leah napotkała moje wystraszone spojrzenie i parsknęła śmiechem.
Nie uzgodnił tego z tobą? – zapytała podchodząc bliżej.
Tak jakby nie – odparłam zawstydzona patrząc niepewnie na partnerki innych piłkarzy.
Gratulacje! – powiedziały chórem obdarzając mnie pokrzepiającym uśmiechem. Odpowiedziałam im tym samym, z jednej strony ciesząc się, że Mason załatwił sprawę za mnie.
Dziękuję – wymruczałam wachlując się dłonią. Nie przypuszczałam, że zareaguję aż tak emocjonalnie!
Cóż, przynajmniej wiesz, że możesz na niego liczyć w każdej sytuacji – Leah poklepała mnie po ramieniu i powróciła do kibicowania. Poszłam za jej śladem ukradkiem ocierając łzy wzruszenia. Czyżby hormony dawały o sobie znać? Rozbawiona pokręciłam głową wydając z siebie okrzyk radości, gdy siedem minut później Niebiescy za sprawą Pedro podwyższyli wynik spotkania z Evertonem. Gra toczyła się wartkim tempem, zawodnicy Chelsea zdecydowanie przeważali na boisku. Widać było, że ten mecz sprawia im wiele frajdy. Udowodnili to w drugiej połowie strzelając jeszcze dwa gole. Zdecydowanie byli lepsi i w pełni zasłużyli na taki wynik! Kibicie po końcowym gwizdku obdarzyli ich owacjami na stojąco, sama ochoczo klaskałam w dłonie, dopóki nie poczułam, że mam już dość. Bolało mnie gardło od śpiewania hymnu, trzęsły mi się nogi i nie potrafiłam unormować przyspieszonego oddechu. Rozemocjonowana wyszłam z loży, aby podziękować Masonowi za ten czuły i miły gest. Mój entuzjazm został sprowadzony do parteru, kiedy przede mną zmaterializowała się wściekła sylwetka Chloe.
Czego chcesz? – syknęłam odruchowo zaciskając dłonie w piąstki. Myślałam, że dała już sobie spokój!
To prawda? – spytała patrząc oskarżycielsko na mój brzuch. – Naprawdę jesteś w ciąży? Z Masonem? – Uściśliła pytanie.
A jak myślisz? – odparowałam. Zrobiła nadąsaną minę. – Tak, naprawdę jestem w ciąży. Tak, to dziecko Masona – Odpowiedziałam siląc się na spokój. – Tak, jesteśmy zaręczeni – Potwierdziłam widząc, że kieruje swój wzrok na moje pierścionki.
Przez ciążę? Pewnie go w nią wrobiłaś! – furknęła.
Odejdź zanim zrobię ci krzywdę – poradziłam jej. – Nie mam ochoty z tobą dyskutować i wysłuchiwać jakichś niestworzonych historii na swój temat. Mason nie był, nie jest i nigdy nie będzie twój. Pogódź się z tym i daj nam święty spokój – Wycedziłam.
Nie poddam się!
Nie poddasz się? – zironizowałam. – Chcesz ze mną o niego walczyć? W takim razie mogę ci powiedzieć, że jesteś przegrana już na starcie. Kochamy się, Chloe. Za parę miesięcy powitamy na świecie nasze dziecko, weźmiemy ślub i stworzymy rodzinę. Rodzinę, w której nie będzie dla ciebie miejsca – Powiedziałam dobitnie. – Weź sobie moje słowa do serca i przestań zatruwać nam życie swoją obecnością – Poradziłam jej na odchodnym. Byłam dumna z siebie oraz z tego, że nie dałam się jej sprowokować. Teraz najważniejsze było dobro dziecka i nie zamierzałam narażać go na niepotrzebne stresy.
Już jestem! – drgnęłam, kiedy usłyszałam głos Masona.
Widzę – zaśmiałam się. – Dziękuję ci… Wiesz za co – Wtuliłam się do niego z całych sił.
Wiem, że mogłem cię tym zaskoczyć, ale działałem pod wpływem chwili. Sama zresztą wiesz, jak ważna jest taka celebracja dla niektórych piłkarzy. Chciałem podzielić się tym szczęściem z całym światem!
Zdaję sobie z tego sprawę – pogładziłam go po policzku. – Umówiłam się z Leah, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko…
Oczywiście, że nie – cmoknął mnie w czubek głowy. – Do zobaczenia w domu! Uważajcie na siebie! – Poinstruował mnie.
Będziemy – zapewniłam go. – Będę cię chronić za wszelką cenę – Szepnęłam kładąc dłoń na brzuchu.

Londyn, 08.03.2020 r.

 Późnym wieczorem, po intensywnym dniu, który spędziłam z Leah, padnięta wróciłam do mieszkania. Zmarszczyłam brwi otwierając drzwi, bowiem przywitała mnie głośna muzyka, hałas oraz inne niekontrolowane dźwięki. Przekroczywszy próg salonu załamałam ręce. Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać.
O, Liliana! Wróciłaś! – wykrzyknął uradowany Mason. Podbiegł do mnie z zamiarem wzięcia mnie w ramiona, ale szybko ostudziłam jego zapędy.
Śmierdzisz – stwierdziłam fakt oczywisty spoglądając na rozrzucone po podłodze puste butelki po piwie. I nie tylko. – Dobrze się bawicie? – Zapytałam trójkę jego przyjaciół.
Znakomicie! – odparł Fikayo. – W końcu mamy co świętować!
I mamy tu na myśli ciążę, a nie wygrany mecz – dodał Reece, rozwiewając moje wątpliwości.
Tak bardzo cieszymy się waszym szczęściem! – krzyknął Tammy czołgając się na kolanach.
Właśnie widzę – przytaknęłam tłumiąc chichot. – Leah zastanawia się, gdzie podziewasz się przez tyle czasu – Oznajmiłam słodko siadając na kanapie.
Leah! – złapał się za głowę. – Ona mnie zabije! Która godzina? – Zerwał się jak oparzony szukając zegarka.
Późna – wybełkotał Mase. – Zostajecie tutaj, nie puszczę was w takim stanie do domów!
Ale ona mnie zabije! Mam kontuzję, muszę brać leki, a nie pić alkohol! Liliana! – padł przede mną obejmując moje kolana dłońmi. – Nie wydasz mnie, prawda? Proszę cię! Od twojego słowa zależy moje życie!
Muszę się nad tym poważnie zastanowić – westchnęłam spostrzegając w kącie salonu niebieskie balony. – To przez wasze przywiązanie do barw? – Parsknęłam.
Nie – odpowiedział Reece. – Przeczuwamy, że to będzie chłopiec!
Ach, rozumiem – zagryzłam wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. – Skąd ta pewność? – Zwróciłam się do Masona, który czule mnie objął.
Po prostu to wiem – wyjaśnił, jakby to przesądzało sprawę. Kiwnęłam głową podnosząc się z kanapy.
Podać ci coś? Nie musisz wstawać! – zaoferował się Fikayo chwiejąc się na nogach.
Muszę tu przewietrzyć… Ten odór źle na nas działa – powiedziałam zgodnie z prawdą i szeroko otworzyłam okna.
Nie martw się, w razie czego podstawimy ci miskę pod nos – zapewnił mnie Tammy.
Czuję, że wam bardziej się przyda – prychnęłam. – Miło będzie jutro oglądać waszego kaca – Zaświergotałam sięgając po szklankę soku.
Tylko nie mów nic Leah!
Myślisz, że się nie zorientuje?
Fakt… To moja dziewczyna, jest mądra – Tammy z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
Nie byłbym tego taki pewien, skoro wybrała ciebie – stwierdził Mase. Roześmiałam się cicho wsłuchując się w tę interesującą wymianę zdań. Na samą myśl o jutrzejszym sprzątaniu tego bałaganu rozbolała mnie głowa, ale nie mogłam się na nich złościć. Byli przyjaciółmi Masona i wspólnie chcieli świętować tę wiekopomną, jak sami stwierdzili, chwilę. Podskórnie czułam, że to nie ostatnia taka impreza, bowiem wiedziałam, że niedługo odwiedzi nas Declan. Musiałam uzbroić się w świętą cierpliwość. Chłopcy padli po północy, a ja nie miałam serca ich budzić. Stąpając na palcach podeszłam do niebieskich balonów. Obok nich leżała ozdobna torba. Zwabiona ciekawością zajrzałam do środka i wyciągnęłam z niej parę malutkich bucików. Wzruszona pociągnęłam nosem widząc kartkę z życzeniami i gratulacjami od całej drużyny. Byli naszą drugą rodziną, mogłam potwierdzić to bez wahania.

Londyn, Stamford Bridge, 17.05.2020 r.

 Czas pędził jak szalony. Dopiero co obwieściłem całemu światu, że zostanę tatą, a teraz wychodziłem z kolegami na murawę, by rozegrać ostatni mecz w tym sezonie w Premier League. Ten mecz był dla nas meczem o wszystko. Po świetnych występach w marcu, w kwietniu dopadła nas zadyszka, co wykorzystali nasi bezpośredni rywale w walce o czwarte miejsce w tabeli, gwarantujące awans do następnej edycji Ligi Mistrzów. Równolegle do naszego spotkania z Wolverhampton toczył się mecz Manchesteru United, który zgromadził taką samą liczbę punktów. Byliśmy podenerwowani, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy wszystko. Ten sezon był szalony, był moim pierwszym w najwyższej klasie rozgrywek i mogłem śmiało powiedzieć, że sobie poradziłem i sprostałem oczekiwaniom trenera oraz kibiców. Asystowałem kolegom, sam zdobywałem bramki, cieszyłem się po wygranych, zaciskałem zęby po przegranych. Liga Mistrzów nie poszła po naszej myśli. Z rewanżowego meczu w Monachium wróciliśmy ze spuszczonymi głowami. Musiało minąć trochę czasu zanim doszliśmy do siebie i skupiliśmy się na tym, co nam jeszcze zostało. Już w najbliższy weekend mieliśmy zagrać w finale Pucharu Anglii na Wembley, co samo w sobie napawało mnie ekscytacją. Ten sezon przyniósł ze sobą wiele zmian, tych pozytywnych. Odnalazłem szczęście u boku mojej blondynki, która teraz nerwowo zaciskała kciuki i gładziła brzuch, w którym spokojnie spał nasz synek. Byłem spełniony, na ten moment pod każdym możliwym względem. Chloe dała nam spokój. Nie wiedziałem, co było tego przyczyną, ale zniknęła z naszego życia udając się w trasę koncertową. Nie życzyłem jej źle, wręcz przeciwnie, trzymałem kciuki za rozwój jej kariery. Być może zrozumiała, że lepiej podążać za marzeniami, niż tracić czas na mnie? Chciałem w to wierzyć. Gdy sędzia rozpoczął spotkanie dałem się ponieść. Graliśmy zespołowo, piłka toczyła się od nogi do nogi. Byliśmy w gazie, byliśmy zdeterminowani, by wygrać, by strzelić jak najwięcej goli, by sukcesem przypieczętować awans. Kibice zagrzewali nas do walki, śpiewali, wykrzykiwali motywujące hasła, machali wielkimi flagami, zdzierali gardła. Pierwszego gola strzelił Tammy, drugiego Reece, trzeciego Fikayo, mi przypadł w udziale czwarty. To był nasz debiutancki sezon, nie mogliśmy wymarzyć sobie lepszego końca. Po końcowym gwizdku cała nasza czwórka wpadła w ramiona Franka. Radość rozsadzała nas od środka.
Manchester przegrał! – krzyknął trener wbiegając na murawę. – Mamy czwarte miejsce, mamy Ligę Mistrzów! – Wykrzykiwał do tłumu kibiców, którzy nagradzali go gromkimi brawami. Dla niego ta chwila również była ważna. Po sezonie spędzonym w Derby, wrócił na swój ukochany stadion, przejął stery nad swoją ukochaną drużyną. Fani go kochali. My również. Za dzieciaka był naszym idolem, teraz chodzącą legendą i autorytetem. Mentorem. Murawa zaroiła się od żon, dziewczyn, narzeczonych oraz dzieci piłkarzy.
Tutaj jestem – Liliana pojawiła się przede mną promieniejąc. Moja koszulka opinała jej ciążowy brzuszek. – Trochę się rozszalał.
Udzieliły mu się twoje emocje – parsknąłem gładząc jej brzuch. Mały faktycznie szalał, wymierzał mojej narzeczonej mocne kopniaki.
Byłeś wspaniały, Mase – blondynka ucałowała mój policzek.
Bo wiedziałem, że mnie wspieracie – odparłem przyłączając się do tradycyjnego okrążenia boiska.
Zawsze, Mase. Zawsze… – potwierdziła Liliana łapiąc moją dłoń w swoją. Nic więcej nie potrzebowałem. Moje szczęście o blond włosach i niebieskich oczach było obok mnie. I to było najwspanialsze.

Chłopak i dziewczyna z małego miasteczka
Żyjący na szalonym świecie
Próbujący zrozumieć co jest, a co nie jest prawdą
I nie próbuję ukrywać łez
Sekretów, albo moich najgłębszych lęków
Nikt nie rozumie mnie tak jak Ty… 



***

Witam!

U mnie bez tego syfu, który sprawił, że cały świat stanął w miejscu. 
Trzymajcie się zdrowo!!! 💛



Pozdrawiam ;* 

*Taylor Swift - I'm Only Me When I'm With You 

niedziela, 1 marca 2020

Osiemnasty

Londyn, 14.02.2020 r.

 Po niespodziewanie pięknej zimie i prószącym z nieba śniegu nie było już śladu. Pogoda zmieniała się z każdym dniem. Przebijające się przez chmury słońce dawało nadzieję, burze i porywiste wiatry powodowały chandrę, która była przypisana do jesiennej szarugi. Sfrustrowana zaklęłam pod nosem szukając kluczy w torebce. Jak na złość nigdzie ich nie było!
Poddaję się – bezradnie rozłożyłam ręce wpatrując się w chichoczącego Masona.
Może włóż do tej torebki jeszcze więcej niepotrzebnych rzeczy – posłał mi rozbawione spojrzenie chwytając sportową torbę.
Nie nabijaj się ze mnie! – pogroziłam mu palcem.
Po co właściwie ich szukasz? Przecież i tak wrócimy razem – powiedział patrząc na mnie uważnie.
Ja… To z przyzwyczajenia – odparłam unikając jego wzroku.
Wszystko w porządku? – zainteresował się momentalnie.
Tak – odpowiedziałam. Odetchnęłam z ulgą czując metalowe klucze pod paczką chusteczek. – Chodźmy już, bo spóźnisz się na trening – Wytknęłam mu język.
A ty na zajęcia – mrugnął do mnie. Przewróciłam oczami wychodząc na korytarz. – O której zaczyna się przedstawienie Vivi? – Spytał przywołując windę.
O siedemnastej – odparłam sprawdzając godzinę w telefonie.
Przyjechać po ciebie, prawda?
Mase… Dam ci znać, dobrze? Muszę jeszcze coś załatwić – pocałowałam go w policzek.
Co się dzieje, Liliana? Od kilku dni jesteś roztargniona, dziwnie się zachowujesz… Twoje serce… Funkcjonuje normalnie? – zawahał się.
Tak, kochanie – uspokoiłam go. – Z moim sercem wszystko w porządku.
To dobrze, bo nie chciałbym mieć go na głowie w walentynki – zażartował otwierając mi drzwi po stronie pasażera.
O nic nie musisz się martwić – zapewniłam go zapinając pas. Kiwnął głową włączając się do ruchu. Korki panujące w Londynie nie były zaskakujące. Oparłam się wygodnie o zagłówek oddychając głęboko. Mason miał rację. Od paru dni byłam kłębkiem nerwów, mało jadłam, nie wysypiałam się. Nie chciałam go straszyć, dlatego nic nie mówiłam. Bałam się, że wystąpiły jakieś nieprzewidziane powikłania, które mogłyby storpedować naszą rzeczywistość. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, kiedy zaparkował przed moją uczelnią.
Będziemy w kontakcie – pstryknął mnie w nos machając mi na pożegnanie. Odwzajemniłam ten gest ciężko przełykając ślinę. Gdy upewniłam się, że zniknął za zakrętem, sama ruszyłam w przeciwnym kierunku. Widząc gmach szpitala ugięły się pode mną nogi. Postawiłam wszystko na jedną kartę i pchnęłam masywne drzwi. Musiało być dobrze...

 Gnałem jak na złamanie karku, aby zdążyć na szkolne przedstawienie Vivi. Po powrocie z treningu nie zastałem w domu Liliany. Dzwoniłem, ale nie odbierała. Byłem przestraszony, bo rano nie uwierzyłem w ani jedno jej słowo. Wszystko było w porządku? Dobre sobie! Nie dałem się nabrać na jej zapewnienia oraz słodkie miny. Uzbroiłem się jednak w cierpliwość, nie naciskałem. Miałem jedynie nadzieję, że życie nie zafunduje nam powtórki z rozrywki. Odgoniłem od siebie nieprzyjemne myśli parkując przed budynkiem z czerwonej cegły. Cieszyłem się, że Vivi nalegała na moją obecność tutaj. Chciała, abym na żywo oglądnął jej występ, abym ją wspierał i dopingował. Przepychając się przez tłum rozradowanych i przejętych rodziców dotarłem do sali, w której roiło się od niewygodnych krzeseł oraz rozbrykanych dzieciaków. Odszukałem wzrokiem Lilianę i jej rodziców. Uśmiechała się, ale ten uśmiech nie obejmował oczu. Była zdenerwowana, przygryzała wargę i nerwowo bawiła się swoimi dłońmi. Zmarszczyłem brwi, ale podchodząc bliżej nie dałem niczego po sobie poznać.
Dzień dobry – przywitałem się obejmując blondynkę ramieniem.
Cześć, Mason – odpowiedzieli chórem rodzice dziewczyny, po czym wdali się rozmowę z nauczycielką.
Mamy do pogadania – rzuciłem do Liliany. – Dlaczego nie odbierałaś telefonów? Myślałem, że zwariuję!
Nie teraz, Mase – ucięła rozglądając się wokół. Poszedłem za jej śladem. – Nie widziałeś gdzieś Vivi? – Spytała zaniepokojona.
Niezła sztuczka – prychnąłem. – Pomogę ci jej szukać, ale zapewniam cię, że nie wymigasz się od tej rozmowy!
Dobrze, już dobrze – przewróciła oczami odchodząc. Zmełłem w ustach przekleństwo dostrzegając ruch za kurtyną. Pchnięty dziwnym instynktem udałem się w tamtą stronę. Ostrożnie odsunąłem ciężki materiał. Vivi siedziała skulona na podłodze, jej sukienka zamiatała brud.
Vivi? – ukucnąłem przed nią podnosząc jej podbródek do góry. Drżała na całym ciele, po jej twarzy spływały łzy. – Hej, co się stało? – Spytałem zaniepokojony.
Boję się – zapłakała podnosząc na mnie wzrok. Coś ścisnęło mnie w sercu. – Nie dam rady! – Pisnęła.
Skąd to złe nastawienie? Jestem pewien, że będziesz świetna! – zapewniłem ją. Pokręciła przecząco głową. – Vivi, skarbie…
Zbłaźnię się! – powiedziała w końcu. – Przed nim! – Wyznała, czym wprawiła mnie w osłupienie.
Och! – wykrzyknąłem, kiedy dotarł do mnie sens jej słów. – To kto jest tym szczęściarzem? – Zacząłem się z nią drażnić, chcąc rozluźnić atmosferę.
Chłopak, z którym gram główną rolę! – przyznała. – On, on…
Zakochałaś się? – dopytałem nie próbując ukryć uśmiechu. – To urocze!
On mnie chyba nie lubi – wzruszyła ramionami.
Nie możesz tak myśleć! Poza tym… Ciebie nie da się nie lubić – oznajmiłem szczerze. Vivi przysunęła się bliżej i wtuliła w moje ramię. Objąłem ją głaskając jej włosy.
Naprawdę tak myślisz?
Jasne, że tak! Głowa do góry, Vivi. Poradzisz sobie. Nie tylko z przedstawieniem – rozchmurzyłem ją ocierając z twarzy jej łzy. Posłała mi coś na kształt uśmiechu i podniosła się z niewygodnej podłogi. – Zawołać Lilianę?
Sama ją znajdę – mruknęła. – Pewnie wyglądam teraz jak straszydło!
Kobiety… Jak widać wiek nie gra roli! – westchnąłem otrzepując spodnie z kurzu. Vivi spojrzała na mnie krytycznie, po czym przytuliła mnie z całych sił.
Dziękuję, Mason! – krzyknęła i pobiegła szukać siostry. Odczułem ulgę, ciesząc się, że w jakimś stopniu dodałem jej otuchy. Przedstawienie rozpoczęło się parę minut później, a ja zaśmiewałem się do łez z tekstów głównych aktorów. Vivi zgrała się ze sceną, jej ruchy oraz słowa były autentyczne. Byłem pewien, że jeśli kiedykolwiek zdecyduje się na karierę aktorską, to odniesie spory sukces. Kiedy się kłaniała, uniosłem kciuk do góry. Obdarzyła mnie promiennym uśmiechem łapiąc za rękę swojego partnera. Liliana z czułością pogłaskała mnie po policzku. Pocałowałem wewnętrzną stronę jej dłoni na moment zapominając o czekającej nas rozmowie…

 Zacisnęłam powieki udając, że śpię. Cisza panująca w samochodzie była przytłaczająca, dlatego wolałam odwlec tę rozmowę, która ciążyła nad moją głową. Mason był zły, wiedziałam to. Martwił się, bał się, że choroba powróciła, a ja nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, by wyjaśnić mu, co tak naprawdę się ze mną dzieje. Niepewność ściskała mój żołądek, powodowała, że kuliłam się w sobie.
Już jesteśmy – oznajmił wjeżdżając na podziemny parking. Drgnęłam słysząc jego głos. – Widzę, że jesteś zmęczona, dlatego dziś nie będę naciskał. Powiedz mi tylko, czy…
Z moim sercem wszystko jest dobrze – powiedziałam walcząc ze łzami. – Nie musisz się o to martwić – Mruknęłam wychodząc z samochodu.
O to? – warknął pod nosem.
Nie kłóćmy się, proszę… Nie dziś – szepnęłam obserwując zmieniającą się na jego twarzy mimikę.
Niech ci będzie – skapitulował otwierając przede mną drzwi do mieszkania. Zdjęłam zbędą odzież udając się do kuchni. Napełniłam szklankę przezroczystą cieczą i od razu opróżniłam ją do dna. – Dobrze mi poszło z Vivi? – Spytał patrząc na mnie uważnie.
Znakomicie – potwierdziłam mierzwiąc jego włosy. – Dziękuję ci za to!
Zakochana Vivi… Tego jeszcze nie było! – roześmiał się kierując się do łazienki. – Będę kiedyś wspaniałym tatą, musisz to przyznać! – Krzyknął wesoło znikając w głębi korytarza. Zamknęłam oczy, a moja dłoń bezwiednie powędrowała w kierunku płaskiego jeszcze brzucha. Będziesz najlepszym tatą, Mase

Londyn, Stamford Bridge, 25.02.2020 r.

 Przez jedenaście przeklętych dni nie potrafiłam wyznać Masonowi, że jestem w ciąży, że spodziewam się dziecka, że za parę miesięcy zostaniemy rodzicami. Byłam przerażona, nie miałam pojęcia, jak poradzimy sobie w tych nowych dla nas rolach. Czułam, że damy radę, jednak wkradająca się niepewność i panika odbierała mi resztki zdrowego rozsądku. Za każdym razem, gdy próbowałam powiedzieć mu prawdę, tchórzyłam, uciekałam, powtarzałam sobie, że zrobię to przy następnej okazji. Teraz z wyrazem smutku na twarzy obserwowałam kończący się mecz w Lidze Mistrzów między Chelsea a Bayernem Monachium. Niebiescy przegrali to spotkanie nie strzelając ani jednej bramki. Pierwsza połowa wyglądała obiecująco, jednak w drugiej wszystko zaczęło się sypać. Jeden gol, drugi, potem trzeci… Miałam nadzieję, może nikłą, może znikomą, że w rewanżu wszystko pójdzie po ich myśli, że odbiją się od dna i awansują do dalszej rundy. Oni również musieli w to uwierzyć, wydobyć z siebie wszystko, to co najlepsze. Odetchnęłam głęboko kilka razy widząc zmierzającego w moją stronę Masona. Obok niego kroczył Tammy, szeptał mu coś do ucha.
Bo poczuję zazdrość – parsknęła Leah obserwując dwójkę przyjaciół. Zawtórowałam jej przystępując z nogi na nogę.
Jestem już cały twój – oznajmił, gdy stanął obok niej.
Śmierdzisz – Leah zatkała sobie nos, czym rozbawiła mnie do łez. – Zostawiamy was, gołąbeczki! – Dziewczyna mrugnęła do mnie porozumiewawczo, czym dodała mi otuchy. Tylko ona jedna wiedziała… – Powodzenia – Przyjacielsko pocałowała mnie w policzek.
Dlaczego Leah życzyła ci powodzenia? – spytał Mason ocierając twarz koszulką.
Później ci powiem… Pewnie wolałbyś najpierw wziąć prysznic… – zasugerowałam.
Nie, Liliana – uciął i spojrzał na mnie stanowczo. – Ostatnio ci odpuściłem, ale teraz… Nie pójdę stąd, dopóki nie powiesz mi, dlaczego tak dziwnie się zachowujesz. Dopiero co przegrałem mecz, nie dokładaj mi jeszcze, dobrze?
Dobrze! – warknęłam czując irytację. – Jestem w ciąży!
C-co? – wyjąkał robiąc wielkie oczy. – Co… Co powiedziałaś?
Jestem w ciąży, Mase – powtórzyłam. – Zagadka rozwiązana! Zadowolony? – wychrypiałam obserwując jego reakcję.
Naprawdę? Liliana, naprawdę zostaniemy rodzicami? – wykrztusił z siebie pochodząc do mnie bliżej. Otaczał nas tłum kibiców zbierających się do wyjścia ze stadionu. Niektórzy warczeli pod nosem, inni śpiewali hymn wymachując flagami. Pośród tego zgiełku staliśmy my, próbując oswoić się z informacją, która na zawsze odmieni nasze życia.
Nie tak wyobrażałam sobie tę chwilę – chrząknęłam. – Ale tak… Zostaniemy rodzicami – Potwierdziłam. Mason zamknął mnie w szczelnym uścisku powodując, że ciężar, który czułam do tej pory, rozsypał się w drobny pył.
Kocham cię – oznajmił całując mnie w czoło. – Kocham was.
Poradzimy sobie? – zadrżałam ocierając łzy.
Zawsze – odparł łapiąc mnie za rękę.
My ciebie też kochamy – odpowiedziałam. Dalej byłam przerażona, ale wiedziałam, że razem pokonamy wszelkie przeszkody, że wywiążemy się z tej roli… Z Masonem u boku byłam gotowa na wszystko…

Kiedy na Ciebie patrzę
Nie widzę ani jednej rzeczy, którą chciałbym zmienić
Bo jesteś taka cudowna
Po prostu taka, jak jesteś
A kiedy się uśmiechasz
Cały świat na chwilę się zatrzymuje
Bo jesteś cudowna, dziewczyno
Po prostu taka, jaka jesteś…


***

Witam!

Poradzą sobie? ^^


Pozdrawiam ;* 

*Bruno Mars - Just The Way You Are