Spoglądając
na roztrzęsionych rodziców Liliany sam drżałem na całym ciele.
Noc spędzona w szpitalu upłynęła nam na nerwowym oczekiwaniu,
piciu ohydnych kaw z automatu umieszczonego na piętrze,
chodzeniu w tę i z powrotem po korytarzu. Wszystko było
nieskazitelnie czyste, budynek był przyjazny pacjentom oraz ich
rodzinom. Charakterystyczny zapach leków, lekarze ubrani w kitle,
odgłos stukających butów powodował jednak uczucie, którego nigdy
nie chciałem doświadczyć. Widok ciężko chorych ludzi, lekarzy
spieszących na operację, by uratować czyjeś życie napawał mnie
irracjonalnym lękiem. Odgłos trzaskania drzwiami wyrywał mnie z
chwilowej zadumy. Bałem się, bałem się tak, jak jeszcze nigdy. Po
przybyciu do szpitala Liliana odzyskała przytomność, teraz była
poddawana serii badań, które miały wykazać, co jej dolega. Miałem
cholerną nadzieję, że nie będzie to nic poważnego, jednak
przedłużające się milczenie odpowiedzialnych za nią ludzi
frustrowało mnie do granic możliwości. Jej rodzice siedzieli
ciasno spleceni na niewygodnych krzesłach, byli bladzi, apatyczni.
Vivi została z sąsiadką nieświadoma tego, co działo się z jej
siostrą. Zmiąłem w dłoniach papierowy kubek i wyrzuciłem go do
kosza. Miałem już dość tej nieświadomości, tego nic nie
robienia! Pragnąłem wpaść na salę, siłą wyciągnąć z lekarzy
jakiekolwiek informacje, które pozwoliłyby mi na chwilowy spokój.
Warcząc pod nosem przeczesałem swoje włosy. Panika, która mnie
ogarnęła potęgowała uczucie strachu. Po godzinach nerwowej i
napiętej atmosfery zza przesuwanych drzwi wyłoniła się postawna
sylwetka lekarza, który zajmował się Lilianą od samego początku.
–
Co jej jest?! – dopadłem go pierwszy
pojawiając się przed nim w ułamku sekundy. Serce boleśnie obijało
mi się o żebra, ale w tym momencie miałem to gdzieś.
Najważniejsza była Liliana oraz jej zdrowie.
–
Musieliśmy wykonać szereg
specjalistycznych badań, bo na pierwszy rzut oka niewiele było
widać – rozpoczął wyjaśnienia sięgając po wodę z
dystrybutora. Ponagliłem go spojrzeniem. – Pani Liliana cierpi na
zaburzenie rytmu serca – Powiedział. Zmarszczyłem brwi patrząc
na skonfundowanych rodziców dziewczyny.
–
Jak to możliwe? – słabym głosem
odezwała się jej mama. – Zawsze była okazem zdrowia, nie
mieliśmy z nią żadnych problemów! To na pewno nie pomyłka? –
Zadawała szereg pytań łkając cicho. Doskonale rozumiałem jej
stan, bo sam nie mogłem pojąć słów wypowiedzianych przez mężczyznę.
–
Jej objawy jednoznacznie na to wskazują.
W ostatnim czasie dość często odczuwała zawroty głowy, miała
mroczki przed oczami, kołatało jej serce i jak sama przyznała,
biło nienaturalnie szybko. Wszystko to złożyło się w całość.
Postawiona przez nas diagnoza jest słuszna i trzeba podjąć
natychmiastowe leczenie, aby wszystko wróciło do normy –
poinformował nas.
–
Jakie leczenie? – zapytał tata Liliany
zachowując względny spokój.
–
Konieczna jest operacja zastawki serca,
bez tego się nie obejdzie. Zaburzenia pani Liliany niestety mają
złośliwy charakter… Najlepszym efektem będzie wspominane
leczenie zastawki, ponieważ jest to przyczyna arytmii, którą da
się usunąć – wyjaśnił szczegółowo.
–
Czy to skomplikowany zabieg?
–
Proszę się o to nie martwić –
uspokoił mnie. – Operacja odbędzie się jutro, pacjentka musi
zostać do niej odpowiednio przygotowana. My musimy przekazać jej
istotne informacje o stylu życia, jaki będzie musiała prowadzić
po operacji. Zbilansowana dieta, brak tytoniu…
–
Poradzimy sobie z tym – zapewniłem go
przygryzając wargę. – Możemy ją zobaczyć?
–
Za parę chwil, jeszcze przez jakiś czas
musi odpocząć – oznajmił lekarz. – Zawołam państwa, gdy
będzie to możliwe – Powiedział oddalając się.
–
Przepraszam, że nie potrafiłem o nią
zadbać – zwróciłem się do rodziców dziewczyny opadając na
krzesło. – To moja wina! Gdybym z nią wcześniej porozmawiał,
przekonał ją…
–
Mason, dziecko, nie obarczaj się tym!
Nie masz z tym nic wspólnego… Jesteśmy przekonani, że dbałeś o
naszą córkę w stu procentach. Nie możesz się tym zadręczać, bo
nic dobrego z tego nie wyjdzie. Obiecasz mi to? – mama Liliany
położyła dłoń na moim ramieniu. Pokiwałem głową, a jej tata
posłał mi pokrzepiający uśmiech. Musiało być dobrze, musiało
się udać…
Londyn,
06.12.2019 r.
Stałem
przy łóżku Liliany wpatrując się w jej drobną sylwetkę. Była
blada i wydawało mi się, że schudła, co było niedorzeczne.
Przy niej, jej rodzicach próbowałem zachować spokój, ale w środku
drżałem. Byłem tylko człowiekiem i nic nie mogłem na to
poradzić. Operacja była konieczna, nie było co do tego
wątpliwości. Wiedziałem, że lekarze będą ostrożni, skrupulatni
w swoich działaniach, mimo to bałem się, że coś pójdzie nie
tak, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Odgoniłem od siebie te
pesymistyczne myśli gładząc policzek dziewczyny.
–
Już niedługo będzie po wszystkim –
powiedziałem pewnie. – Nie odstąpię cię później na krok –
Zagroziłem jej żartobliwie.
–
Jakoś to przeżyję – wysiliła się
na słaby uśmiech. – Przepraszam, że tak długo bagatelizowałam
stan mojego zdrowia… Myślałam, że mi przejdzie, że to nic
takiego…
–
Nie myśl teraz o tym – z czułością
ucałowałem jej zimną dłoń. – Takie jest życie, nie zawsze
mamy na nie wpływ. Jesteś silna i dasz sobie radę.
–
My damy sobie radę – obwieściła
kaszląc cicho.
–
Wszystko w porządku? – momentalnie się
zaniepokoiłem.
–
Tak – odparła. – Jestem tylko trochę
zdenerwowana – Przyznała rozglądając się po sali, w której
przebywała.
–
Zupełnie niepotrzebnie! Myśl pozytywnie
– poprosiłem ją. Kiwnęła głową zgadzając się ze mną.
–
To zabawne… – zaczęła. – Chcę
być kardiologiem, a nie potrafiłam zająć się swoim sercem –
Zaśmiała się. Prychnęłam pod nosem.
–
Kochanie… Zachowaj swoje nieśmieszne
żarty na później, dobrze? – parsknąłem.
–
Chciałam tylko rozluźnić atmosferę –
niewinnie wzruszyła ramionami. W tej samej chwili do sali wszedł
lekarz informując, że zabieg niedługo się zacznie. – Kocham
cię.
–
Ja też cię kocham – wyszeptałem
obserwując jak wywożą ją z sali. Podążyłem za nimi osuwając
się po ścianie obok drzwi prowadzących na salę operacyjną.
Jutrzejszy
wyjazdowy mecz z Evertonem przestał mieć jakiekolwiek znaczenie.
Gdy wczoraj niechętnie opuściłem szpital zadzwoniłem do trenera i
poprosiłem go o spotkanie. Zobaczyliśmy się i odbyliśmy męską
rozmowę, w której szczerze wyjaśniłem mu całą sytuację. Frank
był wyrozumiałym człowiekiem, doskonale zrozumiał położenie, w
jakim się znalazłem. Bałem się, że będzie zły, że zarzuci mi
nieprofesjonalne zachowanie, ale nic takiego nie miało miejsca. Dał
mi kilka dni wolnego zapewniając, żebym nie martwił się o
miejsce w składzie. Wiedział, że nie mógłbym całkowicie skupić
się na drużynie oraz meczu, bo cały czas myślałbym o Lilianie.
Zaszkodziłoby to wszystkim, a tego nie chciałem. Byłem
profesjonalistą w każdym calu, dlatego z ulgą przyjąłem
wiadomość, że poradzą sobie beze mnie. Rodzice dziewczyny udali
się do szpitalnego bufetu nie mogąc znieść przeraźliwej ciszy,
która zapanowała na korytarzu. Moi wspierali nas ciepłym słowem,
telefoniczną rozmową podnosili nas na duchu. Przyciągnąłem
kolana pod brodę starając się myśleć o wszystkim, tylko nie o
wykonywanym właśnie zabiegu, ale nie potrafiłem. Pozytywne
wibracje gdzieś uleciały, został jedynie pesymizm wymieszany z
niepokojem. Jak miałem wyobrazić sobie to, że być może już
nigdy nie będę mógł się do niej przytulić? Że już nigdy nie
będę miał szansy usłyszeć jej dźwięcznego głosu, ust
układających się w dwa najważniejsze słowa? Jak miałem
przeżyć bez jej „Kocham cię”? Jak miałem wyobrazić sobie to,
że już nigdy nie będzie biegła jak szalona na spotkanie ze mną?
Że już nigdy nie położę się obok niej, nie zasnę wtulony w jej
ramiona? Że nie obudzę się tuż przy niej, że nie zobaczę jej
zaspanego spojrzenia i rozczochranych blond włosów? Jak miałem
pogodzić się z tym, że być może już nigdy nie poczuję jej
zapachu? Nie dotknę jej ust? Że już nigdy nie wtulę się w jej
filigranową sylwetkę myśląc, jak wielkim szczęściarzem jestem?
Jak miałem znieść myśl, że już nigdy więcej się z nią nie
pokłócę? Nie pogodzę? Nie usłyszę jej śmiechu? Nie będę podziwiał zapału, z jakim wykonywała poszczególne czynności? Że nie będę dostawał szału na widok skrupulatnie
zrobionych notatek? Że nie będę wybuchał śmiechem na widok
długopisów oraz jej szpargałów zajmujących każdy wolny kąt? Że
nie zobaczę jej ubraną w moją koszulkę, dopingującą mi podczas
meczu? Jak miałem wyobrazić sobie, że to być może jest nasz
koniec…?
–
Mason! – szarpnięcie z mojej prawej
strony wyrwało mnie z otępienia. Brązowe tęczówki Vivi patrzyły
na mnie z lękiem.
–
Co się stało? – spytałem szybko.
–
Przestraszyłam się, bo przez chwilę
nie było z tobą kontaktu… Mówiłam do ciebie, ale nie
reagowałeś… – jej podbródek zaczął się niebezpiecznie
trząść.
–
Chodź tutaj – wyciągnąłem ręce i
mocno ją przytuliłem. – Przepraszam, że napędziłem ci strachu,
najwidoczniej musiałem odpłynąć gdzieś myślami – Przekonałem
ją.
–
Boisz się? – pociągnęła nosem. –
Bo ja tak – Przyznała.
–
Ja też się boję – wyznałem zgodnie
z prawdą. – Ale Liliana jest silna i da sobie radę, bo wie, że
czekamy tutaj na nią.
–
Namalowałam jej rysunek – podsunęła
mi pod nos kartkę, która przedstawiała naszą trójkę podczas
meczu.
–
Na pewno się ucieszy, jest przepiękny –
pochwaliłem ją, co zaowocowało szerokim uśmiechem.
–
Dziękuję – rozpromieniona dała mi
soczystego buziaka. Zaśmiałem się tarmosząc jej długie włosy. –
Zastanawiałam się, czy to czasem nie moja wina… Przez to, że
byłam na nią zła, po tym jak cię zostawiła…
–
Vivi, nie możesz tak myśleć! Właśnie
w takich chwilach jak ta, ludzie często zastanawiają się, co by
się stało, gdyby podjęli inną decyzję, zastosowali inne
rozwiązanie… Świadomość, że możemy stracić bliską osobę
powoduje dziwne wyrzuty, ale nie można się im poddać, jasne?
–
Tak – pokiwała głową. Ulżyło mi,
gdy obiecała, że już nie będzie tego robić. Wpatrywałem się w
obrazek modląc się o jak najszybszy koniec operacji. Ciążyła mi
ta bezczynność oraz niewiedza. Sekundy zmieniały się w minuty,
minuty w godziny, a my w dalszym ciągu byliśmy pozbawieni
informacji. Vivi zasnęła z głową opartą na moim ramieniu, mi
samemu kleiły się oczy, ale walczyłem ze sobą, z osłabionym
organizmem. Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek znajdę się w
sytuacji bez wyjścia. Liliana leżała na stole operacyjnym, ja
siedziałem pod salą oczekując cudu. Targały mną sprzeczne i
dziwne emocje, których za bardzo nie potrafiłem nazwać. Musiałem
uciąć sobie drzemkę, bo obudził mnie podekscytowany głos Vivi.
Poderwałem się z twardej podłogi na widok lekarza.
–
Operacja się udała – oznajmił. Ulga,
którą poczułem była nie do opisania. Wziąłem Vivi na ręce.
Uradowana objęła nimi moją szyję. – Mieliśmy pewne
komplikacje, ale opanowaliśmy sytuację. Poinformuję, gdy będzie
można ją odwiedzić – Dodał. Skinąłem czując ogromny ciężar
spadający z mojego serca. Udało się. Liliana żyła. I to było
najważniejsze…
Nie
ma żadnych innych oczu
Które
mogłyby przejrzeć mnie na wylot
Niczyje
ramiona nie mogą wnieść,
Wnieść
mnie tak wysoko
Twoja
miłość wznosi mnie poza czas
A
Ty znasz moje serce na pamięć…
***
Witam!
Żaden ze mnie znawca, bazowałam na informacjach dostępnych w Internetach :D
Życzę Wam samych szczęśliwych dni w Nowym Roku! <3
Do napisania w 2020!
Pozdrawiam ;*
*Demi Lovato - Heart by Heart