Nucąc
pod nosem piosenkę Paula McCartney’a mówiącą o wspaniałych
świętach otworzyłem drzwi do mieszkania. Na zewnątrz panował
lekki mróz, dlatego natychmiast pozamykałem wszystkie okna i
włączyłem ogrzewanie. Siatki ze zrobionymi parę chwil wcześniej
zakupami postawiłem na kuchennym blacie, z tajemniczej szafki
Liliany wygrzebałem ozdobny wazon, do którego wlałem wodę oraz
włożyłem świeże kwiaty. Miałem zamiar zabrać się za porządki,
aby po powrocie dziewczyny do mieszkania panowała w nim czystość i
przyjemny, orzeźwiający zapach. Najpierw jednak uruchomiłem
ekspres i sięgnąłem po swój ulubiony kubek. Liliana wracała do
zdrowia po operacji, ale wciąż nie odzyskała pełni sił. Była
słaba, jej skóra przybrała przeraźliwie blady odcień, a
przy najprostszych czynnościach trzęsły się jej dłonie. Skakałem
obok niej, co doprowadzało ją do skrajnej irytacji, jak i uśmiechu,
co odbierałem za mały sukces. Lekarze poinformowali nas o trybie
życia, który będzie musiała prowadzić. Odpowiednio dobrana
dieta, odpoczynek, zero stresu oraz męczących zajęć. Oczywiście
skrupulatnie wszystko zanotowałem, co Liliana przyjęła krzywiąc
się niemiłosiernie. Wiedziała, że teraz będzie musiała uważać
podwójnie. Nie zamierzałem zakazywać jej wszystkiego, jednak
obiecałem sobie i jej, że będę dbał o nią do końca świata i o
jeden dzień dłużej. Po usłyszeniu tych słów przestała się na
mnie gniewać. Zamiast tego, zupełnie nieskrępowana obecnością
lekarza, zaczęła pytać o częstotliwość uprawiania seksu, czym
wprawiła mnie w zażenowanie stulecia. Lekarz stłumił chichot
stwierdzając powrót do optymalnej formy, ale sprawnie uchylił się
od odpowiedzi. Posłałem Lilianie oburzone spojrzenie. Wystawiła mi
język opadając na niewygodne poduszki. Zaśmiałem się głośno na
wspomnienie wczorajszego dnia upijając łyk gorącej cieczy.
Pragnąłem mieć ją już obok siebie, cieszyć się jej obecnością
i podać jej prawdziwy obiad, a nie taki, na którego widok zbierało
się jej na wymioty. Mieszkanie bez niej było puste, jakby
pozbawione życia. Minęło zaledwie kilka dni, ale ta zmiana była
dla mnie odczuwalna. Uzależniłem się od niej, jej bliskości,
widoku jej ciała, koszulki, która kusząco się podwijała, gdy
stawała na palcach. Te wszystkie drobiazgi oraz chwile składały
się na naszą codzienność, którą wspólnie wypracowaliśmy.
Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkim krokiem, a mnie
ogarniała ekscytacja na myśl, że spędzimy je wspólnie, wraz z
naszymi najbliższymi, w naszym Portsmouth. Kochałem ten okres, czas
oczekiwania oraz radosnej i świątecznej atmosfery, która na
każdego działała optymistycznie. Nie mogłem się doczekać, aż
skosztuję tradycyjnych dań, nad którymi pieczę sprawowała mama z
babcią. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, gdy wyobraziłem
sobie tatę wieszającego lampki przed domem, brata śpiewającego
kolędy, dziadka siedzącego w fotelu przed kominkiem oraz siostrę,
która przylatywała do Anglii wraz z rodziną z dalekiej Australii.
To miały być moje pierwsze święta z Lilianą u boku, dlatego
oczekiwałem na nie z rosnącą nadzieją w sercu. Szykowałem dla
niej specjalny prezent, o którym jak na razie wiedziała tylko mała
Vivi. Była moim sekretnym sprzymierzeńcem i udowodniła, że
potrafi trzymać język za zębami. Odstawiając pusty już kubek po
kawie do zlewu usłyszałem natarczywy dzwonek do drzwi. Zakląłem
szpetnie pod nosem, ale poszedłem otworzyć je nieproszonemu
gościowi.
–
Chloe? – zapytałem z nietęgą miną,
gdy zobaczyłem jej sylwetkę na progu. – Nie chcę być
niegrzeczny, ale to nieodpowiednia pora – Mruknąłem.
–
Zajmę ci tylko chwilkę, obiecuję –
zapewniła prowokująco przygryzając wargę. Ten gest nie zrobił na
mnie wrażenia, co szybko odnotowała uśmiechając się szeroko.
Zrobiłem jej miejsce, aby weszła do środka. Ściągnęła płaszcz
wieszając go na wieszaku. Widok jej skąpej sukienki przyprawił
mnie o mdłości.
–
Co cię do mnie sprowadza? – spytałem
proponując jej coś do picia. Grzecznie poprosiła o herbatę,
a ja niechętnie przystąpiłem do jej sporządzenia.
–
Chciałam sprawdzić jak sobie radzisz z
zaistniałą sytuacją – powiedziała podchodząc bliżej. –
Wieści szybko się rozchodzą, a zwłaszcza takie – Zrobiła
zbolałą minę.
–
Wszystko jest dobrze – odpowiedziałem
sięgając po cukierniczkę. Spiąłem się, kiedy poczułem jej dłoń
na ramieniu. – Chloe… – Odwróciłem się do niej. Stała zbyt
blisko mnie. – Odsuń się ode mnie w tej chwili – Warknąłem.
–
Boże, jesteś taki nudny! – krzyknęła.
– Pomyślałam, że chwila relaksu dobrze ci zrobi – Mrugnęła
uwodzicielsko.
–
Wyjdź z mojego mieszkania – wskazałem
jej drzwi. – Natychmiast – Zarządziłem. Mój stanowczy głos
nieco przywołał ją do porządku. – Nie życzę sobie takich
akcji, ani tego byś wpadała tutaj nieproszona. Kiedy do ciebie
dotrze, że nie jestem tobą zainteresowany? – Zapytałem.
–
Myślałam, że mamy szansę! Kiedy się
spotykaliśmy… Słowem nie wspomniałeś o tym, że kogoś masz!
Miałam prawo poczuć, że coś może z tego wyjść… – próbowała
udowodnić mi swoje racje.
–
To skomplikowana sytuacja, o której nie
zamierzam ci opowiadać. Byliśmy i nadal jesteśmy tylko znajomymi.
Nie dawałem ci żadnych sygnałów oraz nadziei. Sądziłem, że
czujesz… Że wiesz… Że nie jestem tobą zainteresowany –
oznajmiłem ostrożnie dobierając słowa.
–
Tak, ale… – podjęła walkę, ale
uciszył ją dźwięk nadchodzącej wiadomości. Chwyciłem telefon w
dłoń i odczytałem wiadomość od mamy Liliany. Zbladłem w jednej
sekundzie, poczułem ogarniającą mnie panikę. Stan Liliany się
pogorszył. Znacząco. Lekarze robili wszystko, aby przywrócić ją
do żywych, bo znowu straciła przytomność. – Mason, co się
dzieje?
–
Wyjdź! – warknąłem w biegu chwytając
kluczyki do samochodu. – Po prostu stąd wyjdź! – Rozkazałem.
Spełniła moją prośbę zaciskając usta. Widoczny na jej twarzy
grymas nie pozostawał żadnych złudzeń. Wściekły na cały świat
wyszedłem za nią, zamknąłem drzwi i popędziłem schodami w
dół. Nie zamierzałem tracić cennego czasu na windę. Z piskiem
opon ruszyłem z parkingu i włączyłem się do ruchu. Przecież
wszystko było już dobrze! Co złego mogło się stać…?
Sparaliżowani
za strachu rodzice Liliany, zapłakana buzia Vivi, odgłos
przeraźliwie pikających maszyn, ciało Liliany wyginające się na
skutek przeprowadzanej defibrylacji… Nie mogłem znieść tego
widoku. Trząsłem się jak osika na wietrze, czułem, że zaraz
osunę się w nicość. Chciałem zniknąć, rozpłynąć się w
powietrzu, by nie być świadkiem rozgrywanych właśnie wydarzeń.
Pragnąłem wrócić na miejsce, gdy będzie już po wszystkim.
Chciałem obudzić się z tego pieprzonego koszmaru, wziąć ją w
ramiona i całować do utraty tchu. Pchnięty niewytłumaczalnym
instynktem na chwiejnych nogach podszedłem do szyby, która
oddzielała salę od korytarza. Ludzie w środku wrzeszczeli na
siebie, walczyli o Lilianę, o moją ukochaną, o jej życie, a ja
stałem bezradny i nic nie mogłem zrobić. Pragnąłem ulżyć jej w
tym cierpieniu, zamienić się nią miejscami, przyjąć na siebie
wszystkie ciosy. A jeśli tym razem nie uda się jej uratować? Co
zrobię, kiedy jej zabraknie, kiedy mnie opuści? Zrezygnowany
pokręciłem głową i w ułamku sekundy podjąłem niezbyt rozważną
decyzją. Nie zwracając uwagi na zdziwione i skonsternowane
spojrzenia rodziców dziewczyny wpadłem na salą nie bacząc na
konsekwencje. Nie mogłem obserwować rozgrywającej się sceny przez
szybę. Musiałem być przy niej, dać jej znak, że jestem, że
nigdy jej nie opuszczę.
–
Proszę natychmiast opuścić to
pomieszczenie! – krzyk lekarza dotarł do mnie jakby zza mgły. Nie
zareagowałem, odepchnąłem od siebie innych. Podszedłem do łóżka
Liliany i mocno ścisnąłem jej dłoń.
–
Walcz, proszę cię, walcz… Wróć do
mnie! – wyszeptałem dławiąco.
–
Poniesie pan stosowną karę za to
najście! – usłyszałem, po czym siłą zostałem wyprowadzony z
sali. Miałem to gdzieś, byłem gotów zapłacić każdą cenę.
Musiałem to zrobić, musiałem dać jej do zrozumienia, że jestem
obok. Że zawsze będę. Mama Liliany objęła mnie opiekuńczo.
Położyłem głowę na jej ramieniu i pozwoliłem sobie na płacz.
Staliśmy tak przez chwilę, dopóki nie dotarły do nas przytłumione
słowa lekarzy.
–
Konieczna jest kolejna operacja –
powiedział instruując innych. – Niestety doszło do powikłań.
Myśleliśmy, że wszystko jest w porządku, jednak zastawka nie
przyjęła się dobrze. Doszło do krwawienia… Musicie uzbroić się
państwo w cierpliwość, będziemy państwa o wszystkim informować!
– Wyjaśnił oddalając się. Opadłem na krzesło. Byłem
otumaniony, jakby nafaszerowali mnie zbyt dużą ilością leków.
Widziałem ciemność. Zamarłem w bezruchu. Byłem przerażony.
Balansowałam
na granicy świadomości. Wszystko mnie bolało, czułam dziwne
ukłucia w piersi. Miałam wrażenie, że wbijano we mnie igły, tak
mocno, aby dotarła do mnie powaga sytuacji. Słyszałam dziwne
piski, stukot maszyn, stłumione szepty, że moje serce jest za
słabe, że nie wytrzyma kolejnej dawki. Te głosy sprawiły, że
struchlałam ze strachu. Uwierzyłam im i chciałam się poddać, by
już nie czuć tego bólu, pozbyć się wrażenia, że moje serce
pęka na pół. Chciałam zaznać spokoju. Pogodziłam się z myślą
o przegranej. Już miałam odpłynąć, odprężyć się, kiedy
dotarł do mnie głos Masona. Był smutny, zrezygnowany, ale
wyczuwałam tę nutkę zawziętości. Mocny dotyk jego dłoni na
mojej. Wrzaski. I szept. Ten jeden jedyny szept. Nasz szept, nasz
intymny gest. Walcz, proszę cię, walcz. Wróć do mnie. Chciałam
odetchnąć pełną piersią, dać mu znak, że go słyszę, że
podejmę się taj walki. Nie tylko dla niego, ale dla nas, dla moich
bliskich. Pragnęłam przebić się przez te wszystkie odgłosy,
przez tę niewidzialną barierę, ale nie podołałam temu zadaniu.
Wstąpiła we mnie nadzieja, że dam radę, że jestem silna, że
wyjdę z tego, że moje serce wytrzyma. Z taką myślą odpłynęłam,
a ostatnią rzeczą, którą zarejestrowałam było ostre światło.
–
Boję się, tak bardzo się boję… – wyszeptałem do telefonu
ściskając w dłoni jednorazowy kubek. – A co jeśli się nie uda?
– Zadałem to okropne pytanie, musiałem, by się go pozbyć.
Chciałem, żeby odeszło i dało nam spokój, aby sprawiło, że
zadzieje się zupełnie inaczej. – Jasmine, powiedz, że wszystko
będzie dobrze – Poprosiłem swoją starszą siostrę o słowa
otuchy. Rozumiała mnie i dała mi wsparcie, którego tak
potrzebowałem. Nie miało znaczenia to, że w Londynie jest późny
wieczór, a w Australii wczesny poranek. Odebrała telefon za
pierwszym razem wysłuchując mnie i pozwalając wypłakać się do
słuchawki.
–
Braciszku, oczywiście, że wszystko
będzie w porządku – zapewniła mnie. – Zdaję sobie sprawę z
tego, jak bardzo się boisz, ale musisz myśleć pozytywnie. Za was
oboje – Powiedziała pewnie. W oddali słyszałem, jak krząta się
po kuchni.
–
Wiem, że Liliana jest silna, ale… Była
też taka bezbronna i krucha. Nie mogę znieść myśli, że w każdej
chwili mogę ją stracić…
–
Mason… – westchnęła. – Każda
operacja jest pewnego rodzaju ryzykiem, ale naprawdę nie możesz się
teraz załamywać. Liliana z tego wyjdzie, jestem o tym przekonana.
Wie, że musi wrócić. Do ciebie, do swojej rodziny… Do naszej też
– Roześmiała się cicho. Zawtórowałem jej, bo ten dźwięk był
ukojeniem dla mojego spiętego ciała.
–
Dziękuję, Jaz – wymamrotałem
pociągając nosem. Otarłem rękawem bluzy łzy słabości.
–
Daj spokój, wiesz, że zawsze możesz na
mnie liczyć – oznajmiła. – Byłam na nią zła za to, że
obarczyła mnie taką odpowiedzialnością… Że zadzwoniła wtedy
do mnie i poprosiła właśnie mnie o przekazanie ci tej wiadomości.
Wściekałam się na nią, bo przez nią cierpiałeś, ale kiedy po
powrocie wyjaśniliście mi wszystko, w pewnym sensie ją
zrozumiałam. I zrozumiałam jak silna jest wasza miłość, to
uczucie, mimo że jesteście tacy młodzi. Kochacie się i
przetrwacie wszystko. Jesteście dla siebie oparciem i tylko to się
liczy.
–
Naprawdę dziękuję ci za te słowa –
przesłałem jej buziaka, co przyjęła głośnym śmiechem. –
Poinformuję cię, kiedy operacja dobiegnie końca – Powiedziałem,
kiedy spostrzegłem przywołującą mnie Vivi. – Przepraszam, ale
muszę już kończyć. Dbaj o siebie i moją siostrzenicę, bądź
siostrzeńca!
–
Błagam, wystarczy, że już wysłuchuję…
– nie dokończyła, bo przerwał jej oburzony krzyk męża. –
Kocham cię, braciszku!
–
Ja ciebie też – odparłem rozłączając
się. – Vivi? – Spytałem.
–
Lekarze mówią, że zabieg zaraz się
skończy – poinformowała mnie. Wziąłem ją na ręce i
udałem się w stronę sali operacyjnej. Po paru ciężkich minutach
zza przesuwanych drzwi wyłoniła się sylwetka mężczyzny. Potarł
skronie, a ja dostrzegłem na jego głowie pierwsze siwe włosy.
–
Operacja się udała – obwieścił. –
Tym razem już naprawdę wszystko będzie w porządku – Dodał
napotykając moje kpiące spojrzenie. – Obfite krwawienie wymagało
przetoczeń preparatów krwiopochodnych…
–
Może pan mówić po ludzku? –
zirytowałem się słysząc ten szpitalny żargon.
–
Musieliśmy wymienić zastawkę, bo tamta
się nie przyjęła. Tym razem postawiliśmy na zastawkę
mechaniczną, która charakteryzuje się bardzo dobrą trwałością.
Wymaga jednak stosowania do końca życia leczenia
przeciwkrzepliwego, ale wierzę, że przypilnuje pan pacjentki –
wyjaśnił spokojnie.
–
Czyli już nic nie zagraża zdrowiu
naszej córki? – upewnił się jej tata.
–
Nic – lekarz uśmiechnął się ciepło.
– Musi jedynie na siebie uważać i zbytnio się nie przemęczać
podczas wykonywania różnych czynności… – Mrugnął do mnie
nawiązując do nieszczęsnego pytania Liliany o seks. Policzki mnie
zapiekły, a mama Liliany taktownie się odwróciła, by zapanować
nad chichotem. – Uznałem, że przyda się państwu weselsza
atmosfera – Zażartował.
–
O czym on mówił? – spytała
zdezorientowana Vivi.
–
O niczym istotnym – połaskotałem ją,
aby nie drążyła tematu.
–
O tajemniczej czynności, którą
wykonują dorośli, żeby na świecie pojawiały się dzieci? –
strzeliła bez ogródek.
–
Vivi!
–
Już nic nie mówię – wzruszyła
niewinnie ramionami, tak jak robiła to Liliana, gdy udawała, że
nie wie, o co chodzi. Uśmiechnąłem się do niej ciepło czekając,
aż jej rodzice zwolnią mi miejsce. Po kilku chwilach wszedłem na
salę, w której przebywała moja ukochana. Przytuliłem się do jej
dłoni i zasnąłem. Byliśmy razem. Zawsze i na zawsze.
Gdy
potrzebuję Ciebie
Wystarczy,
że zamknę oczy i już jestem z Tobą
A
wszystko, co tak chciałbym dać Tobie,
Jest
na wyciągnięcie serca...
***
Witam!
Co złego to nie ja! :D
Pozdrawiam ;*
*Rob Stewart - When I Need You
Kiedy wydawało się, że zdrowiu Liliany już nic nie zagraża i wszystko zmierza ku lepszemu. A bliscy mogą już odliczać dni do wpisania jej ze szpitala i przygotowywać na powrót dziewczyny do domu. Wydarzyło się coś takiego... Niespodziewane komplikacje na pewno przeraziły zarówno Masona jak i bliskich Liliany. Zwłaszcza, że to wszystko wyglądało bardzo groźnie. Na całe szczęście lekarzom udało się opanować sytuację, choć na pewno godziny, podczas których trwała operacja były niemal nie do zniesienia. Nikt w końcu nawet nie dopuszczał do siebie, że mógłby stracić Liliane. Mason niemal odchodził od zmysłów. Dobrze, że mógł liczyć w tym trudnym czasie na wsparcie siostry, która podtrzymywała go na duchu. Na całe szczęście udało się wymienić zastawkę i teraz powinno być już naprawdę dobrze. Oczywiście Liliana będzie musiała trochę zmienić swój dotychczasowyc styl życia, ale z pomocą Masona na pewno nie będzie to tak odczuwalne. Obydwoje na pewno sobie poradzą z każdą dolegliwością. Liliana zresztą zadbała, aby żaden szczegół im nie umknął. 😂 Biedny Mason najadł się sporo wstydu podczas rozmowy z lekarzem. Kto by pomyślał, że to Liliana będzie bardziej otwarta na rozmowy o tych kwestiach.
OdpowiedzUsuńChloe natomiast przeszła dziś samą siebie. Jak ona w ogóle może tak nachalnie narzucać się Masonowi? Nie ma do siebie za grosz szacunku i nie potrafi pogodzić się z tym, że została odrzucona. Kiedy ona w końcu się opamięta? Liczę, że może teraz da sobie spokój, skoro Mason tak stanowczo jej odmówił. Chociaż znając ją jest to bardzo wątpliwe.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Zaczęło się tak przyjemnie. I nic nie wskazywało na to , że za chwilę rozegra się dramat.
OdpowiedzUsuńNie chcę sobie nawet wyobrazić co czuł Mason i bliscy Liliany, w momencie gdy lekarze walczyli o jej życie.
Świadomość tego, że noga ją stracić musiała być przerażająca.
Na całe szczęście lekarza opanowali sytuację. I kolejna operacja się powiodła. Mam nadzieję że teraz nie dojdzie już do żadnych komplikacji. A Liliana pomału będzie wracała do pełni sił.
Mason naprawde będzie musiał teraz na nią uważać. I jeszcze mocniej dbać o nią.
Chloe w tym rozdziale przebiła wszystko. Zastanawiam sie jak można być taką tępą idiotka. Serio. Czy do niej nic nie dociera? Ile razy jeszcze Mason ma jej powtarzać, że nic między nimi nie ma j nie będzie?
Przecież gdyby Liliana dowiedziała się o tej jej wizycie znowu by się jej pogorszyło
Czy możemy już przejść do momentu w którym pozbywamy się Chloe ? Bardzo proszę 😉
Pozdrawiam Cię cieplutko i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Gdzie ja dostanę takiego uroczego i perfekcyjnego Masona obdarowanego naturą ... tfu! Znaczy gdzie ja znajdę takie cudo? ^^ Rozpływam się nad tym jak się stara, aby jego ukochanej było jak najlepiej. Wszystko starannie zanotował, jak na najlepszego studenta tego kierunku przystało, ale zapomniał o dość ważnej rzeczy ... że też Liliana musiała o to zapytać hihi ^^ chciałabym widzieć jego minę! Szczęka ładnie musiała się odbić od podłoża. Jak widać i ona stara się dbać o potrzeby swojego ukochanego haha.
OdpowiedzUsuńI kurcze czy moja chwila rozpływania się nie mogła trwać dłużej? Czy ten karakan musiał przekroczyć próg ich mieszkania. Bowe, co za ameba! Ona w głowie nie ma nic oprócz pajęczyny. Tfu, co ja mówię! Jaki pająk chciałby tam zamieszkać. Czy Chloe na prawdę sądziła, że skoro Liliana walczy o życie w szpitalu to jej się uda uwieść Masona? Hahaha. Ok, zrozumiałabym gdyby przyszła go wesprzeć, powiedzieć dobre słowo bo wiadomo, ze w takim momencie wszystko schodzi na bok. Ale tak pomyślałaby normalna osoba, a nie ameba. Do niej serio nic nie dociera i kurcze, to jest bardzo męczące. Taka irytująca mucha, która lata Ci koło nosa gdy śpisz sobie smacznie. I gdy już myslałam, że nic nie przebije dzisiaj Chloe ...
Ja na serio myślałam, że stan zdrowia Liliany jest ustabilizowany. A tu taki szok. Komplikaje pooperacyjne występują dość często, ale miałam nadzieję że to ominie dziewczynę. Musiała nastąpić kolejna operacja, która przeraziła jej najbliższych nie mniej niż poprzednia. Jak nie bardziej. Nie chcę sobie nawet tego wyobrażać! Z powodu przerażenia oraz bezradności Mason wparował do sali gdzie walczono o życie jego ukochanej nie bacząc na jakiekolwiek negatywne skutki. Chłopak wręcz sobie nie wyobrażał, aby miał ją stracić. I okazuje się, że te kilka sekund podczas których chwycił ją za dłoń i wypowiedział ważne słowa pomogło Lilianie powrócić do życia ;3
Vivian! ;3 "tajemnicza czynności, którą wykonują dorośli, żeby na świecie pojawiały się dzieci?" To cytat dnia! Jak nie całej histori :)
Ty już nie mieszaj bo ja tu sama padnę na chorobę serca! ^^