piątek, 10 stycznia 2020

Szesnasty

Londyn, 10.12.2019 r.

 Z niespokojnego snu wyrwał mnie dziwny hałas. Zdezorientowany otworzyłem oczy próbując przyzwyczaić je do ostrego światła. Pikanie maszyn, oddech Liliany… Szpital. Ocknąłem się w jednej sekundzie. Początkowo nie wiedziałem, gdzie się znajduję, ale jedno spojrzenie na śpiącą sylwetkę mojej ukochanej posłużyło mi za odpowiedź. Mimo lekkich przeciwwskazań lekarzy spędziłem noc w jej sali. Musiałem być przy niej, gdy się obudzi. Krzesło było twarde i niewygodne, czułem się tak, jakby zrosły mi się wszystkie mięśnie, ale miałem to gdzieś. To Liliana była najważniejsza. Naprawdę miałem nadzieję, że od teraz będzie już dobrze, że jej zdrowiu nie zagraża już niebezpieczeństwo. Napędziła nam mnóstwo strachu, ale to przecież nie była jej wina. Nie poddała się, walczyła o swoje serce. Dla siebie. Dla nas. Była dzielna w swojej kruchości. Była uparta i wiedziałem, że tak łatwo nie odpuści. Myśli, że mógłbym ją stracić, po wczorajszej operacji odleciały gdzieś daleko. Razem, krok po kroku, dołożymy wszelkich starań do tego, aby wróciła do pełni sił. Pogłaskałem jej dłoń z uśmiechem. Jeszcze wczoraj przeżywałem chwile grozy, a teraz… Drgnąłem, kiedy poczułem na swojej dłoni słaby uścisk.
Mason… – wychrypiała dziewczyna próbując się podnieść.
Liliana – szepnąłem całując jej czoło. – Dobrze się czujesz? – Spytałem drżącym głosem. – Zawołać lekarzy?
Za chwilę – odparła. – Jest tu gdzieś woda? – Jęknęła głucho.
Jasne – oprzytomniałem napełniając jednorazowy kubek. Wypiła całą zawartość jednym duszkiem. – Może jednak…
Słyszałam cię – przerwała mi. Zmarszczyłem brwi nie wiedząc, o czym mówi. – Kiedy lekarze o mnie walczyli… Czułam ból. Przenikliwy… Chciałam się poddać, modliłam się jedynie o to, aby ustał, żeby dał mi spokój. Czułam, że znajduję się na granicy, naprawdę chciałam odpuścić – Łza spłynęła po jej policzku. Natychmiast otarłem ją kciukiem.
Liliana… – zacząłem. – To…
Ale wtedy usłyszałam twój głos. Był smutny, tak przeraźliwie smutny. Byłeś zrozpaczony, wiedziałam to. Kazałeś mi walczyć, błagałeś, żebym cię nie zostawiała… Wtedy wstąpiła we mnie wola walki. Żyję dzięki tobie – zaśmiała się. – Nie płacz – Poprosiła widząc moje zaczerwienione oczy.
Myśl, że mógłbym cię stracić dobijała mnie na każdym kroku. Nie mogłem bezczynnie patrzeć na lekarzy, musiałem coś zrobić. Chciałem dać ci znak, że jestem obok ciebie, że zawsze będę…
Wiem – nie dała mi skończyć. Złożyła pocałunek na wewnętrznej stronie mojej dłoni. – Kocham cię, Mason. Tak bardzo cię kocham – Wyznała opadając na poduszki.
Ja ciebie też kocham – pogłaskałem ją po głowie i dałem znać lekarzom, że się obudziła. – Najbardziej na świecie. Przejdziemy przez to razem – Zapewniłem ją.
Zdaję sobie sprawę, że tego dopilnujesz – parsknęła posyłając szeroki uśmiech lekarzowi, który właśnie wszedł na salę. Zostawiłem ich samych i poinformowałem rodziców o stanie jej zdrowia. Wróciła do nas. Wróciła do mnie…

Portsmouth, 24.12.2019 r.

 Rekonwalescencja Liliany przebiegała wzorcowo. Poświęcałem jej każdą wolną chwilę. Po treningach i meczach pędziłem prosto do mieszkania, robiłem zakupy, pomagałem w najprostszych czynnościach. Wracała do zdrowia, jednak czasami odczuwała zawroty głowy oraz lekkie duszności. Było to normalne, ale ja drżałem ze strachu, gdy tylko sygnalizowała, że coś się dzieje. Momentami miała mnie dość, kazała mi wyjść gdzieś z chłopakami, abym się rozerwał i zajął sobą. Doceniałem jej starania, lecz było na to za wcześnie. Według wszystkich, tylko nie jej. Była strasznym uparciuchem i nie chciała przyznać, że potrzebuje pomocy. Taka już była, a ja pokochałem jej upór wraz z nią całą. Na studia miała wrócić po nowym roku, co przyjęła z markotną miną. Martwiła się zaległościami oraz materiałem, który będzie musiała nadrobić. Zapewniłem ją, że poradzi sobie ze wszystkim, bo inaczej nie byłaby sobą. Nie wspomniałem jej o wizycie Chloe w naszym mieszkaniu, bo nie chciałam narażać jej na niepotrzebny stres. Jak na razie dziewczyna odpuściła i wierzyłem, że odtąd przestanie wtrącać się w nasze życie. Ani ja, ani Liliana do niczego jej nie potrzebowaliśmy. Plułem sobie w brodę, analizowałem, myślałem, że faktycznie mogłem powiedzieć coś, co zostało przez nią źle odebrane. Tak jednak nie było. Od początku postawiłem sprawę jasno. To Chloe dorobiła sobie własny scenariusz, który teraz mścił się na mnie. Zepchnąłem na bok natrętne myśli o tej irytującej dziewczynie skupiając całkowitą uwagę na bogato zastawionym wigilijnym stole. Uginał się od ciężarów i pyszności. Byliśmy razem. Moja rodzina, rodzina Liliany. Pierwsze wspólne święta… Wesołe rozmowy i śmiechy nie ustawały, zapach aromatycznych potraw zachęcał do jedzenia, pod wielką i migoczącą choinką piętrzył się stos prezentów. Cieszyłem się, że przebywam w gronie najbliższych, że moja blondynka siedzi obok mnie i patrzy na mnie z miłością. To ona podarowała mi najpiękniejszy podarunek. Wyzdrowiała, nie poddała się. Walczyła i wróciła do nas, abyśmy mogli wspólnie celebrować ten magiczny i świąteczny czas. Ponad stołem mrugnąłem konspiracyjnie do Vivi. Odpowiedziała mi szerokim uśmiechem, co przyjąłem z ulgą. Wszystko było gotowe. Po wigilijnej kolacji nasze rodziny wyszły na późny spacer. Sam miałem takie plany, ale musiałem poczekać aż wrócą. Usiadłem z Lilianą na miękkim dywanie. Objąłem ją mocno całując jej szyję. Zadrżała. Wpatrywaliśmy się w trzaskające w kominku płomienie.
Od zawsze marzyłam o takich rodzinnych świętach – powiedziała masując się po brzuchu. – Chyba za dużo zjadłam! – Jęknęła.
Ja również – odpowiedziałem. – Ale… Nie sposób było przejść obojętnie obok tych smakołyków – Westchnąłem.
Masz rację – przyznała. – Nasze mamy dały czadu – Zażartowała. Parsknąłem śmiechem zgadzając się z nią. Poderwałem się z miejsca słysząc otwierające się drzwi. Do środka wdarł się powiew zimnego powietrza.
Teraz ja zabieram cię na spacer – podałem jej dłoń. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale przyjęła zaoferowaną pomoc. Ubrała puchatą kurtkę, czapkę z uroczym pomponem, buty, owinęła się szalikiem i była gotowa.
I kto tu się guzdra – zabawnie przewróciła oczami. – Poczekam na zewnątrz, bo się tu ugotuję!
Jak z ty z nią wytrzymujesz? – spytała Vivi. – Momentami jest nie do zniesienia! – Tupnęła nogą wydymając dolną wargę.
Momentami? – prychnąłem ubierając się. – Zadbałaś o każdy szczegół? – Upewniłem się.
Tak jest! – zasalutowała niczym żołnierz. – Nie schrzań tego!
Za kogo ty mnie masz? – oburzyłem się posyłając jej rozbawione spojrzenie. – Teraz wszystko w rękach Liliany – Mruknąłem.
Pospiesz się! – dotarł do nas jej zniecierpliwiony głos.
Już idę! – odkrzyknąłem. – Trzymaj kciuki! – Zwróciłem się do Vivi. Kiwnęła głową i odmaszerowała do salonu, żeby zająć się zabawą z moimi pupilami. Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem na zewnątrz.

 Mroźne grudniowe powietrze owiało moje policzki. W tym roku zima trochę nas zaskoczyła. Była to miła niespodzianka, odmiana od brudnej i deszczowej jesieni. Śnieg cały czas delikatnie prószył i wesoło skrzypiał pod nogami. Nasze Portsmouth było wspaniale udekorowane, na każdym kroku migotały świąteczne ozdoby oraz kolorowe światełka. Skrycie dziękowałam, że mogłam tego doświadczyć. Że mogłam łapać płatki śniegu w ręce, śmiać się, płakać, być. Pobyt w szpitalu był cenną lekcją, doświadczeniem, z którego wiele wyniosłam. Wygrałam walkę o życie i nie zamierzałam tego zmarnować. Denerwowałam się na Masona, za jego nadgorliwość w pewnych sprawach, ale rozumiałam go. Chciał dobrze, nie chciał dopuścić do tego, abym znowu wylądowała na operacyjnym stole. Dbał o mnie, troszczył się, pomagał. Zaniedbywał przy tym siebie, ale nie dbał o to. Z uporem maniaka powtarzał, że teraz to ja jestem najważniejsza i żebym nie martwiła się o jego potrzeby. Był moim aniołem stróżem.
Gdzie idziemy? – spytałam po kilku minutach przyjemnego spaceru.
To niespodzianka – odparł lekko zdenerwowany. Zmarszczyłam brwi, lecz nie drążyłam tematu.
Lubię twoje niespodzianki – oznajmiłam schylając się. Uformowałam ze śniegu kulkę i rzuciłam nią w chłopaka.
Ej! – krzyknął wzburzony. – Ja twoich nie! – Wystawił mi język. Złączył nasze dłonie dając mi przyjemne ciepło. – Twoje ręce jak zawsze są zimne! Gdzie masz rękawiczki?
Zostawiłam w domu – odpowiedziałam słodko.
Jesteś niemożliwa – pokręcił głową. – Ale jesteśmy! – Oznajmił z nieskrywaną ulgą. Idąc nie zwróciłam uwagi na porozwieszane na gołych drzewach lampki. Rozglądnęłam się po znajomej okolicy i wstrzymałam oddech.
Mase… Mason… – wychrypiałam. – To tutaj, prawda? To tutaj odbył się festyn, tutaj wygrałeś dla mnie pierścionek, tutaj oświadczyłeś mi się po raz pierwszy? – Dopytałam, choć znałam odpowiedź. Sceneria wyglądała inaczej, lecz nie pomyliłabym tego miejsca z żadnym innym. Na śniegu, w centralnej części placu z płatków lilii i róż ułożona była strzałka, która wskazywała dokładnie to miejsce. Wzruszona pokręciłam głową.
Liliana… – zagryzł dolną wargę prowadząc mnie wzdłuż strzałki. – W szpitalu pytałaś o swoje pierścionki. Oddałem ci tylko ten plastikowy, powiedziałem, że ten drugi musiał się gdzieś zawieruszyć. Tak naprawdę wziąłem go ze sobą, bo… – Odetchnął głęboko klękając na jedno kolano. Zakryłam usta dłońmi. Poruszenie wypełniło mnie całą. – Chciałem ponowić oświadczyny. Byłaś tą jedyną już wtedy, jesteś nią teraz. Wiem, że teraz damy radę, że naprawdę damy radę. Wiem, że wciąż jesteśmy młodzi, ale również bogatsi. Dostaliśmy lekcję, wyciągnęliśmy z niej odpowiednie wnioski. Zatem… Zostaniesz moją żoną? – Zapytał wyciągając z kieszeni ozdobne pudełeczko. Po otwarciu moim oczom ukazał się znajomy pierścionek.
Oczywiście, że tak, Mase – odpowiedziałam bez wahania pociągając nosem. Mason włożył mi błyskotkę na serdeczny palec. Uklękłam naprzeciwko niego i chwyciłam jego twarz w dłonie. – Dla ciebie to zawsze będzie tak – Wyszeptałam całując go mocno.

 Gorące nagie ciała, stłumione jęki, dreszcze podniecenia, ekstaza, ogień. Starałem się hamować, jednak pożądanie wzięło nade mną górę. Liliana z ochotą dopasowała się do mojego rytmu, poddała mi się, wiła się pode mną błagając o więcej. Tak bardzo jej pragnąłem, tak bardzo ją kochałem. Objęła mnie ciaśniej, aby czuć więcej, aby czerpać z moich ruchów jeszcze większą rozkosz.
Jak wytrzymałeś tyle czasu? – spytała bezczelnie drapiąc moje plecy.
Nie było łatwo – odpowiedziałem zgodnie z prawdą zwiększając swoje ruchy. Jęknęła zaskoczona. – Nie bądź taka głośna, nie chcemy mieć widowni pod drzwiami – Ugryzłem jej ucho.
Jesteś, jesteś… – zaczęła, ale przyłożyłem jej dłoń do ust. Doprowadziłem ją na skraj. – Mason! – Krzyknęła, gdy jej ciałem wstrząsnął znajomy dreszcz.
Zdecydowanie nie potrafisz być cicho – stwierdziłem opadając na chłodną pościel. – Nie wymęczyłem cię zbytnio? – Mrugnąłem figlarnie.
Nie – sarknęła. – Serce mi zaraz eksploduje!
Będę o nie dbał – złożyłem na nim pocałunek. Westchnęła. – I nie obchodzi mnie to, że ma w sobie metaliczną część – Obrysowałem jej pełną pierś opuszką palca. Drażniłem się z nią.
Mason… – wyskomlała zaciskając piąstki.
Już przestaję – obiecałem wtulając się w jej spocone ciało. – Zdecydowanie jesteś moim najlepszym prezentem.
Chcę tylko cię mieć dla siebie… – zanuciła, czym doprowadziła mnie do śmiechu. Leżeliśmy ciasno spleceni dopóki nie zmorzył nas sen.

Nie chcę wiele na święta,
Tylko jedno mi jest potrzebne.
Nie zależy mi na prezentach
Pod świątecznym drzewem.
Chcę tylko Cię mieć dla siebie
Bardziej niż mógłbyś sobie wyobrazić
Spełnij moje życzenie.
Wszystko, co chcę na święta to Ty...


***

Witam! 


Happy Birthday, Mason!!! 💙



Kochane, pomału zbliżamy się do końca tej historii :) Ale! Nie mam zamiaru rozstawać się z Masonem ^^ Dlatego, jeśli oczywiście jesteście zainteresowane, zapraszam do zapoznania się z bohaterami :) It's-not-simple-to-say :)

Pozdrawiam ;* 

*Mariah Carey - All I Want For Christmas Is You

sobota, 4 stycznia 2020

Piętnasty

Londyn, 09.12.2019 r.

 Nucąc pod nosem piosenkę Paula McCartney’a mówiącą o wspaniałych świętach otworzyłem drzwi do mieszkania. Na zewnątrz panował lekki mróz, dlatego natychmiast pozamykałem wszystkie okna i włączyłem ogrzewanie. Siatki ze zrobionymi parę chwil wcześniej zakupami postawiłem na kuchennym blacie, z tajemniczej szafki Liliany wygrzebałem ozdobny wazon, do którego wlałem wodę oraz włożyłem świeże kwiaty. Miałem zamiar zabrać się za porządki, aby po powrocie dziewczyny do mieszkania panowała w nim czystość i przyjemny, orzeźwiający zapach. Najpierw jednak uruchomiłem ekspres i sięgnąłem po swój ulubiony kubek. Liliana wracała do zdrowia po operacji, ale wciąż nie odzyskała pełni sił. Była słaba, jej skóra przybrała przeraźliwie blady odcień, a przy najprostszych czynnościach trzęsły się jej dłonie. Skakałem obok niej, co doprowadzało ją do skrajnej irytacji, jak i uśmiechu, co odbierałem za mały sukces. Lekarze poinformowali nas o trybie życia, który będzie musiała prowadzić. Odpowiednio dobrana dieta, odpoczynek, zero stresu oraz męczących zajęć. Oczywiście skrupulatnie wszystko zanotowałem, co Liliana przyjęła krzywiąc się niemiłosiernie. Wiedziała, że teraz będzie musiała uważać podwójnie. Nie zamierzałem zakazywać jej wszystkiego, jednak obiecałem sobie i jej, że będę dbał o nią do końca świata i o jeden dzień dłużej. Po usłyszeniu tych słów przestała się na mnie gniewać. Zamiast tego, zupełnie nieskrępowana obecnością lekarza, zaczęła pytać o częstotliwość uprawiania seksu, czym wprawiła mnie w zażenowanie stulecia. Lekarz stłumił chichot stwierdzając powrót do optymalnej formy, ale sprawnie uchylił się od odpowiedzi. Posłałem Lilianie oburzone spojrzenie. Wystawiła mi język opadając na niewygodne poduszki. Zaśmiałem się głośno na wspomnienie wczorajszego dnia upijając łyk gorącej cieczy. Pragnąłem mieć ją już obok siebie, cieszyć się jej obecnością i podać jej prawdziwy obiad, a nie taki, na którego widok zbierało się jej na wymioty. Mieszkanie bez niej było puste, jakby pozbawione życia. Minęło zaledwie kilka dni, ale ta zmiana była dla mnie odczuwalna. Uzależniłem się od niej, jej bliskości, widoku jej ciała, koszulki, która kusząco się podwijała, gdy stawała na palcach. Te wszystkie drobiazgi oraz chwile składały się na naszą codzienność, którą wspólnie wypracowaliśmy. Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkim krokiem, a mnie ogarniała ekscytacja na myśl, że spędzimy je wspólnie, wraz z naszymi najbliższymi, w naszym Portsmouth. Kochałem ten okres, czas oczekiwania oraz radosnej i świątecznej atmosfery, która na każdego działała optymistycznie. Nie mogłem się doczekać, aż skosztuję tradycyjnych dań, nad którymi pieczę sprawowała mama z babcią. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy wyobraziłem sobie tatę wieszającego lampki przed domem, brata śpiewającego kolędy, dziadka siedzącego w fotelu przed kominkiem oraz siostrę, która przylatywała do Anglii wraz z rodziną z dalekiej Australii. To miały być moje pierwsze święta z Lilianą u boku, dlatego oczekiwałem na nie z rosnącą nadzieją w sercu. Szykowałem dla niej specjalny prezent, o którym jak na razie wiedziała tylko mała Vivi. Była moim sekretnym sprzymierzeńcem i udowodniła, że potrafi trzymać język za zębami. Odstawiając pusty już kubek po kawie do zlewu usłyszałem natarczywy dzwonek do drzwi. Zakląłem szpetnie pod nosem, ale poszedłem otworzyć je nieproszonemu gościowi.
Chloe? – zapytałem z nietęgą miną, gdy zobaczyłem jej sylwetkę na progu. – Nie chcę być niegrzeczny, ale to nieodpowiednia pora – Mruknąłem.
Zajmę ci tylko chwilkę, obiecuję – zapewniła prowokująco przygryzając wargę. Ten gest nie zrobił na mnie wrażenia, co szybko odnotowała uśmiechając się szeroko. Zrobiłem jej miejsce, aby weszła do środka. Ściągnęła płaszcz wieszając go na wieszaku. Widok jej skąpej sukienki przyprawił mnie o mdłości.
Co cię do mnie sprowadza? – spytałem proponując jej coś do picia. Grzecznie poprosiła o herbatę, a ja niechętnie przystąpiłem do jej sporządzenia.
Chciałam sprawdzić jak sobie radzisz z zaistniałą sytuacją – powiedziała podchodząc bliżej. – Wieści szybko się rozchodzą, a zwłaszcza takie – Zrobiła zbolałą minę.
Wszystko jest dobrze – odpowiedziałem sięgając po cukierniczkę. Spiąłem się, kiedy poczułem jej dłoń na ramieniu. – Chloe… – Odwróciłem się do niej. Stała zbyt blisko mnie. – Odsuń się ode mnie w tej chwili – Warknąłem.
Boże, jesteś taki nudny! – krzyknęła. – Pomyślałam, że chwila relaksu dobrze ci zrobi – Mrugnęła uwodzicielsko.
Wyjdź z mojego mieszkania – wskazałem jej drzwi. – Natychmiast – Zarządziłem. Mój stanowczy głos nieco przywołał ją do porządku. – Nie życzę sobie takich akcji, ani tego byś wpadała tutaj nieproszona. Kiedy do ciebie dotrze, że nie jestem tobą zainteresowany? – Zapytałem.
Myślałam, że mamy szansę! Kiedy się spotykaliśmy… Słowem nie wspomniałeś o tym, że kogoś masz! Miałam prawo poczuć, że coś może z tego wyjść… – próbowała udowodnić mi swoje racje.
To skomplikowana sytuacja, o której nie zamierzam ci opowiadać. Byliśmy i nadal jesteśmy tylko znajomymi. Nie dawałem ci żadnych sygnałów oraz nadziei. Sądziłem, że czujesz… Że wiesz… Że nie jestem tobą zainteresowany – oznajmiłem ostrożnie dobierając słowa.
Tak, ale… – podjęła walkę, ale uciszył ją dźwięk nadchodzącej wiadomości. Chwyciłem telefon w dłoń i odczytałem wiadomość od mamy Liliany. Zbladłem w jednej sekundzie, poczułem ogarniającą mnie panikę. Stan Liliany się pogorszył. Znacząco. Lekarze robili wszystko, aby przywrócić ją do żywych, bo znowu straciła przytomność. – Mason, co się dzieje?
Wyjdź! – warknąłem w biegu chwytając kluczyki do samochodu. – Po prostu stąd wyjdź! – Rozkazałem. Spełniła moją prośbę zaciskając usta. Widoczny na jej twarzy grymas nie pozostawał żadnych złudzeń. Wściekły na cały świat wyszedłem za nią, zamknąłem drzwi i popędziłem schodami w dół. Nie zamierzałem tracić cennego czasu na windę. Z piskiem opon ruszyłem z parkingu i włączyłem się do ruchu. Przecież wszystko było już dobrze! Co złego mogło się stać…?

 Sparaliżowani za strachu rodzice Liliany, zapłakana buzia Vivi, odgłos przeraźliwie pikających maszyn, ciało Liliany wyginające się na skutek przeprowadzanej defibrylacji… Nie mogłem znieść tego widoku. Trząsłem się jak osika na wietrze, czułem, że zaraz osunę się w nicość. Chciałem zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, by nie być świadkiem rozgrywanych właśnie wydarzeń. Pragnąłem wrócić na miejsce, gdy będzie już po wszystkim. Chciałem obudzić się z tego pieprzonego koszmaru, wziąć ją w ramiona i całować do utraty tchu. Pchnięty niewytłumaczalnym instynktem na chwiejnych nogach podszedłem do szyby, która oddzielała salę od korytarza. Ludzie w środku wrzeszczeli na siebie, walczyli o Lilianę, o moją ukochaną, o jej życie, a ja stałem bezradny i nic nie mogłem zrobić. Pragnąłem ulżyć jej w tym cierpieniu, zamienić się nią miejscami, przyjąć na siebie wszystkie ciosy. A jeśli tym razem nie uda się jej uratować? Co zrobię, kiedy jej zabraknie, kiedy mnie opuści? Zrezygnowany pokręciłem głową i w ułamku sekundy podjąłem niezbyt rozważną decyzją. Nie zwracając uwagi na zdziwione i skonsternowane spojrzenia rodziców dziewczyny wpadłem na salą nie bacząc na konsekwencje. Nie mogłem obserwować rozgrywającej się sceny przez szybę. Musiałem być przy niej, dać jej znak, że jestem, że nigdy jej nie opuszczę.
Proszę natychmiast opuścić to pomieszczenie! – krzyk lekarza dotarł do mnie jakby zza mgły. Nie zareagowałem, odepchnąłem od siebie innych. Podszedłem do łóżka Liliany i mocno ścisnąłem jej dłoń.
Walcz, proszę cię, walcz… Wróć do mnie! – wyszeptałem dławiąco.
Poniesie pan stosowną karę za to najście! – usłyszałem, po czym siłą zostałem wyprowadzony z sali. Miałem to gdzieś, byłem gotów zapłacić każdą cenę. Musiałem to zrobić, musiałem dać jej do zrozumienia, że jestem obok. Że zawsze będę. Mama Liliany objęła mnie opiekuńczo. Położyłem głowę na jej ramieniu i pozwoliłem sobie na płacz. Staliśmy tak przez chwilę, dopóki nie dotarły do nas przytłumione słowa lekarzy.
Konieczna jest kolejna operacja – powiedział instruując innych. – Niestety doszło do powikłań. Myśleliśmy, że wszystko jest w porządku, jednak zastawka nie przyjęła się dobrze. Doszło do krwawienia… Musicie uzbroić się państwo w cierpliwość, będziemy państwa o wszystkim informować! – Wyjaśnił oddalając się. Opadłem na krzesło. Byłem otumaniony, jakby nafaszerowali mnie zbyt dużą ilością leków. Widziałem ciemność. Zamarłem w bezruchu. Byłem przerażony.

 Balansowałam na granicy świadomości. Wszystko mnie bolało, czułam dziwne ukłucia w piersi. Miałam wrażenie, że wbijano we mnie igły, tak mocno, aby dotarła do mnie powaga sytuacji. Słyszałam dziwne piski, stukot maszyn, stłumione szepty, że moje serce jest za słabe, że nie wytrzyma kolejnej dawki. Te głosy sprawiły, że struchlałam ze strachu. Uwierzyłam im i chciałam się poddać, by już nie czuć tego bólu, pozbyć się wrażenia, że moje serce pęka na pół. Chciałam zaznać spokoju. Pogodziłam się z myślą o przegranej. Już miałam odpłynąć, odprężyć się, kiedy dotarł do mnie głos Masona. Był smutny, zrezygnowany, ale wyczuwałam tę nutkę zawziętości. Mocny dotyk jego dłoni na mojej. Wrzaski. I szept. Ten jeden jedyny szept. Nasz szept, nasz intymny gest. Walcz, proszę cię, walcz. Wróć do mnie. Chciałam odetchnąć pełną piersią, dać mu znak, że go słyszę, że podejmę się taj walki. Nie tylko dla niego, ale dla nas, dla moich bliskich. Pragnęłam przebić się przez te wszystkie odgłosy, przez tę niewidzialną barierę, ale nie podołałam temu zadaniu. Wstąpiła we mnie nadzieja, że dam radę, że jestem silna, że wyjdę z tego, że moje serce wytrzyma. Z taką myślą odpłynęłam, a ostatnią rzeczą, którą zarejestrowałam było ostre światło.

 – Boję się, tak bardzo się boję… – wyszeptałem do telefonu ściskając w dłoni jednorazowy kubek. – A co jeśli się nie uda? – Zadałem to okropne pytanie, musiałem, by się go pozbyć. Chciałem, żeby odeszło i dało nam spokój, aby sprawiło, że zadzieje się zupełnie inaczej. – Jasmine, powiedz, że wszystko będzie dobrze – Poprosiłem swoją starszą siostrę o słowa otuchy. Rozumiała mnie i dała mi wsparcie, którego tak potrzebowałem. Nie miało znaczenia to, że w Londynie jest późny wieczór, a w Australii wczesny poranek. Odebrała telefon za pierwszym razem wysłuchując mnie i pozwalając wypłakać się do słuchawki.
Braciszku, oczywiście, że wszystko będzie w porządku – zapewniła mnie. – Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo się boisz, ale musisz myśleć pozytywnie. Za was oboje – Powiedziała pewnie. W oddali słyszałem, jak krząta się po kuchni.
Wiem, że Liliana jest silna, ale… Była też taka bezbronna i krucha. Nie mogę znieść myśli, że w każdej chwili mogę ją stracić…
Mason… – westchnęła. – Każda operacja jest pewnego rodzaju ryzykiem, ale naprawdę nie możesz się teraz załamywać. Liliana z tego wyjdzie, jestem o tym przekonana. Wie, że musi wrócić. Do ciebie, do swojej rodziny… Do naszej też – Roześmiała się cicho. Zawtórowałem jej, bo ten dźwięk był ukojeniem dla mojego spiętego ciała.
Dziękuję, Jaz – wymamrotałem pociągając nosem. Otarłem rękawem bluzy łzy słabości.
Daj spokój, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć – oznajmiła. – Byłam na nią zła za to, że obarczyła mnie taką odpowiedzialnością… Że zadzwoniła wtedy do mnie i poprosiła właśnie mnie o przekazanie ci tej wiadomości. Wściekałam się na nią, bo przez nią cierpiałeś, ale kiedy po powrocie wyjaśniliście mi wszystko, w pewnym sensie ją zrozumiałam. I zrozumiałam jak silna jest wasza miłość, to uczucie, mimo że jesteście tacy młodzi. Kochacie się i przetrwacie wszystko. Jesteście dla siebie oparciem i tylko to się liczy.
Naprawdę dziękuję ci za te słowa – przesłałem jej buziaka, co przyjęła głośnym śmiechem. – Poinformuję cię, kiedy operacja dobiegnie końca – Powiedziałem, kiedy spostrzegłem przywołującą mnie Vivi. – Przepraszam, ale muszę już kończyć. Dbaj o siebie i moją siostrzenicę, bądź siostrzeńca!
Błagam, wystarczy, że już wysłuchuję… – nie dokończyła, bo przerwał jej oburzony krzyk męża. – Kocham cię, braciszku!
Ja ciebie też – odparłem rozłączając się. – Vivi? – Spytałem.
Lekarze mówią, że zabieg zaraz się skończy – poinformowała mnie. Wziąłem ją na ręce i udałem się w stronę sali operacyjnej. Po paru ciężkich minutach zza przesuwanych drzwi wyłoniła się sylwetka mężczyzny. Potarł skronie, a ja dostrzegłem na jego głowie pierwsze siwe włosy.
Operacja się udała – obwieścił. – Tym razem już naprawdę wszystko będzie w porządku – Dodał napotykając moje kpiące spojrzenie. – Obfite krwawienie wymagało przetoczeń preparatów krwiopochodnych…
Może pan mówić po ludzku? – zirytowałem się słysząc ten szpitalny żargon.
Musieliśmy wymienić zastawkę, bo tamta się nie przyjęła. Tym razem postawiliśmy na zastawkę mechaniczną, która charakteryzuje się bardzo dobrą trwałością. Wymaga jednak stosowania do końca życia leczenia przeciwkrzepliwego, ale wierzę, że przypilnuje pan pacjentki – wyjaśnił spokojnie.
Czyli już nic nie zagraża zdrowiu naszej córki? – upewnił się jej tata.
Nic – lekarz uśmiechnął się ciepło. – Musi jedynie na siebie uważać i zbytnio się nie przemęczać podczas wykonywania różnych czynności… – Mrugnął do mnie nawiązując do nieszczęsnego pytania Liliany o seks. Policzki mnie zapiekły, a mama Liliany taktownie się odwróciła, by zapanować nad chichotem. – Uznałem, że przyda się państwu weselsza atmosfera – Zażartował.
O czym on mówił? – spytała zdezorientowana Vivi.
O niczym istotnym – połaskotałem ją, aby nie drążyła tematu.
O tajemniczej czynności, którą wykonują dorośli, żeby na świecie pojawiały się dzieci? – strzeliła bez ogródek.
Vivi!
Już nic nie mówię – wzruszyła niewinnie ramionami, tak jak robiła to Liliana, gdy udawała, że nie wie, o co chodzi. Uśmiechnąłem się do niej ciepło czekając, aż jej rodzice zwolnią mi miejsce. Po kilku chwilach wszedłem na salę, w której przebywała moja ukochana. Przytuliłem się do jej dłoni i zasnąłem. Byliśmy razem. Zawsze i na zawsze.

Gdy potrzebuję Ciebie
Wystarczy, że zamknę oczy i już jestem z Tobą
A wszystko, co tak chciałbym dać Tobie,
Jest na wyciągnięcie serca...


***

Witam! 

Co złego to nie ja! :D


Pozdrawiam ;*

*Rob Stewart - When I Need You