Wembley
Stadium. Stadion narodowy, symbol angielskiej piłki nożnej, świadek
jej największych triumfów oraz sukcesów. Gospodarz finałowego
meczu szesnastych Mistrzostw Europy mężczyzn. Pięćdziesiąte
pierwsze i zarazem ostatnie spotkanie na szczycie. Anglia, która
cztery lata temu pożegnała się z turniejem w 1/8 finałów kontra
Portugalia, obrońca tytułu. Siedząc w loży VIP wraz z rodziną,
innymi narzeczonymi, dziewczynami, żonami piłkarzy oraz specjalnymi
gośćmi nie mogłam zapanować nad drżeniem ciała.
Podekscytowanie, nerwowe oczekiwanie, emocje… Wszystko odczuwałam
podwójnie, mały nie miał zamiaru ułatwiać mi tego zadania, wręcz
przeciwnie. Kopał jak oszalały chcąc wyrazić swoje zaoferowanie.
Tak samo jak ja był dumny z Masona, który ciężką pracą
wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce turnieju.
Zasłużył na nie zaangażowaniem, poświęceniem oraz ambicją,
którą tak podziwiałam. Był uparty, sukcesywnie dążył do
wyznaczonego celu, a teraz, w wieku dwudziestu jeden lat miał szansę
zostać Mistrzem Europy reprezentując swój ukochany kraj, swoją
ojczyznę, broniąc tak cenionych i szczególnych barw. Dopiero co
przeżywałam jego debiut w seniorskiej drużynie, cieszyłam się
jak wariatka z pierwszego gola, a teraz czekałam na pierwszy gwizdek
sędziego. Leah siedziała obok mnie, co jakiś czas zerkała na
zegarek, tak jakby chciała przyspieszyć jego wskazówki. Była
zdenerwowana i dumna. Młodzi chłopcy z Chelsea, dzięki
szansie którą dostali od Franka mieli za chwilę wyjść na boisko,
by dać z siebie wszystko, by pokazać zgromadzonym kibicom, że
zasługują na ten tytuł. Mason, Tammy, Reece, Fikayo, a nawet
Declan, który po zakończonej imprezie miał wrócić do klubu, w
którym się wychował… Dla nich wszystkich była to chwila, o
jakiej śnili będąc małymi chłopcami. Posłałam szeroki uśmiech
panu Frankowi, który zmierzał w naszą stronę ze swoimi czterema
kobietami. Zaśmiałam się na ten widok odruchowo dotykając
brzucha. Mały kopnął mnie mocno w tej samej chwili, w której
piłkarze zaczęli wychodzić na murawę. Przekazał wsparcie tacie,
a ja wzruszona pociągnęłam nosem śpiewając narodowy hymn. Ciarki
przeszły mi po plecach, gdy wraz ze mną zrobiła to przeważająca
część stadionu. Po wymienieniu się uściskami, po zdjęciach, po
wybraniu stron, sędzia zagwizdał po raz pierwszy rozpoczynając
finałowy mecz. W tej chwili nie liczyło się to dla jakiego klubu
grali na co dzień. Teraz byli jednością walczącą o końcowy
triumf. Tutaj, podobnie jak w Chelsea doświadczenie mieszało się z
młodością i to według trenera mógł być klucz do osiągnięcia
sukcesu. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale czułam, że
wygrają, że wniosą do góry Puchar na tak ukochanym przez nich
stadionie, w swojej ojczyźnie, przed swoimi kibicami. Anglia
dyktowała warunki, jednak przeciwnik nie odpuszczał. Oni mieli swój
cel, chcieli obronić tytuł, lecz Synowie Albionu robili wszystko,
by do tego nie dopuścić. Przed czterdziestą piątą minutą piłkę
do bramki wpakował Tammy. Leah otarła łzę, a ja objęłam ją
mocno. Czułam jej emocje, pozytywne wibracje przepływające przez
jej ciało.
–
On mnie kiedyś wykończy! – krzyknęła
wachlując się dłonią. – Oczywiście w tym dobrym sensie! –
Dodała wyjaśniając. Parsknęłam śmiechem, jednak w zrozumieniu
pokiwałam głową.
–
Szukał tego gola od samego początku –
odwróciłyśmy się jak na komendę słysząc głos Franka. –
Jestem pewien, że Mason pójdzie w jego ślady – Mrugnął do mnie
znacząco.
–
Tak, ta dodatkowa motywacja na pewno na
niego zadziała – zaśmiałam się. – Nie przestaje kopać –
Zauważyłam.
–
Wysyła tacie wiadomość – stwierdził
Frank patrząc na swoją najmłodszą pociechę.
–
Chyba tak – potwierdziłam. – Nie
jestem pewna, czy Mase panu wspominał… – Zaczęłam zagryzając
dolną wargę.
–
Po pierwsze to nie pan, tylko Frank!
Rozmawialiśmy już na ten temat – uśmiechnął się do mnie z
sympatią. – A po drugie… Chyba nie mam pojęcia, o czym mówisz
– Bezradnie wzruszył ramionami.
–
Cóż… Mase i ja… Chcielibyśmy
nazwać synka pan… Twoim imieniem – wykrztusiłam z siebie
czując pojawiające się na policzkach niechciane rumieńce.
–
Och! – wykrzyknął zdumiony. – Nie
spodziewałem się tego, ale będzie to dla mnie wielki zaszczyt –
Powiedział obejmując mnie.
–
Jest pan… Jesteś jego idolem… Zawsze
cię podziwiał i… Odgrywasz wielką rolę w jego, naszym życiu,
więc pomyśleliśmy, że taka opcja będzie najsensowniejsza.
Braliśmy pod uwagę imiona naszych ojców, ale zgodnie
stwierdziliśmy, że to zbyt banalne – wyszczerzyłam się
uchylając się przed żartobliwym ciosem mojego taty.
–
Cóż, dziękuję wam – Frank
uśmiechnął się szeroko. – W takim razie chyba nie będzie miał
wyjścia… Szykuj się na kolejnego piłkarza w rodzinie!
–
Jakoś to przeżyję – wymruczałam
unosząc kąciki ust ku górze. Frank poklepał mnie po ramieniu, a
ja odetchnęłam głęboko, kiedy rozpoczęła się druga połowa.
Zawodnicy Portugalii atakowali, jednak nie mogli przedostać się pod
bramkę Anglików. Bramkarz bronił najgroźniejsze piłki, obrona
radziła sobie znakomicie, a piłka płynnie toczyła się od nogi do
nogi. Prowadziliśmy jedną bramką, ale widziałam tę determinację,
chęć strzelenia jeszcze jednego gola, aby przypieczętować to
zwycięstwo. Okazja nadarzyła się przed końcowym gwizdkiem. Piłka
wpadła pod nogi Masona, a on nie miał zamiaru nikomu jej oddawać.
Minął obronę i jednym szybkim strzałem umieścił piłkę w
siatce. Stadion eksplodował. Kibice skandowali jego imię, koledzy
rzucali się po nim celebrując zwycięstwo, a ja zalałam się
łzami. Za chwilę było już po wszystkim… Anglia pokonała
Portugalię i odniosła wymarzony, wyśniony triumf. Pierwszy w
historii. Emocje i wzruszenie odebrały mi mowę. Nie
rejestrowałam tego, co działo się wokół mnie. Czułam obecność
najbliższych, jednak moje spojrzenie było utkwione w Masonie.
Patrzyłam na jego radość, na jego euforię, na promienny uśmiech,
który był ozdobą jego przystojnej twarzy. Kiedy na jego szyi
zawisł złoty medal, kiedy chwycił w dłonie Puchar za zdobycie
Mistrzostwa Europy… Nie liczyło się nic więcej. Po dekoracji
zbiegłam do niego pierwsza i wpadłam w jego ramiona.
Płakałam, on również, ale były to łzy radości, która otaczała
nas z każdej strony.
–
To dla was – wyszeptał gładząc
brzuch.
–
Wiemy – przyłożyłam czoło do jego
czoła, a wzruszenie wypełniło mnie całą, gdy zawiesił medal na
mojej szyi. – Kocham cię, Mase.
Londyn,
10.09.2020 r.
–
Kiedy on z ciebie wyjdzie?! – zajęczała Vivi pukając delikatnie
w mój ogromny brzuch. Sama chciałabym to wiedzieć!
–
Stukaj tak dalej, to może cię posłucha!
– powiedziałam stękając. – Mamo! Chcę już urodzić! –
Wychrypiałam z trudem podnosząc się z kanapy.
–
Uwierz mi kochanie, wszyscy tego chcemy –
oznajmiła podając mi szklankę z wodą. Przyjęłam ją z
wdzięcznością.
–
Wiem, że przez ostatni miesiąc byłam
nieznośna, ale…
–
Przez ostatni miesiąc? Dobre sobie! –
Vivi posłała mi oburzone spojrzenie. – Podziwiam Masona za to, że
nie wystawił cię za drzwi! – Tupnęła nogą wyrażając swoją
dezaprobatę nad moją osobą.
–
Vivi! – krzyknęłam. – Nie mówi się
tak! – Pogroziłam jej palcem. Wytknęła mi język nic sobie nie
robiąc z mojego tonu. Skrzywiłam się czując kolejny silny skurcz.
Od jakiegoś czasu pojawiały się w regularnych odstępach
czasowych, ale nie chciałam siać niepotrzebnej paniki. Po namyśle
doszłam jednak do wniosku, że śmiało mogłam to uczynić. –
Mamo!
–
Zsikałaś się?! – Vivi z niesmakiem
zmarszczyła nos. – Mamo!
–
Vivi, uspokój się! – rodzicielka
podeszła do nas natychmiast reagując.
–
Ale ona się zesikała! Fuj!
–
Nieprawda! – odpyskowałam.
–
Liliana, odeszły ci wody. Rodzisz –
oznajmiła mama zachowując stoicki spokój. W środku cała się
trzęsła, byłam tego pewna, jednak przy mnie zgrywała twardziela.
– Vivi, zadzwoń do Masona i przekaż mu wiadomość, że jego
pierworodny pcha się na świat. Migiem! – Nakazała. Siostra
posłusznie pokiwała głową sięgając po telefon. – Poradzimy
sobie, jestem przy tobie – Mama pocałowała mnie w czoło.
–
Dziękuję, mamo – wyszeptałam cicho
dając się prowadzić. Wiedziałam, że przy niej nic mi nie grozi.
Będąc
małą dziewczynką nie rozumiałam, jak w jednej chwili, za sprawą
bezbronnej istotki może zmienić się cały świat i budowany przez
całe życie światopogląd. Nie potrafiłam dostrzec rzeczy
oczywistych, niekiedy nie potrafiłam pojąć zachwytu dorosłych nad
cudzymi dziećmi. Mnie napawały one lękiem i irracjonalnym
strachem. Ich płacz, krzyk, ciągłe zmienianie pieluch… Wtedy
wydawało mi się, że kiedy przyjdzie pora na mnie, nie podołam, że
nie zdołam być dobrą mamą. Wszystko się zmieniło, kiedy
usłyszałam pierwszy płacz mojego maleństwa, kiedy po raz pierwszy
wzięłam w ramiona mojego małego synka. Był idealny i od tej pory
wiedziałam, że będę kochać go bezwarunkowo do końca świata.
Ból, niemoc, strach… Te uczucia odeszły w niepamięć, gdy
tuliłam go do swojej piersi. Przelałam na niego całą miłość,
obiecałam, że nigdy go nie zawiodę, że zawsze będę przy nim
trwać, na dobre i na złe, tak jak moja mama trwała przy mnie.
Pojękiwał cichutko, a dla mnie była to najpiękniejsza melodia na
całym świecie. Był cały i zdrowy, silny i malutki. Był kopią
moją i Masona. Mason… Drgnęłam, kiedy drzwi do sali otworzyły
się z hukiem.
–
Już… Już jestem – wysapał
podchodząc bliżej. – Liliana, ja… – Zaczął, ale wzruszenie,
które ścisnęło go za gardło odebrało mu mowę.
–
Wiem, co chcesz powiedzieć –
szepnęłam. – Chodź tatusiu, ktoś chce cię poznać –
Przywołałam go do nas. Ostrożnie usiadł na łóżku patrząc to
na mnie, to na naszego synka.
–
Jest idealny – powiedział oczarowany
delikatnie łapiąc go za malutką rączkę. Zaśmiałam się cicho.
–
Bo jest nasz… – dopowiedziałam
całując go w czółko.
–
Mały Frankie… – Mason z czułością
pogłaskał go po główce. – Nasz syn.
–
I przyszły piłkarz – dodałam
rozbawiona. Mason parsknął śmiechem mocno mnie obejmując. –
Dziękuję ci, Liliana – Pocałował mnie w czubek głowy. –
Dziękuję, że uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na całej
kuli ziemskiej! I to w dodatku w naszą rocznicę! – Poruszył
sugestywnie brwiami.
–
O czym ty… – zaczęłam, ale jego
cwany uśmiech był odpowiedzią na wszystko. – Mason! –
Strzeliłam go po łapach.
–
No co? – udał niewiniątko. – Nigdy
nie zapomnę tych upojnych chwil spędzonych w łazience! Ten
dreszczyk emocji, ta ekscytacja, że znów mogę mieć cię przy
sobie, twoje ciało przy moim ciele… – Mrugnął do mnie
rozmarzony.
–
Jesteś niemożliwy – prychnęłam
wpatrując się w synka. – Oby nie poszedł w twoje ślady!
–
Masz rację, w tym aspekcie życia nie
musi – przyznał opierając głowę na moim ramieniu. Ja, Mason i
nasz syn. W końcu byliśmy wszyscy razem, gotowi by stworzyć
rodzinę, by razem iść na przód, by dalej się poznawać i kochać.
By istnieć dla siebie.
Tutaj
jest moja historia
Moja
pamięć
Prawda
o mnie
Kiedy
jeszcze byłem dzieckiem
Zamykałem
oczy
I
widziałem Cię przede mną
Już
wówczas
Żyłaś
w mojej wyobraźni
Realnym
marzeniu
A
teraz jesteś tutaj…
***
Witam!
Przed nami epilog ;)
Wesołych Świąt! <3
Pozdrawiam ;*
*Nevio - Amore Per Sempre
Finał Mistrzostw Europy na pewno dostarczył ogromu emocji wszystkim obecnym na stadionie. A już zwłaszcza Lilianie, której synek nie dał, ani chwili wytchnienia. Nieustannie dopingując na swój sposób swojego tatę, który ciężką pracą i ambicją miał okazję wziąć czynny udział w tym wyjątkowym wydarzeniu, a co więcej znacznie przyczynić się do zwycięstwa narodowej drużyny. Każda bramka zdobyta przez reprezentację Anglii wprowadzała w euforię kibiców, którzy od samego początku do końca żyli meczem. Na pewno ta niepowtarzalna chwila zostanie przez Masona zapamiętana do końca życia. W tak młodym wieku odniósł już ogromny sukces i to w dodatku w tak wyjątkowym miejscu. Najpiękniejsze jest jednak to, że mógł celebrować ten ogromny sukses z najważniejszymi dla niego osobami pod słońcem jakimi jest Liliana i ich synek. Nic dziwnego, że dziewczyna była wzruszona i dumna. Także Frank oprócz ogromu radości z powodu wyśmienitego występu jego podopiecznych, miał jeszcze jeden powód do wzruszenia. Na pewno, gdy dowiedział się, że Liliana i Mason zdecydowali się nadać swojemu synowi jego imię. Ogromnie się ucieszył i poczuł doceniony.
OdpowiedzUsuńWszysycy wyczekiwali z ogromną niecierpliwością na poród Liliany, który wciąż się wydłużał ku jej niezadowoleniu. Jej bliscy na pewno dostali nieźle w kość w końcowej fazie ciąży, ale można jej to jak najbardziej wybaczyć.
Vivi jest jednak niemożliwa! Jako jedyna nie patyczkowała się z siostrą i powiedziała jak jest. :D Przy okazji skutecznie wywołała swojego siostrzeńca na świat. Na całe szczęście dzięki obecności mamy, Liliana zachowała spokój, a poród odbył się bez żadnych komplikacji. Dzięki czemu wszyscy mogli powitać Franka wśród siebie. Liliana pokochała go od pierwszego wejrzenia, ale przecież nie mogło być inaczej. Jestem pewna, że dziewczyna okaże się wspaniałą mamą. Mason musiał być wniobowzięty, gdy po raz pierwszy zobaczył swojego potomka. To na pewno była jedna z najpiękniejszych chwil jego życia. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie zaczął przybliżać szczegółów poczęcia Franka. :D
Liliana i Mason po tylu przeciwnościach, cierpieniach i chwilach zwątpienia. Teraz mają wszystko o czym od zawsze marzyli. Tworzą cudowną rodzinę, a ich miłość na pewno będzie trwać i trwać. Aż żal, że ich historia powoli dobiega końca. Czytanie o ich niezwykłej miłości jest w końcu ogromną przyjemnością. :)
Finał mistrzostw Europy na pewno dostarczył Lilianie wiele emocji. Do tego jej maleństwo zachowywało się już tak jakby było z tatą na stadionie. Mały nie mógł przestać kopać jakby miał tam jakąś swoją piłkę. Od razu widać, że rośnie nam kolejny piłkarz 😉
OdpowiedzUsuńFrank na pewno bardzo się ucieszył dowiadując się, że mały będzie nosił jego imię. To zapewne było dla niego niezwykle wzruszające.
Cała rodzina nerwowo oczekiwała porodu Liliany. Vivi jak zwykle wygrała ten rozdział. Dziewczynka jest naprawdę niesamowita.
Dobrze , że gdy wszystkie zaczęło miała przy sobie mamę. Na pewno pomogła jej opanować zdenerwowanie. I nie pozwoliła wpaść w panikę.
Poród odbył się bez żadnych komplikacji. I nasi młodzi rodzice pokochali maleństwo od pierwszego wejrzenia.
Jestem pewna , że oboje będą doskonałymi rodzicami. I bardzo się cieszę, że po tylu problemach w końcu moga byc szczesliwi.
Nie mogę uwierzyć, że przed nami już tylko epilog. Jakoś ciężko będzie rozstać mi się z bohaterami. Ale w końcu wszystko musi się kiedyś skończyć.
Pozdrawiam cieplutko i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Frank ❤ piękne imię, bardzo mi się podoba
OdpowiedzUsuńMalutki dopingował swojego tatuska w brzuchu 😁 swoją drogą współczuję tego Lilianie, ale doping to doping!
Pan Frank pewnie też szczęśliwy, bedzie miał swojego imiennika.
Vivi jest wygrywam rozdziału 😂 jak zapytała kiedy mały wyjdzie z brzucha to wyłam ze śmiechu, ale jak walnęła, że Liliana się zsikała to umarłam 😂 mała pojechała prosto z mostu i cyk Frank postanowil w końcu wyjść
Dobrze, że przy Lilianie była doświadczona mama 😃 zgaduję, że w takiej sytuacji to duży pluuuuus
No i Mason ma swojego pierorodnego. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jak bardzo musiał się cieszyć, ale tekst o rocznicy rozwalił system haha na pewno bedzie super tatą, a Liliana super mamą ❤
Hmmm czyli co epilog? W takim razie czekam!
Pozdrawiam
N
Ach, aż zrobiło mi się smutno na myśl, że te Mistrzostwa się nie odbędą w tym parszywym roku. Całe sportowe lato poszło się ^^ ale po to są takie historię, aby humor sobie poprawić i podkoloryzować szarą rzeczywistość. Mason spełnił swoje największe marzenie jakim bez wątpienia było reprezentowanie narodowych barw. I to jeszcze w tak ważnym meczu! Kompletnie nie dziwię się Lilianie oraz obecnym wokół niej ludziom, że emocje wręcz z nich parowały. Takie chwile nie zdarzają się przecież codziennie! Nawet bobasek wyczuł, że to coś bardzo ważnego i także "dołączył się" do dopingu :) Ale cóż się dziwić! W końcu dostanie imię po samej legendzie piłki nożnej! Frank brzmi jak najbardziej perfekcyjnie :) Na pewno "duży Frank" poczuł się szczególnie gdy to usłyszał. Ale cóż się dziwić Masonowi, że takie imię wybrał, skoro Lampard jest nie tylko jego idolem, jak i motywacją do dojścia na sam szczyt :) A wygranie Mistrzostw Europy to zapewne pierwszy z jego wielu wielkich triumfów! Złoty medal, cenny gol ... czego tu chcieć więcej?
OdpowiedzUsuńVivi jest przeurocza w swoim dziecięcych przemyśleniach na temat życia dorosłych :) Mówi to, co ma na myśli, bez względu na to, jak to zabrzmi ^^ najwidoczniej Liliana w ostatnim czasie dała się we znaki swoim najbliższym skoro młodsza siostra marzyła, aby finał tego całego zamieszania przyszedł jak najszybciej :) I patrzcie państwo! To "stukanie" dało pozytywny efekt, ponieważ mały Frank postanowił poznać swoją mądralińską ciocię, która na pewno będzie nim zachwycona :)
Po kilku ciężkich godzinach w których Liliana zapewne przeklęła cały świat, w jej ramionach wylądował mały Frankie, który wynagrodził swoją obecnością cały ten trud :) Jestem przekonana, że będzie cudowną mamą. Może i nie idealną, bo takich nie ma, ale na pewno chłopiec będzie nią zachwycony :) W końcu najważniejsze, że kocha go ponad wszystko! Mason wpadł lekko spóźniony, ale to chyba najlepszy moment, kiedy ma się pojawić facet. Jeszcze by zginął przypadek z rąk Liliany ^^ a tak, mogli w spokoju cieszyć się swoim idealnym chłopcem :) Choć Mason nie mógł sobie darować i nawet w takich chwili musiał przypomnieć Lilianie o dość ważnym wydarzeniu w ich życiu ^^ te chłopy!
Oh ... już epilog? Kiedy? Jak? Gdzie? ^^
Ojej, ten rozdział to istny miód na moje znużone serduszko. Naprawdę, był tak uroczy i tak piękny, że gdy czytałam nie mogłam robić nic innego tylko się szeroko uśmiechać. Bo to było nic innego tylko cud, miód i orzeszki.
OdpowiedzUsuńFinał mistrzostw Europy musiał być wspaniałym, ale jednocześnie strasznie stresującym wydarzeniem dla Liliany i innych krewnych piłkarzy. W końcu chłopcy grali najważniejszy mecz w ich życiu. Mieli stanąć do gry o najważniejsze trofeum. Dostali najprawdopodobniej jedyną taką szansę w życiu.
Mały Frank chyba czuł, że to ważna chwila dla taty, bo nieźle dawał mamie w kość. Cóż, trzeba przyznać, że siłę ma. I też liczę po cichu na to, że w przyszłości zawojuje murawę. Zresztą geny robią swoje. A do tego dostał takie szlachetne imię! Po wspaniałym człowieku. Jestem pewna, że osiągnie coś wielkiego.
Ale wygrali! I to się liczy! Zrobili to! Wygrali mistrzostwo Europy! I to we własnym kraju, przed swoimi kibicami. Czy może być coś piękniejszego, bardziej wzruszającego. Móc podnosić to trofeum razem z bliskimi? Na pewno ta chwila będzie do końca życia śnić się Masonowi. W tamtym momencie musiał czuć się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.
Ogólnie, to w ogóle się nie dziwię, że wszyscy z taką niecierpliwością czekali na poród Liliany. W końcu chcieli już poznać małego Franka. Szczególnie Vivi. Mam nadzieję, że nie zawiedzie się bardzo, kiedy zorientuje się, że małe dzieci to w zasadzie niewiele robią.
Oh, no i w końcu mały Frank pojawił się na świecie! To musiało być niesamowite przeżycie dla Liliany i Masona. Zostali rodzicami. Teraz są rodziną. Ich miłość pokonała wszystkie problemy, a ich syn jest na to żywym dowodem. Liliana niech się nie boi –– ona i Mason będą wspaniałymi rodzicami. Mam nadzieję, że od teraz w ich życiu będą już tylko szczęśliwe chwilę.
I cóż, spodziewałam się, że zbliżamy się do końca. Pozostało mi tylko z niecierpliwością czekać na epilog.
Pozdrawiam
Violin