niedziela, 1 marca 2020

Osiemnasty

Londyn, 14.02.2020 r.

 Po niespodziewanie pięknej zimie i prószącym z nieba śniegu nie było już śladu. Pogoda zmieniała się z każdym dniem. Przebijające się przez chmury słońce dawało nadzieję, burze i porywiste wiatry powodowały chandrę, która była przypisana do jesiennej szarugi. Sfrustrowana zaklęłam pod nosem szukając kluczy w torebce. Jak na złość nigdzie ich nie było!
Poddaję się – bezradnie rozłożyłam ręce wpatrując się w chichoczącego Masona.
Może włóż do tej torebki jeszcze więcej niepotrzebnych rzeczy – posłał mi rozbawione spojrzenie chwytając sportową torbę.
Nie nabijaj się ze mnie! – pogroziłam mu palcem.
Po co właściwie ich szukasz? Przecież i tak wrócimy razem – powiedział patrząc na mnie uważnie.
Ja… To z przyzwyczajenia – odparłam unikając jego wzroku.
Wszystko w porządku? – zainteresował się momentalnie.
Tak – odpowiedziałam. Odetchnęłam z ulgą czując metalowe klucze pod paczką chusteczek. – Chodźmy już, bo spóźnisz się na trening – Wytknęłam mu język.
A ty na zajęcia – mrugnął do mnie. Przewróciłam oczami wychodząc na korytarz. – O której zaczyna się przedstawienie Vivi? – Spytał przywołując windę.
O siedemnastej – odparłam sprawdzając godzinę w telefonie.
Przyjechać po ciebie, prawda?
Mase… Dam ci znać, dobrze? Muszę jeszcze coś załatwić – pocałowałam go w policzek.
Co się dzieje, Liliana? Od kilku dni jesteś roztargniona, dziwnie się zachowujesz… Twoje serce… Funkcjonuje normalnie? – zawahał się.
Tak, kochanie – uspokoiłam go. – Z moim sercem wszystko w porządku.
To dobrze, bo nie chciałbym mieć go na głowie w walentynki – zażartował otwierając mi drzwi po stronie pasażera.
O nic nie musisz się martwić – zapewniłam go zapinając pas. Kiwnął głową włączając się do ruchu. Korki panujące w Londynie nie były zaskakujące. Oparłam się wygodnie o zagłówek oddychając głęboko. Mason miał rację. Od paru dni byłam kłębkiem nerwów, mało jadłam, nie wysypiałam się. Nie chciałam go straszyć, dlatego nic nie mówiłam. Bałam się, że wystąpiły jakieś nieprzewidziane powikłania, które mogłyby storpedować naszą rzeczywistość. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, kiedy zaparkował przed moją uczelnią.
Będziemy w kontakcie – pstryknął mnie w nos machając mi na pożegnanie. Odwzajemniłam ten gest ciężko przełykając ślinę. Gdy upewniłam się, że zniknął za zakrętem, sama ruszyłam w przeciwnym kierunku. Widząc gmach szpitala ugięły się pode mną nogi. Postawiłam wszystko na jedną kartę i pchnęłam masywne drzwi. Musiało być dobrze...

 Gnałem jak na złamanie karku, aby zdążyć na szkolne przedstawienie Vivi. Po powrocie z treningu nie zastałem w domu Liliany. Dzwoniłem, ale nie odbierała. Byłem przestraszony, bo rano nie uwierzyłem w ani jedno jej słowo. Wszystko było w porządku? Dobre sobie! Nie dałem się nabrać na jej zapewnienia oraz słodkie miny. Uzbroiłem się jednak w cierpliwość, nie naciskałem. Miałem jedynie nadzieję, że życie nie zafunduje nam powtórki z rozrywki. Odgoniłem od siebie nieprzyjemne myśli parkując przed budynkiem z czerwonej cegły. Cieszyłem się, że Vivi nalegała na moją obecność tutaj. Chciała, abym na żywo oglądnął jej występ, abym ją wspierał i dopingował. Przepychając się przez tłum rozradowanych i przejętych rodziców dotarłem do sali, w której roiło się od niewygodnych krzeseł oraz rozbrykanych dzieciaków. Odszukałem wzrokiem Lilianę i jej rodziców. Uśmiechała się, ale ten uśmiech nie obejmował oczu. Była zdenerwowana, przygryzała wargę i nerwowo bawiła się swoimi dłońmi. Zmarszczyłem brwi, ale podchodząc bliżej nie dałem niczego po sobie poznać.
Dzień dobry – przywitałem się obejmując blondynkę ramieniem.
Cześć, Mason – odpowiedzieli chórem rodzice dziewczyny, po czym wdali się rozmowę z nauczycielką.
Mamy do pogadania – rzuciłem do Liliany. – Dlaczego nie odbierałaś telefonów? Myślałem, że zwariuję!
Nie teraz, Mase – ucięła rozglądając się wokół. Poszedłem za jej śladem. – Nie widziałeś gdzieś Vivi? – Spytała zaniepokojona.
Niezła sztuczka – prychnąłem. – Pomogę ci jej szukać, ale zapewniam cię, że nie wymigasz się od tej rozmowy!
Dobrze, już dobrze – przewróciła oczami odchodząc. Zmełłem w ustach przekleństwo dostrzegając ruch za kurtyną. Pchnięty dziwnym instynktem udałem się w tamtą stronę. Ostrożnie odsunąłem ciężki materiał. Vivi siedziała skulona na podłodze, jej sukienka zamiatała brud.
Vivi? – ukucnąłem przed nią podnosząc jej podbródek do góry. Drżała na całym ciele, po jej twarzy spływały łzy. – Hej, co się stało? – Spytałem zaniepokojony.
Boję się – zapłakała podnosząc na mnie wzrok. Coś ścisnęło mnie w sercu. – Nie dam rady! – Pisnęła.
Skąd to złe nastawienie? Jestem pewien, że będziesz świetna! – zapewniłem ją. Pokręciła przecząco głową. – Vivi, skarbie…
Zbłaźnię się! – powiedziała w końcu. – Przed nim! – Wyznała, czym wprawiła mnie w osłupienie.
Och! – wykrzyknąłem, kiedy dotarł do mnie sens jej słów. – To kto jest tym szczęściarzem? – Zacząłem się z nią drażnić, chcąc rozluźnić atmosferę.
Chłopak, z którym gram główną rolę! – przyznała. – On, on…
Zakochałaś się? – dopytałem nie próbując ukryć uśmiechu. – To urocze!
On mnie chyba nie lubi – wzruszyła ramionami.
Nie możesz tak myśleć! Poza tym… Ciebie nie da się nie lubić – oznajmiłem szczerze. Vivi przysunęła się bliżej i wtuliła w moje ramię. Objąłem ją głaskając jej włosy.
Naprawdę tak myślisz?
Jasne, że tak! Głowa do góry, Vivi. Poradzisz sobie. Nie tylko z przedstawieniem – rozchmurzyłem ją ocierając z twarzy jej łzy. Posłała mi coś na kształt uśmiechu i podniosła się z niewygodnej podłogi. – Zawołać Lilianę?
Sama ją znajdę – mruknęła. – Pewnie wyglądam teraz jak straszydło!
Kobiety… Jak widać wiek nie gra roli! – westchnąłem otrzepując spodnie z kurzu. Vivi spojrzała na mnie krytycznie, po czym przytuliła mnie z całych sił.
Dziękuję, Mason! – krzyknęła i pobiegła szukać siostry. Odczułem ulgę, ciesząc się, że w jakimś stopniu dodałem jej otuchy. Przedstawienie rozpoczęło się parę minut później, a ja zaśmiewałem się do łez z tekstów głównych aktorów. Vivi zgrała się ze sceną, jej ruchy oraz słowa były autentyczne. Byłem pewien, że jeśli kiedykolwiek zdecyduje się na karierę aktorską, to odniesie spory sukces. Kiedy się kłaniała, uniosłem kciuk do góry. Obdarzyła mnie promiennym uśmiechem łapiąc za rękę swojego partnera. Liliana z czułością pogłaskała mnie po policzku. Pocałowałem wewnętrzną stronę jej dłoni na moment zapominając o czekającej nas rozmowie…

 Zacisnęłam powieki udając, że śpię. Cisza panująca w samochodzie była przytłaczająca, dlatego wolałam odwlec tę rozmowę, która ciążyła nad moją głową. Mason był zły, wiedziałam to. Martwił się, bał się, że choroba powróciła, a ja nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów, by wyjaśnić mu, co tak naprawdę się ze mną dzieje. Niepewność ściskała mój żołądek, powodowała, że kuliłam się w sobie.
Już jesteśmy – oznajmił wjeżdżając na podziemny parking. Drgnęłam słysząc jego głos. – Widzę, że jesteś zmęczona, dlatego dziś nie będę naciskał. Powiedz mi tylko, czy…
Z moim sercem wszystko jest dobrze – powiedziałam walcząc ze łzami. – Nie musisz się o to martwić – Mruknęłam wychodząc z samochodu.
O to? – warknął pod nosem.
Nie kłóćmy się, proszę… Nie dziś – szepnęłam obserwując zmieniającą się na jego twarzy mimikę.
Niech ci będzie – skapitulował otwierając przede mną drzwi do mieszkania. Zdjęłam zbędą odzież udając się do kuchni. Napełniłam szklankę przezroczystą cieczą i od razu opróżniłam ją do dna. – Dobrze mi poszło z Vivi? – Spytał patrząc na mnie uważnie.
Znakomicie – potwierdziłam mierzwiąc jego włosy. – Dziękuję ci za to!
Zakochana Vivi… Tego jeszcze nie było! – roześmiał się kierując się do łazienki. – Będę kiedyś wspaniałym tatą, musisz to przyznać! – Krzyknął wesoło znikając w głębi korytarza. Zamknęłam oczy, a moja dłoń bezwiednie powędrowała w kierunku płaskiego jeszcze brzucha. Będziesz najlepszym tatą, Mase

Londyn, Stamford Bridge, 25.02.2020 r.

 Przez jedenaście przeklętych dni nie potrafiłam wyznać Masonowi, że jestem w ciąży, że spodziewam się dziecka, że za parę miesięcy zostaniemy rodzicami. Byłam przerażona, nie miałam pojęcia, jak poradzimy sobie w tych nowych dla nas rolach. Czułam, że damy radę, jednak wkradająca się niepewność i panika odbierała mi resztki zdrowego rozsądku. Za każdym razem, gdy próbowałam powiedzieć mu prawdę, tchórzyłam, uciekałam, powtarzałam sobie, że zrobię to przy następnej okazji. Teraz z wyrazem smutku na twarzy obserwowałam kończący się mecz w Lidze Mistrzów między Chelsea a Bayernem Monachium. Niebiescy przegrali to spotkanie nie strzelając ani jednej bramki. Pierwsza połowa wyglądała obiecująco, jednak w drugiej wszystko zaczęło się sypać. Jeden gol, drugi, potem trzeci… Miałam nadzieję, może nikłą, może znikomą, że w rewanżu wszystko pójdzie po ich myśli, że odbiją się od dna i awansują do dalszej rundy. Oni również musieli w to uwierzyć, wydobyć z siebie wszystko, to co najlepsze. Odetchnęłam głęboko kilka razy widząc zmierzającego w moją stronę Masona. Obok niego kroczył Tammy, szeptał mu coś do ucha.
Bo poczuję zazdrość – parsknęła Leah obserwując dwójkę przyjaciół. Zawtórowałam jej przystępując z nogi na nogę.
Jestem już cały twój – oznajmił, gdy stanął obok niej.
Śmierdzisz – Leah zatkała sobie nos, czym rozbawiła mnie do łez. – Zostawiamy was, gołąbeczki! – Dziewczyna mrugnęła do mnie porozumiewawczo, czym dodała mi otuchy. Tylko ona jedna wiedziała… – Powodzenia – Przyjacielsko pocałowała mnie w policzek.
Dlaczego Leah życzyła ci powodzenia? – spytał Mason ocierając twarz koszulką.
Później ci powiem… Pewnie wolałbyś najpierw wziąć prysznic… – zasugerowałam.
Nie, Liliana – uciął i spojrzał na mnie stanowczo. – Ostatnio ci odpuściłem, ale teraz… Nie pójdę stąd, dopóki nie powiesz mi, dlaczego tak dziwnie się zachowujesz. Dopiero co przegrałem mecz, nie dokładaj mi jeszcze, dobrze?
Dobrze! – warknęłam czując irytację. – Jestem w ciąży!
C-co? – wyjąkał robiąc wielkie oczy. – Co… Co powiedziałaś?
Jestem w ciąży, Mase – powtórzyłam. – Zagadka rozwiązana! Zadowolony? – wychrypiałam obserwując jego reakcję.
Naprawdę? Liliana, naprawdę zostaniemy rodzicami? – wykrztusił z siebie pochodząc do mnie bliżej. Otaczał nas tłum kibiców zbierających się do wyjścia ze stadionu. Niektórzy warczeli pod nosem, inni śpiewali hymn wymachując flagami. Pośród tego zgiełku staliśmy my, próbując oswoić się z informacją, która na zawsze odmieni nasze życia.
Nie tak wyobrażałam sobie tę chwilę – chrząknęłam. – Ale tak… Zostaniemy rodzicami – Potwierdziłam. Mason zamknął mnie w szczelnym uścisku powodując, że ciężar, który czułam do tej pory, rozsypał się w drobny pył.
Kocham cię – oznajmił całując mnie w czoło. – Kocham was.
Poradzimy sobie? – zadrżałam ocierając łzy.
Zawsze – odparł łapiąc mnie za rękę.
My ciebie też kochamy – odpowiedziałam. Dalej byłam przerażona, ale wiedziałam, że razem pokonamy wszelkie przeszkody, że wywiążemy się z tej roli… Z Masonem u boku byłam gotowa na wszystko…

Kiedy na Ciebie patrzę
Nie widzę ani jednej rzeczy, którą chciałbym zmienić
Bo jesteś taka cudowna
Po prostu taka, jak jesteś
A kiedy się uśmiechasz
Cały świat na chwilę się zatrzymuje
Bo jesteś cudowna, dziewczyno
Po prostu taka, jaka jesteś…


***

Witam!

Poradzą sobie? ^^


Pozdrawiam ;* 

*Bruno Mars - Just The Way You Are 

4 komentarze:

  1. Początek rozdziału idealnie wpasował się w aurę za oknem ^^ depresyjna! Dlatego ja nie wyobrażam sobie życia w Londynie na dłuższą metę. Ta deszczowa pogoda kompletnie by mnie dobiła. Ale! Rodowici Brytyjczycy nie narzekają. No ... może troszeczkę :) Liliana "zgoniła" większość swojej frustracji na pogodę, ale okazuje się, że co innego siedziało jej w głowie. A Mason momentalnie to zauważył, czemu dziwić się nie musimy, w końcu zna ją jak własną kieszeń ... na pewno lepiej niż ona zawartość swojej torebki ^^ Troszkę go oszukała, ale miała w tym własny cel. Okazuje się, że z serduchem wszystko jest w porządku, ale pojawiły się kompletnie inne objawy. Te bardziej ... przyjemne :) Co z tego skoro Lili nie wiedziała jak ma powiedzieć o tym Masonowi. Zwlekała i zwlekała doprowadzając go do szewskiej pasji. Aż zdenerwowany "tupnął nóżką" i kazał natychmiast wytłumaczyć sobie o co w tym wszystkim chodzi. I szok! ^^ Zostanie tatusiem! Chyba nie było lepszego miejsca, aby się o tym dowiedział haha. Oczywiście, że sobie poradzą :) Nie z takimi zawirowaniami dali sobie radę! Mason może przy okazji udowodnić, że jest świetnym ojcem :) Bo jeśli chodzi o jego relację z Vivi to zasługuje na szóstkę w koronie! I z plusikiem :) Biedna dziewczyna tak strasznie zestresowała się występem. A tam występem! Występem przed chłopakiem, który wpadł jej w oko :) Chciała, aby wszystko wyszło idealnie i tak też było. Potrzebowała po prostu kilku słów otuchy od ukochanego szwagra. Także Mason pierwszy trening ma za sobą :)
    Buziaki! :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Liliana napędziła sporo strachu Masonowi swoim tajemniczym zachowaniem. Przez co zaczął się obawiać, że dziewczyna po raz kolejny zaczęła odczuwać jakieś dolegliwości związane z sercem. Mason zna ją zbyt dobrze, aby mogła przed nim przez dłuższy czas ukryć, że coś ją trapi. Na całe szczęście tym razem chodziło o coś zupełnie innego. W dodatku o bardzo radosną nowinę. Liliana kierowana przeczuciem postanowiła w końcu sprawdzić swoje przypuszczenia. Potwierdzając, że jest w ciąży, co wywołało w niej masę mieszanych uczuć. Przede wszystkim nie miała pojęcia, jak przekazać tę wiadomość Masonowi. Zapewne nie wiedząc, jak może zareagować na tę niespodziewaną wiadomość. Zwlekała więc doprowadzając tym samym swojego ukochanego do granic cierpliwości. W końcu dowiedział się od Liliany o zostaniu tatą w najmniej spodziewanym przez siebie momencie. To musiał być dla niego prawdziwy szok, który jednak w mig został zastąpiony ogromną radością i szczęściem. Liliana nie ma czego się obawiać. Jestem pewna, że we dwoje ze wszystkim sobie świetnie poradzą. Będąc wspaniałymi rodzicami. W końcu Mason już dał próbkę swoich możliwości, gdy Vivi dopadły wątpliwości i stres przed przedstawieniem. Kiedy to nie chciała źle wypaść przed chłopakiem, który się jej spodobał. Bardzo szybko okazał jej tak potrzebne wsparcie Vivi, zapewniając o sporym talencie. Dzięki czemu dziewczynka odważyła się wystąpić. Wypadając zresztą świetnie, co dostrzegł chyba każdy na widowni. Wiadomość o ciąży Liliany na pewno ogromnie ucieszy też bliskich jej i Masona, gdy tylko postanowią się nią z nimi podzielić.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rodział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem! W końcu, po długiej nieobecności nadrabiam zaległości. Nie będę się tłumaczyła, dlaczego tak długo mnie nie było, zresztą wszystko wyjaśniłam u siebie. Ale teraz wracam i czytam.
    Czytam z wypiekami na twarzy, bo co tu dużo mówić, Twoje opowiadania zawsze wzbudzają we mnie mnóstwo emocji. Od samego początku mocno trzymałam kciuki za Lilianę i Masona. Pasowali do siebie jak nikt inny. I obydwoje o tym wiedzieli, choć życie postawiło przed nimi wiele przeszkód, w końcu odnaleźli drogę do siebie.
    Nie powiem jednak, że początek tego rozdziału trochę mnie wystraszył. Po tym wszystkim co Liliana i Mason przeszli naprawdę zasługiwali na odrobinę spokoju. Oczywiście, wiedziałam, że problemy z sercem Lili będą się za nimi ciągnąć do końca życia. Niestety tak to już jest z chorobami serca. Nie przypuszczałam jednak, że aż tak szybko. Dobrze, że Lilka postanowiła od razu sprawdzić o co chodzi. Dzięki temu przynajmniej trochę się uspokoiła.
    Zupełnie nie dziwię się Vivi, że spanikowała trochę przed przedstawieniem. Kto by nie spanikował? Przecież chodzi o szkolny spektakl, w którym dodatkowo gra się z chłopakiem, który Ci się podoba. Stres momentalnie uderza do głowy. Dobrze, że ma obok siebie takie wspaniałe osoby jak Liliana i Mason, na których zawsze może liczyć.
    I tak Mason na pewno będzie wspaniałym ojcem. Liliana może być tego pewno.
    Nie będę kłamać, że zaskoczyła mnie informacja o ciąży, bo szczerze powiedziawszy spodziewałam się tego od dawna. I tak strasznie się cieszę, że nasza para zostanie rodzicami! To wspaniała wiadomość. Stworzą wspaniałą, kochającą rodzinę, będą świetnymi rodzicami. Mam nadzieję, że teraz będzie im układać tylko lepiej.
    No cóż, chyba nie pozostaje mi nic innego, jak z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin
    Ps. Zapraszam też na nowość u siebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czemu ale od samego początku rozdziału byłam pewna ,że chodzi o ciążę:)
    Jakoś nie mogłam siebie wyobrazić, że wróciły kłopoty z sercem Lipiany.I po prostu wiedziałam że będzie to ciąża.
    To naprawdę cudowna wiadomość. Bo oboje będą wspaniałymi rodzicami. I nie mam pojęcia czemu dziewczyna tak bardzo stresowała się by powiedzieć to Masonowi. Naprawdę cieszę się ich szczęściem. I jestem pewna ,że oboje dadzą siebie znakomicie radę.
    Naprawdę rozumiem Vivi, że spanikowała przed szkolnym występem. I podziwiam zarazem , że opanowała panikę, wyszła na scenę i znakomicie dała sobie radę. Chyba bym tak nie umiała. Nigdy nie lubiłam szkolnych występów.
    Dobrze , że Mason był w pobliżu i pomógł opanować małej stres .
    Pozdrawiam cieplutko i czekam ba kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń