Z
niespokojnego snu wyrwał mnie dziwny hałas. Zdezorientowany
otworzyłem oczy próbując przyzwyczaić je do ostrego światła.
Pikanie maszyn, oddech Liliany… Szpital. Ocknąłem się w jednej
sekundzie. Początkowo nie wiedziałem, gdzie się znajduję, ale
jedno spojrzenie na śpiącą sylwetkę mojej ukochanej posłużyło
mi za odpowiedź. Mimo lekkich przeciwwskazań lekarzy spędziłem
noc w jej sali. Musiałem być przy niej, gdy się obudzi. Krzesło
było twarde i niewygodne, czułem się tak, jakby zrosły mi się
wszystkie mięśnie, ale miałem to gdzieś. To Liliana była
najważniejsza. Naprawdę miałem nadzieję, że od teraz będzie już
dobrze, że jej zdrowiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Napędziła nam mnóstwo strachu, ale to przecież nie była jej
wina. Nie poddała się, walczyła o swoje serce. Dla siebie. Dla
nas. Była dzielna w swojej kruchości. Była uparta i wiedziałem,
że tak łatwo nie odpuści. Myśli, że mógłbym ją stracić, po
wczorajszej operacji odleciały gdzieś daleko. Razem, krok po kroku,
dołożymy wszelkich starań do tego, aby wróciła do pełni sił.
Pogłaskałem jej dłoń z uśmiechem. Jeszcze wczoraj przeżywałem
chwile grozy, a teraz… Drgnąłem, kiedy poczułem na swojej dłoni
słaby uścisk.
–
Mason… – wychrypiała dziewczyna
próbując się podnieść.
–
Liliana – szepnąłem całując jej
czoło. – Dobrze się czujesz? – Spytałem drżącym głosem. –
Zawołać lekarzy?
–
Za chwilę – odparła. – Jest tu
gdzieś woda? – Jęknęła głucho.
–
Jasne – oprzytomniałem napełniając
jednorazowy kubek. Wypiła całą zawartość jednym duszkiem. –
Może jednak…
–
Słyszałam cię – przerwała mi.
Zmarszczyłem brwi nie wiedząc, o czym mówi. – Kiedy lekarze o
mnie walczyli… Czułam ból. Przenikliwy… Chciałam się poddać,
modliłam się jedynie o to, aby ustał, żeby dał mi spokój.
Czułam, że znajduję się na granicy, naprawdę chciałam odpuścić
– Łza spłynęła po jej policzku. Natychmiast otarłem ją
kciukiem.
–
Liliana… – zacząłem. – To…
–
Ale wtedy usłyszałam twój głos. Był
smutny, tak przeraźliwie smutny. Byłeś zrozpaczony, wiedziałam
to. Kazałeś mi walczyć, błagałeś, żebym cię nie zostawiała…
Wtedy wstąpiła we mnie wola walki. Żyję dzięki tobie –
zaśmiała się. – Nie płacz – Poprosiła widząc moje
zaczerwienione oczy.
–
Myśl, że mógłbym cię stracić
dobijała mnie na każdym kroku. Nie mogłem bezczynnie patrzeć na
lekarzy, musiałem coś zrobić. Chciałem dać ci znak, że jestem
obok ciebie, że zawsze będę…
–
Wiem – nie dała mi skończyć. Złożyła
pocałunek na wewnętrznej stronie mojej dłoni. – Kocham cię,
Mason. Tak bardzo cię kocham – Wyznała opadając na poduszki.
–
Ja ciebie też kocham – pogłaskałem
ją po głowie i dałem znać lekarzom, że się obudziła. –
Najbardziej na świecie. Przejdziemy przez to razem – Zapewniłem
ją.
–
Zdaję sobie sprawę, że tego
dopilnujesz – parsknęła posyłając szeroki uśmiech lekarzowi,
który właśnie wszedł na salę. Zostawiłem ich samych i
poinformowałem rodziców o stanie jej zdrowia. Wróciła do nas.
Wróciła do mnie…
Portsmouth,
24.12.2019 r.
Rekonwalescencja
Liliany przebiegała wzorcowo. Poświęcałem jej każdą wolną
chwilę. Po treningach i meczach pędziłem prosto do mieszkania,
robiłem zakupy, pomagałem w najprostszych czynnościach. Wracała
do zdrowia, jednak czasami odczuwała zawroty głowy oraz lekkie
duszności. Było to normalne, ale ja drżałem ze strachu, gdy tylko
sygnalizowała, że coś się dzieje. Momentami miała mnie dość,
kazała mi wyjść gdzieś z chłopakami, abym się rozerwał i
zajął sobą. Doceniałem jej starania, lecz było na to za
wcześnie. Według wszystkich, tylko nie jej. Była strasznym
uparciuchem i nie chciała przyznać, że potrzebuje pomocy. Taka już
była, a ja pokochałem jej upór wraz z nią całą. Na studia miała
wrócić po nowym roku, co przyjęła z markotną miną. Martwiła
się zaległościami oraz materiałem, który będzie musiała
nadrobić. Zapewniłem ją, że poradzi sobie ze wszystkim, bo
inaczej nie byłaby sobą. Nie wspomniałem jej o wizycie Chloe w
naszym mieszkaniu, bo nie chciałam narażać jej na niepotrzebny
stres. Jak na razie dziewczyna odpuściła i wierzyłem, że odtąd
przestanie wtrącać się w nasze życie. Ani ja, ani Liliana do
niczego jej nie potrzebowaliśmy. Plułem sobie w brodę,
analizowałem, myślałem, że faktycznie mogłem powiedzieć coś,
co zostało przez nią źle odebrane. Tak jednak nie było. Od
początku postawiłem sprawę jasno. To Chloe dorobiła sobie własny
scenariusz, który teraz mścił się na mnie. Zepchnąłem na bok
natrętne myśli o tej irytującej dziewczynie skupiając całkowitą
uwagę na bogato zastawionym wigilijnym stole. Uginał się od
ciężarów i pyszności. Byliśmy razem. Moja rodzina, rodzina
Liliany. Pierwsze wspólne święta… Wesołe rozmowy i śmiechy nie
ustawały, zapach aromatycznych potraw zachęcał do jedzenia, pod
wielką i migoczącą choinką piętrzył się stos prezentów.
Cieszyłem się, że przebywam w gronie najbliższych, że moja
blondynka siedzi obok mnie i patrzy na mnie z miłością. To
ona podarowała mi najpiękniejszy podarunek. Wyzdrowiała, nie
poddała się. Walczyła i wróciła do nas, abyśmy mogli wspólnie
celebrować ten magiczny i świąteczny czas. Ponad stołem mrugnąłem
konspiracyjnie do Vivi. Odpowiedziała mi szerokim uśmiechem, co
przyjąłem z ulgą. Wszystko było gotowe. Po wigilijnej kolacji
nasze rodziny wyszły na późny spacer. Sam miałem takie plany, ale
musiałem poczekać aż wrócą. Usiadłem z Lilianą na miękkim
dywanie. Objąłem ją mocno całując jej szyję. Zadrżała.
Wpatrywaliśmy się w trzaskające w kominku płomienie.
–
Od zawsze marzyłam o takich rodzinnych
świętach – powiedziała masując się po brzuchu. – Chyba za
dużo zjadłam! – Jęknęła.
–
Ja również – odpowiedziałem. –
Ale… Nie sposób było przejść obojętnie obok tych smakołyków
– Westchnąłem.
–
Masz rację – przyznała. – Nasze
mamy dały czadu – Zażartowała. Parsknąłem śmiechem zgadzając
się z nią. Poderwałem się z miejsca słysząc otwierające się
drzwi. Do środka wdarł się powiew zimnego powietrza.
–
Teraz ja zabieram cię na spacer –
podałem jej dłoń. Spojrzała na mnie zdziwiona, ale przyjęła
zaoferowaną pomoc. Ubrała puchatą kurtkę, czapkę z uroczym
pomponem, buty, owinęła się szalikiem i była gotowa.
–
I kto tu się guzdra – zabawnie
przewróciła oczami. – Poczekam na zewnątrz, bo się tu ugotuję!
–
Jak z ty z nią wytrzymujesz? – spytała
Vivi. – Momentami jest nie do zniesienia! – Tupnęła nogą
wydymając dolną wargę.
–
Momentami? – prychnąłem ubierając
się. – Zadbałaś o każdy szczegół? – Upewniłem się.
–
Tak jest! – zasalutowała niczym
żołnierz. – Nie schrzań tego!
–
Za kogo ty mnie masz? – oburzyłem się
posyłając jej rozbawione spojrzenie. – Teraz wszystko w rękach
Liliany – Mruknąłem.
–
Pospiesz się! – dotarł do nas jej
zniecierpliwiony głos.
–
Już idę! – odkrzyknąłem. –
Trzymaj kciuki! – Zwróciłem się do Vivi. Kiwnęła głową i
odmaszerowała do salonu, żeby zająć się zabawą z moimi
pupilami. Wziąłem głęboki oddech i wyszedłem na zewnątrz.
Mroźne grudniowe powietrze owiało moje policzki. W tym roku zima trochę
nas zaskoczyła. Była to miła niespodzianka, odmiana od brudnej i
deszczowej jesieni. Śnieg cały czas delikatnie prószył i wesoło
skrzypiał pod nogami. Nasze Portsmouth było wspaniale udekorowane,
na każdym kroku migotały świąteczne ozdoby oraz kolorowe
światełka. Skrycie dziękowałam, że mogłam tego doświadczyć.
Że mogłam łapać płatki śniegu w ręce, śmiać się, płakać,
być. Pobyt w szpitalu był cenną lekcją, doświadczeniem, z
którego wiele wyniosłam. Wygrałam walkę o życie i nie
zamierzałam tego zmarnować. Denerwowałam się na Masona, za jego
nadgorliwość w pewnych sprawach, ale rozumiałam go. Chciał
dobrze, nie chciał dopuścić do tego, abym znowu wylądowała na
operacyjnym stole. Dbał o mnie, troszczył się, pomagał.
Zaniedbywał przy tym siebie, ale nie dbał o to. Z uporem
maniaka powtarzał, że teraz to ja jestem najważniejsza i żebym
nie martwiła się o jego potrzeby. Był moim aniołem stróżem.
–
Gdzie idziemy? – spytałam po kilku
minutach przyjemnego spaceru.
–
To niespodzianka – odparł lekko
zdenerwowany. Zmarszczyłam brwi, lecz nie drążyłam tematu.
–
Lubię twoje niespodzianki – oznajmiłam
schylając się. Uformowałam ze śniegu kulkę i
rzuciłam nią w chłopaka.
–
Ej! – krzyknął wzburzony. – Ja
twoich nie! – Wystawił mi język. Złączył nasze dłonie dając
mi przyjemne ciepło. – Twoje ręce jak zawsze są zimne! Gdzie
masz rękawiczki?
–
Zostawiłam w domu – odpowiedziałam
słodko.
–
Jesteś niemożliwa – pokręcił głową.
– Ale jesteśmy! – Oznajmił z nieskrywaną ulgą. Idąc nie
zwróciłam uwagi na porozwieszane na gołych drzewach lampki.
Rozglądnęłam się po znajomej okolicy i wstrzymałam oddech.
–
Mase… Mason… – wychrypiałam. –
To tutaj, prawda? To tutaj odbył się festyn, tutaj wygrałeś dla
mnie pierścionek, tutaj oświadczyłeś mi się po raz pierwszy? –
Dopytałam, choć znałam odpowiedź. Sceneria wyglądała inaczej,
lecz nie pomyliłabym tego miejsca z żadnym innym. Na śniegu,
w centralnej części placu z płatków lilii i róż ułożona była
strzałka, która wskazywała dokładnie to miejsce. Wzruszona
pokręciłam głową.
–
Liliana… – zagryzł dolną wargę
prowadząc mnie wzdłuż strzałki. – W szpitalu pytałaś o
swoje pierścionki. Oddałem ci tylko ten plastikowy, powiedziałem,
że ten drugi musiał się gdzieś zawieruszyć. Tak naprawdę
wziąłem go ze sobą, bo… – Odetchnął głęboko klękając na
jedno kolano. Zakryłam usta dłońmi. Poruszenie wypełniło mnie
całą. – Chciałem ponowić oświadczyny. Byłaś tą jedyną już
wtedy, jesteś nią teraz. Wiem, że teraz damy radę, że naprawdę
damy radę. Wiem, że wciąż jesteśmy młodzi, ale również
bogatsi. Dostaliśmy lekcję, wyciągnęliśmy z niej odpowiednie
wnioski. Zatem… Zostaniesz moją żoną? – Zapytał wyciągając
z kieszeni ozdobne pudełeczko. Po otwarciu moim oczom ukazał się
znajomy pierścionek.
–
Oczywiście, że tak, Mase –
odpowiedziałam bez wahania pociągając nosem. Mason włożył mi
błyskotkę na serdeczny palec. Uklękłam naprzeciwko niego i
chwyciłam jego twarz w dłonie. – Dla ciebie to zawsze będzie tak
– Wyszeptałam całując go mocno.
Gorące nagie ciała, stłumione jęki, dreszcze podniecenia, ekstaza, ogień.
Starałem się hamować, jednak pożądanie wzięło nade mną górę.
Liliana z ochotą dopasowała się do mojego rytmu, poddała mi się,
wiła się pode mną błagając o więcej. Tak bardzo jej pragnąłem,
tak bardzo ją kochałem. Objęła mnie ciaśniej, aby czuć więcej,
aby czerpać z moich ruchów jeszcze większą rozkosz.
–
Jak wytrzymałeś tyle czasu? – spytała
bezczelnie drapiąc moje plecy.
–
Nie było łatwo – odpowiedziałem
zgodnie z prawdą zwiększając swoje ruchy. Jęknęła zaskoczona. –
Nie bądź taka głośna, nie chcemy mieć widowni pod drzwiami –
Ugryzłem jej ucho.
–
Jesteś, jesteś… – zaczęła, ale
przyłożyłem jej dłoń do ust. Doprowadziłem ją na skraj. –
Mason! – Krzyknęła, gdy jej ciałem wstrząsnął znajomy
dreszcz.
–
Zdecydowanie nie potrafisz być cicho –
stwierdziłem opadając na chłodną pościel. – Nie wymęczyłem
cię zbytnio? – Mrugnąłem figlarnie.
–
Nie – sarknęła. – Serce mi zaraz
eksploduje!
–
Będę o nie dbał – złożyłem na nim
pocałunek. Westchnęła. – I nie obchodzi mnie to, że ma w sobie
metaliczną część – Obrysowałem jej pełną pierś opuszką
palca. Drażniłem się z nią.
–
Mason… – wyskomlała zaciskając
piąstki.
–
Już przestaję – obiecałem wtulając
się w jej spocone ciało. – Zdecydowanie jesteś moim najlepszym
prezentem.
–
Chcę tylko cię mieć dla siebie… –
zanuciła, czym doprowadziła mnie do śmiechu. Leżeliśmy ciasno
spleceni dopóki nie zmorzył nas sen.
Nie
chcę wiele na święta,
Tylko
jedno mi jest potrzebne.
Nie
zależy mi na prezentach
Pod
świątecznym drzewem.
Chcę
tylko Cię mieć dla siebie
Bardziej
niż mógłbyś sobie wyobrazić
Spełnij
moje życzenie.
Wszystko,
co chcę na święta to Ty...
***
Witam!
Happy Birthday, Mason!!! 💙
Kochane, pomału zbliżamy się do końca tej historii :) Ale! Nie mam zamiaru rozstawać się z Masonem ^^ Dlatego, jeśli oczywiście jesteście zainteresowane, zapraszam do zapoznania się z bohaterami :) It's-not-simple-to-say :)
Pozdrawiam ;*
*Mariah Carey - All I Want For Christmas Is You