sobota, 28 września 2019

Trzeci

Londyn, Stamford Bridge, 18.08.2019 r.

 Stadion londyńskiej Chelsea wypełniony był po brzegi. W tłumie kibiców i sympatyków klubu byłam i ja. Niczym nie wyróżniająca się dwudziestoletnia blondynka w koszulce z numerem dziewiętnaście na plecach. Byłam dumna z Masona i jego imponujących wyników. Jego debiut w Premier League może nie był taki, jaki sobie wymarzył ze względu na bolesną przegraną drużyny, jednak mógł być zadowolony ze swojego występu. Trzymałam za niego kciuki i cieszyłam się razem z nim. Szeroki uśmiech zdobiący jego twarz oraz wesołe ogniki w oczach były nagrodą. Od naszego spotkania, które miało miejsce miesiąc temu nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Kilkakrotnie próbowałam umówić się z nim na spotkanie, by spróbować wszystko wyjaśnić, ale moje prośby przeszły bez echa. Rozumiałam go. Nie chciał tego słuchać, nie chciał mnie widzieć, nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Miał do tego pełne prawo, jednak musiałam dopiąć swego. Spóźniłam się z wyjaśnieniami o dwa lata, wiedziałam to. Ale on w dalszym ciągu na nie zasługiwał. Ochoczo przyłączyłam się do kibiców, którzy już zaczęli wspierać swoich ulubieńców. Nikt mnie tutaj nie znał, nikt mnie nie kojarzył. Nasz związek był naszą prywatną sprawą i tylko nieliczni wiedzieli, że w ogóle istniał. Kiedy piłkarze wyszli na murawę zaczęłam klaskać i z napięciem oczekiwałam na rozpoczęcie pierwszego domowego spotkania. Piłka nożna była obecna w życiu Masona od małego. Kochał ją, spełniał swoje marzenia, z każdym dniem stawał się coraz lepszy. Uwielbiałam obserwować jego radość z gry, wszystkie emocje, które temu towarzyszyły. Nie mogłam mu tego odebrać, dlatego zdecydowałam za nas oboje, nie dając nam szansy, aby spróbować. Pokręciłam głową skupiając całkowitą uwagę na murawie. Sędzia gwizdnął i rozpoczął mecz. Całkowicie pochłonęło mnie to widowisko. Oglądanie młodzieżowej ligi zdecydowanie nie równało się temu, co przeżywałam teraz. Mason od początku dawał z siebie wszystko, wyróżniał się, błyszczał, co zaowocowało bramką strzeloną już w siódmej minucie. Krzyczałam głośno wraz z innymi skandując jego imię. Jego pierwszy gol strzelony dla Chelsea w Premier League. Jego pierwszy gol zdobyty na tak ukochanym przez niego stadionie. Koledzy z drużyny zaczęli po nim skakać, wspólnie celebrowali ten moment, tę chwilę. Mason pobiegł w kierunku trybun, by być bliżej kibiców. Czułam jego radość. Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy utworzył z palców serduszko. Zamrugałam szybko powiekami, ale pierwsze łzy zdążyły wydostać się z moich oczu. Pamiętał o tym, co obiecał mi kiedyś, czy zadedykował tego gola komuś innemu? Wróciłam pamięcią do naszej rozmowy, w której przekonywał mnie, że właśnie tak będzie celebrował swoją pierwszą bramkę w pierwszej drużynie, specjalnie dla mnie, bym wiedziała, że będzie mnie kochał do końca świata. Odruchowo dotknęłam pierścionków, które zdobiły mój palec i otarłam policzki z łez. Mason… Oglądanie kolejnych minut meczu było dla mnie ciężkie. Cały czas wpatrywałam się jedynie w niego i rozpamiętywałam spędzone razem chwile. Wspominałam jego uśmiech zarezerwowany tylko dla mnie, wspominałam blask jego piwnych oczu, wspominałam urocze dołeczki w policzkach, ramiona, w których zawsze było dla mnie miejsce, dotyk dłoni, smak jego ust, pocałunki, drżenie i emocje towarzyszące nam, gdy zdecydowaliśmy się pójść o krok dalej… Czerwień pokryła moje policzki szybciej niż się tego spodziewałam. Odrzuciłam wspomnienia, gdy piłkarz Leicester City doprowadził do wyrównania. Zaklęłam pod nosem błagając o pozytywne rozstrzygnięcie spotkania. Niestety… Chelsea zremisowała przed własną publicznością, co spotkało się z zawodem niektórych. Trybuny pustoszały, zostałam ja i kilku innych kibiców, którzy oklaskiwali piłkarzy oraz trenera. W końcu zeszłam i ja rozglądając się po stadionie. Chwila, w której zobaczyłam ciemnoskórą dziewczynę rzucającą się Masonowi na szyję spowodowała, że w moje serce wbiło się stado igieł. Objął ją niezdarnie, a ona przylgnęła do niego jeszcze mocniej. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że Mason mnie zauważył. Odwróciłam się na pięcie pozwalając łzom płynąć. Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Powieki są po to, żeby nie patrzeć jak odchodzisz na zawsze…

 Targały mną sprzeczne emocje. Radość po zdobyciu pierwszego gola dla Chelsea mieszała się z frustracją z powodu remisu. Przewaga, którą osiągnęliśmy nie dała oczekiwanego rezultatu. Schodziłem z murawy z podniesioną głową. Ostatni kibice oklaskiwali nas i trenera dziękując za widowisko. My robiliśmy to samo okazując wdzięczność za wsparcie. Przez chwilę wydawało mi się, że w tym zlepku kibiców zobaczyłem znajomą, drobną sylwetkę, ale nie dopuściłem do siebie tej myśli. Poczułem, jak ktoś rzuca mi się na szyję. Zdezorientowany odwzajemniłem uścisk. Chloe była moją dobrą koleżanką liczącą z mojej strony na coś więcej. Nie mogłem jej tego dać, ale moje tłumaczenia do niej nie docierały. Chciała mnie wspierać i być blisko, kiedy tylko mogła. Doceniałem jej obecność i zaangażowanie, ale… To nie było to. I nigdy nie będzie. Nie wiedziała o Lilianie, nie zdawała sobie sprawy z mojej przeszłości, a ja nie byłem skory, by wyjawić jej prawdę. Lili była tylko moja… Lili. Zamrugałem powiekami. Ona naprawdę tu była. Była na meczu, wspierała mnie swoją obecnością, kibicowała mi, była ubrana w moją koszulkę… Dostrzegając uwieszoną na mojej szyi dziewczynę szybko odwróciła wzrok i odeszła. Zakląłem i odsunąłem od siebie Chloe. Liliana pewnie pomyślała, że zadedykowany gol był przeznaczony Chloe. A to nie była prawda… Nasze rozmowy wryły mi się w pamięć, wspominałem je i doskonale wiedziałem, co chcę zrobić, gdy dojdzie do takiej chwili. Serce było dla Lili. Było i zawsze będzie… Będąc już w domu zastanawiałem się, co robić. Liliana próbowała się ze mną kontaktować, ale konsekwentnie odrzucałem wszystkie próby. Była zdeterminowana i za wszelką cenę chciała wytłumaczyć mi swoje postępowanie. Może powinienem się ugiąć i dać jej szansę? Jej widok, sam fakt, że była, że widziała na żywo mojego gola, dedykację poruszył mnie. Walcząc ze sobą chwyciłem za telefon i wysłałem jej wiadomość. Opadłem na łóżko chowając twarz w poduszkach. Może… Może jeszcze mamy szansę…?

Dotknęłaś mojego serca, dotknęłaś mojej duszy.
Zmieniłaś moje życie i wszystkie moje cele.
A miłość jest ślepa i wiedziałem to, gdy
moje serce było zaślepione przez Ciebie.
Całowałem Twoje usta i dotykałem Twego policzka
Dzieliłem z Tobą sny, dzieliłem z Tobą łóżko
Znam Cię dobrze, znam Twój zapach.
Uzależniłem się od Ciebie...


***

Witam! 

Chelsea w końcu wygrała ligowy mecz u siebie ^^ A już w środę kolejne spotkanie w Lidze Mistrzów <3 




(Tak jeszcze nawiązując do poprzedniego rozdziału ;)) <3)

Pozdrawiam ;*

*James Blunt - Goodbye My Lover 

sobota, 21 września 2019

Drugi

Londyn, 15.07.2019 r.

 Odgłos migawki, blask fleszy, szum wydobywający się z dyktafonów, gwar dziennikarzy… Z dumnym uśmiechem na ustach pozowałem do zdjęć trzymając w dłoniach koszulkę z numerem dziewiętnaście. Przed paroma chwilami spełniło się jedno z moich największych marzeń. Przedłużyłem kontrakt z drużyną, w której przebywam od szóstego roku życia o pięć lat. Realizacja, dążenie do wyznaczonych celów, ciężka praca na treningach oraz dobra postawa w meczach… Wszystko to przyniosło oczekiwany efekt. Karierę juniorską spędziłem w Chelsea, później zostałem wypożyczony do holenderskiego Vitesse, ubiegły rok minął mi na grze w Derby County. Ale teraz… Teraz wracałem do klubu, od którego wszystko się zaczęło. Wracałem do Chelsea, do Chelsea, nad którą pieczę przejął Frank Lampard. Pracowałem z nim w zeszłym sezonie, znałem go, podziwiałem. Był człowiekiem legendą, od którego miałem zamiar pobierać cenne wskazówki. Dobry sezon w Championship zaowocował zaufaniem i możliwością gry w pierwszym składzie, w Premier League. Frank miał mnie w swoich planach i nie chciałem go zawieść, nie chciałem zawieść nikogo. Byłem młody, a cele które przed sobą postawiłem, niezwykle wysokie. Ale taki już byłem. Ambitny i waleczny. Rodzice wspierali mnie w każdej decyzji, pomagali mi, dawali rady. Zdawałem sobie sprawę, że skuteczna gra i ciężka praca mogą poskutkować powołaniem do reprezentacji narodowej. Miałem przed sobą postanowienia, które w pełni zamierzałem zrealizować.
To dla mnie wielki moment. Gram w tym klubie od szóstego roku życia i zawsze pragnąłem występować w pierwszej drużynie. Nie mogę się doczekać nowego sezonu i pracuję ciężko, aby pomóc zespołowi. Mam nadzieję, że zostanę tu na wiele lat – powiedziałem udzielając swojego pierwszego wywiadu. – To dla mnie, jak i dla mojej rodziny ogromnie ważny moment. Jak już wspomniałem, wychowywałem się w Chelsea od szóstego roku życia, sporo czasu już upłynęło. Przez te lata przeżyłem niesamowitą przygodę i pragnę podziękować mamie i tacie za okazywane każdego dnia wsparcie, dowożenie mnie na treningi z Portsmouth. Łączą mnie z nimi silne więzi, rodzice odegrali znaczącą rolę w mojej karierze. Od małego kopałem piłkę w ścianę lub drzwi od garażu, później dali mi szansę i w efekcie znalazłem się w miejscu, w którym jestem teraz – Zakończyłem posyłając dziennikarzom szeroki uśmiech. Kariera stała przede mną otworem! Po dopełnieniu wszystkich formalności wyszedłem z siedziby klubu na świeże powietrze. Jeszcze dziś czekała nas podróż do Japonii na przedsezonowe tournée. Byłem podekscytowany nowymi możliwościami. Ale mimo wszystko… Do pełni szczęścia brakowało mi jej.

 Stałam pod siedzibą londyńskiej Chelsea niezdolna do wykonania ruchu. Był na wyciągnięcie ręki, był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Przychodząc tutaj miałam jasny cel. Chciałam go zobaczyć, chciałam przestać zachowywać się jak tchórz. Pragnęłam do niego podejść, odezwać się, przeprosić… Kiedy przeszedł obok mnie wszystkie plany szlag trafił. Sparaliżowało mnie, nie wiedziałam, co robić. Serce biło mi szybko, pociły mi się dłonie, trzęsłam się z powodu nagromadzonych przez lata emocji. Obejrzał się przez ramię, a promienny uśmiech, który przeganiał wszelkie troski i smutki zgasł niczym zapałka przy silniejszym podmuchu wiatru. Instynktownie zrobiłam krok w przód. On też. Był, naprawdę tutaj był, był przy mnie, obok mnie…
Mason… – wychrypiałam suchym głosem. – Mason… – Smakowałam jego imię, jakby było najwytrawniejszą potrawą, delektowałam się nim…
Liliana? – spytał wstrząśnięty podchodząc jeszcze bliżej. – To naprawdę ty? – Omiótł czujnym wzrokiem moją sylwetkę zatrzymując się na okularach przeciwsłonecznych i czapce z daszkiem, dzięki którym mogłam zakryć swoją twarz. Zrobił gest, jakby chciał odgarnąć moje niesforne kosmyki włosów, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.
Tak… To ja – potwierdziłam splatając i rozplatając palce. – Ja… Wróciłam – Szepnęłam podnosząc na niego wzrok. Pokiwał głową i jednym ruchem pozbył się czapki i okularów. Poczułam się obnażona, a ukryte łzy wydostały się na zewnątrz. W jego oczach, zawsze błyszczących i migających filuternie kłębiło się ich mnóstwo. – Mason, przepraszam – Wydusiłam.
Chciałbym wziąć cię w ramiona, chciałbym cię przytulić, chciałbym scałować każdą twoją łzę, chciałbym ci powiedzieć, że ci wybaczam, że to że zostawiłaś mnie przed ołtarzem nie ma znaczenia, ale nie mogę… Pragnąłbym wymazać z pamięci fakt twojej ucieczki… Chciałbym nie pamiętać, że nas przekreśliłaś, ale… Nie potrafię. Stało się zbyt dużo – oznajmił ocierając swoje łzy.
Wiem, wiem że wszystko zepsułam! – krzyknęłam wymachując dłonią. – Ale…
Nadal je nosisz? – zapytał z niedowierzaniem. Zakłopotana natychmiast schowałam za siebie rękę, na której widniały dwa pierścionki. – Dlaczego?
Bo nigdy nie… – zaczęłam, ale spazmatyczny szloch, który wstrząsnął moim ciałem uniemożliwił mi kontynuację.
Nie kończ, proszę cię. Tylko nie mów mi, że nadal mnie kochasz – wrzasnął sięgając za koszulkę, aby wyciągnąć łańcuszek. W blasku słońca dostrzegłam błyszczące srebro. Obrączki… – Bo wtedy i ja musiałbym ci powiedzieć, że też cię kocham, a bardzo nie chcę tego robić – Obwieścił. – Odejdź, Liliana.
Ale… Możemy porozmawiać choć przez chwilę? Chcę wytłumaczyć…
Mogłaś to zrobić zanim zostawiłaś mnie w dniu naszego ślubu – oznajmił. Chwycił moją dłoń w swoją i zamknął ją w uścisku. – Weź ją, jest twoja – Szepnął wskazując na obrączkę.
Mason! Proszę cię!
Odejdź… W końcu to wychodzi ci najlepiej – zironizował i odwrócił się na pięcie. Chciałam za nim pobiec, siłą wymusić tę rozmowę, ale wiedziałam, że ma rację. Musiałam zacisnąć zęby i walczyć. O niego i o nasze uczucie, które tliło się w nas, bez względu na to, co zrobiłam, bez względu na wszystko.

 Podróż samolotem była dla mnie katorgą. Nie mogłem się wypłakać, nie mogłam dać upustu swoim emocjom. Musiałem wziąć się w garść i oddzielić życie prywatne od zawodowego. Jednak nie było to łatwe… Niespodziewane pojawienie się Liliany przewróciło moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie przypuszczałem, że ją spotkam, nie w takich okolicznościach. Nie dałem jej dojść do słowa, nie pozwoliłem jej niczego wyjaśnić, bo bałem się tego, co mógłbym usłyszeć. Po tych dwóch latach w końcu mogłem ją zobaczyć, mogłem spojrzeć jej w oczy. Nadal była słodką Lilianą, którą pokochałem. Nadal była tą samą dziewczyną, dzięki której moje życie nabrało sensu. Kochałem ją, ale nie mogłem uwierzyć w to, że ona również kocha mnie. Skoro tak… To dlaczego mnie zostawiła? Fakt, że nadal nie pozbyła się pierścionków, że nosiła je na swoim serdecznym palcu wytrącił mnie z równowagi. Czyżby jej miłość naprawdę była prawdziwa? Pokręciłem głową opierając ją o małe okienko. Odgoniłem niechciane łzy i mocniej docisnąłem słuchawki do uszu. Może po powrocie powinienem dać jej szansę? Moja ręka bezwiednie powędrowała do łańcuszka. Ostrożnie wziąłem w dłoń srebrną obrączkę. Była moim talizmanem i paradoksalnie dodawała mi sił. Oddałem Lilianie tę, która miała należeć do niej, mając nadzieję, że coś do niej dotrze. Jeśli naprawdę mnie kochała, jeśli naprawdę nigdy nie przestała tego robić, to może istniała dla nas szansa, nadzieja? Ale czy dałbym radę jej wybaczyć i ponownie zaufać? Byliśmy młodzi i być może faktycznie w sferze uczuć jeszcze wiedzieliśmy niewiele, ale jednak… Byliśmy gotowi zaryzykować i udowodnić wszystkim, że się mylą. Może ja też powinienem to zrobić…?

Widzisz, wydobyłaś ze mnie to, co najlepsze
część, której nigdy nie widziałem
Wzięłaś moją duszę i wytarłaś ją do czysta
Nasza miłość nadawała się do kin
Ale jeżeli mnie kochałaś,
dlaczego mnie zostawiłaś?


***

Witam! 

Wiem, że na razie rozdziały nie są zbyt długie, ale w kolejnych ulegnie to zmianie ;) Jeszcze się zadzieje w ich życiu ^^ 

We wtorek Mason zaliczył debiut w Lidze Mistrzów, którego jednak nie zapamięta zbyt dobrze. Po groźnie wyglądającym faulu musiał opuścić boisko, ale na całe szczęście z jego kostką jest wszystko w porządku <3 Chyba bym nie zniosła kontuzji kolejnego kluczowego gracza... Ale najważniejsze, że niektórzy już wracają po urazach, których doznali jeszcze w tamtym sezonie. Jutro Liverpool... Damy radę! :D 


Pozdrawiam ;*

*Kodaline - All I Want 

sobota, 14 września 2019

Pierwszy

Boston, 17.05.2019 r.

 Boston. Główny ośrodek naukowy i gospodarczy, jedno z najstarszych jak i najważniejszych ze względów kulturowych miasto w Stanach Zjednoczonych. Bejsbol, koszykówka, Boston Freedom Trail, drapacze chmur… W zgiełku tego miasta byłam i ja, dwudziestoletnia dziewczyna, która wczoraj ukończyła drugi rok na prestiżowej uczelni. Harvard Medical School był szansą od losu, był spełnieniem marzeń, był drogą do przyszłości. Przechadzając się ścieżkami najstarszego miejskiego parku, Boston Common wiedziałam, że robię to po raz ostatni. Usiadłam na jednej z ławek pogrążając się w obserwacji spacerujących ludzi. Było ciepło, było słonecznie, pogoda zachęcała do wyjścia z domu i obcowania z naturą. Czułam smutek na myśl o jutrzejszym opuszczeniu tego miasta, w którym spędziłam ostatnie dwa lata, czułam strach przed powrotem do ojczyzny. Ojczyzny, z której uciekłam jak parszywy tchórz w dniu własnego ślubu… Ja i Mason. Nastolatkowie niewidzący poza sobą świata, kochający się do szaleństwa… Byliśmy młodzi, lekkomyślni i szaleni, ale wiedzieliśmy, że życie chcemy spędzić razem. Przeze mnie nasze marzenia legły w gruzach, posypały się jak domino. Ukrywałam przed Masonem wieść o tym, że zostałam przyjęta do Harvardu. On miał swoją karierę, ciągle się rozwijał, grał i mimo naszej miłości nie zrezygnowałby z niej. Wiedziałam o tym, dlatego zdecydowałam się przemilczeć ten istotny fakt. Postąpiłam okropnie, ale czułam, że tak będzie lepiej dla nas… Stchórzyłam, uciekłam, wyjechałam za granicę, by spełnić swoje marzenia, zostawiłam rodzinę, zostawiłam go… Z pękniętym sercem, z wyrzutami, z którymi nie mógł walczyć. Kochałam go, ale chęć nauki w jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie zrobiła swoje. W dzień ślubu zdobyłam się jedynie na poinformowanie starszej siostry Masona o tym, że nie dam rady. Przeprosiłam, rozłączyłam się i pognałam na lotnisko, by wsiąść na pokład. Kiedy samolot wzbił się w powietrze wiedziałam, że nie będzie już odwrotu. Przepłakałam cały lot zwracając na siebie uwagę innych pasażerów. Byłam młoda, głupia i niedoświadczona. Chciałam żyć na własną rękę i poświęciłam nasze uczucie. Miałam nadzieję, że Mason znajdzie sobie dziewczynę, która w pełni na niego zasłuży, bo taką dziewczyną na pewno nie byłam ja. Byłam słaba. Rodzice byli na mnie wściekli. Oni również nie wiedzieli o moich szalonych planach, dowiedzieli się, gdy wylądowałam na bostońskim lotnisku. Było trudno odzyskać ich zaufanie, ale po żmudnych próbach udało mi się tego dokonać. Poprosiłam ich jednak o to, aby nie mówili Masonowi, gdzie jestem. Zgodzili się niechętnie. W pewnym momencie się pogubiłam i nie byłam pewna, co robić dalej. Tylko nauka sprawiała mi radość. Byłam jedną z najlepszych studentek, dzięki czemu dostałam możliwość powrotu do ojczyzny. Trzeci rok miałam rozpocząć we wrześniu, w Imperial College London. Bałam się. Cholernie się bałam, a z drugiej strony odczuwałam podekscytowanie na samą myśl. Otuchy dodawał mi fakt, że nie będę sama, bowiem moi rodzice wraz z młodszą siostrą rok temu przeprowadzili się do Londynu. Ostatni raz rozejrzałam się po parku i wróciłam do wynajmowanego mieszkania. Rzuciłam okiem na spakowane walizki, przygotowany bilet oraz paszport. Już jutro…

Portsmouth, 17.06.2019 r.

 Dwa lata temu o tej porze bylibyśmy już małżeństwem… Z oczami pełnymi łez wpatrywałem się w gmach Portchester Castle. Było już po zmroku, dlatego nie przejmowałem się innymi ludźmi, którzy podobnie jak ja zdecydowali się na zwiedzanie i podziwianie tej malowniczej okolicy. Rok temu zrobiłem to samo. Przyszedłem tutaj i zastanawiałem się, jakby wyglądało nasze życie… Bylibyśmy szczęśliwi, kłócilibyśmy się, to pewne, ale potrafilibyśmy zażegnać każdy konflikt. Wierzyłem w nas, jednak ta wiara była zdradliwa. Próbowałem ją znienawidzić, chciałem wyrzucić ją z serca, z moich myśli, ale nie potrafiłem się na to zdobyć. Cały czas była, pojawiała się nieproszona i nie odchodziła, gdy o to prosiłem. Miałem tylko dwadzieścia lat, a kochałem tak mocno… Liliana była całym moim światem, promyczkiem, nadzieją na lepsze jutro. Zrobiłbym dla niej wszystko, starałbym się bardziej. Gdybym tylko wiedział, dlaczego postanowiła odejść, zostawić mnie z potrzaskanym sercem… Przez te dwa lata zadręczałem się na okrągło. Nie wiedziałem, co zrobiłem źle, nie potrafiłem tego wyjaśnić. Przestała mnie kochać? Poznała kogoś innego? Zakochała się? Przestraszyła? Nie miałem pojęcia, gdzie jest, co robi, co się z nią dzieje, zapadła się pod ziemię, nie chciała zostać przeze mnie odnaleziona, przekreśliła nas i czekającą nas przyszłość. Nie mogłem się z tym pogodzić, bo kochałem ją. Żadna inna poznana dziewczyna nie wkradła się do mojego serca. Była tylko ona, Liliana. I wiedziałem, że tak będzie zawsze, bowiem nie potrafiłbym pokochać innej, tak jak pokochałem ją. Moje życie prywatne było w rozsypce, zawodowe również stanęło pod znakiem zapytania. Poprzedni sezon spędziłem na wypożyczeniu w Derby County, gdzie rozwijałem i doskonaliłem się pod czujnym okiem Franka Lamparda. Nie ukrywam, chciałbym wrócić do Chelsea, do klubu, którego byłem wychowankiem… Miałem nadzieję, że pogłoski o tym, że Frank zostanie nowym trenerem okażą się prawdą. Chciałem grać w Premier League, chciałem zdobywać gole, grać na najlepszych stadionach. Chciałem tego wszystkiego dla siebie, dla rodziny, przyjaciół… Byłem młody i wszystko co najlepsze było jeszcze przede mną, ale już teraz chciałem wznieść się na wyższy poziom. Gdyby była tu Liliana… Pokręciłem bezradnie głową wpatrując się w migocące gwiazdy. Niesamowite jest to, że gdziekolwiek teraz jest patrzymy na to samo niebo…

 Nie wiem, co przygnało mnie w to miejsce… Może świadomość tego, że dwa lata temu miałam zawrzeć tutaj związek małżeński łączący mnie i Masona na resztę życia. Oczami wyobraźni ujrzałam jego, ubranego w elegancki garnitur, gości, którzy podziwiali zamek i otaczające go jeziora, udekorowane miejsca, kolorowe kwiaty… Tak wiele zaprzepaściłam. Zaprzepaściłam nas, naszą miłość, przyszłość… Mason nigdy by mi tego nie zrobił, byłam tego pewna. To ja zachowałam się jak ostatnia egoistka, nie patrząca na innych, tylko na siebie. Byłam rozczarowana sobą, swoim postępowaniem… Miesiąc temu powróciłam do ojczyzny, na lotnisku wpadłam w ramiona rodziców i nie chciałam się od nich odczepić. Dotarło do mnie, jak bardzo tęskniłam, jak moje czyny wpłynęły na innych, na tak bliskie mi osoby. Rodzice nie oceniali, pomogli mi zaaklimatyzować się w nowym mieście, urządzić się, poznać inny świat i zabytki. Byli ze mną i dawali mi wsparcie, którego potrzebowałam jak tlenu. Westchnęłam ciężko bezwiednie gładząc dwa pierścionki znajdujące się na moim serdecznym palcu. Pierwszy, plastikowy, który otrzymałam od Masona, gdy prosił mnie o rękę, drugi, zrobiony ze srebrnego złota, otoczony kilkoma diamencikami, który kupił, bo na niego zasłużyłam. Nie zasłużyłam na oba, ale nie potrafiłam ich ściągnąć, pozbyć się ich. Były częścią nas, już na zawsze. Kątem oka spostrzegłam wpatrującą się w niebo postać. Tę sylwetkę rozpoznałabym na końcu świata, nawet z zamkniętymi oczami. Zaczęłam się trząść, serce biło mi szybko, nie potrafiłam uspokoić oddechu. Mason… Odwróciłam się na pięcie i uciekłam. Znowu. Jak tchórz, którym przecież byłam…

Tak drżą moje ręce
Bo Ty jesteś powodem
Dlaczego moje serce wciąż krwawi
Potrzebuję Cię teraz…


***

Witam! 

Coś się wyjaśniło... ;) 

Mecz na szczęście wygrany, a Mason z kolejnym golem ^^ Się rozstrzelały te moje "dzieciaki" <3 


Pozdrawiam ;*

*Calum Scott - You Are The Reason 

sobota, 7 września 2019

Prolog

Portsmouth, 17.06.2017 r.

 Byliśmy szaleni. Byliśmy młodzi, niedoświadczeni, według niektórych nawet głupi, ale kochaliśmy się. Kochaliśmy się tą szczenięcą miłością i myśleliśmy, że dzięki niej możemy wszystko. Na naszej drodze byli tacy, którzy próbowali wybić nam z głów ten pomysł; mówili, że to za wcześnie, że nasza miłość wcale nie jest prawdziwą miłością tylko dziecięcym zauroczeniem, twierdzili, że nie znamy życia i że ono wkrótce zweryfikuje nasze decyzje. Bagatelizowaliśmy to, byliśmy pewni tego, co czujemy i sądziliśmy, że to inni są w błędzie. Przecież się kochaliśmy, więc co mogło stać na przeszkodzie do naszego szczęścia? Patrząc na gmach Portchester Castle, podziwiając rozległe tereny otoczone błękitnymi jeziorami wziąłem głęboki wdech. To właśnie tutaj się poznaliśmy mając zaledwie po szesnaście lat. Blondynka o zniewalającym spojrzeniu niebieskich oczu skradła moje serce, gdy tylko usłyszałem jej dźwięczny śmiech. Była radosna, ciepła, prosta, a w tej prostocie niezwykła. Wracając myślami do naszego pierwszego spotkania widziałem jej rozwiewane przez wiatr włosy oraz zarumienione policzki. Posyłając jej delikatny uśmiech i czekając na jego odwzajemnienie podjąłem decyzję, że kiedyś się jej oświadczę. Kiedy podniosła na mnie wzrok i kąciki jej ust uniosły się ku górze już wiedziałem. Nasze spotkania przepełnione były czułością, śmiechem oraz przeświadczeniem, że razem poradzimy sobie ze wszystkim. Rok temu przebywając na kolorowym festynie wygrałem dla niej zwykły niczym nie wyróżniający się pierścionek i pod wpływem chwili uklęknąłem na jedno kolano. Liliana zakryła twarz w dłoniach, a po upływie kilku chwil odpowiedziała tak czyniąc mnie najszczęśliwszym siedemnastolatkiem na całej kuli ziemskiej. Kilka miesięcy później za odłożone z wypłaty pieniądze po zakończeniu treningu gnałem jak na złamanie karku do jubilera po prawdziwy pierścionek zaręczynowy oraz obrączki, które już dziś mieliśmy włożyć sobie na palce ślubując miłość i wierność do końca świata. Dziarskim krokiem ruszyłem w stronę zielonych terenów już odpowiednio przygotowanych na nadchodzącą uroczystość. Białe krzesła były ozdobione kremowymi liliami oraz finezyjnie upiętymi wstążkami. Na przepięknie udekorowanym podwyższeniu przecinały się różowe, czerwone, białe i kremowe róże będące symbolem naszego uczucia. Nasza najbliższa rodzina i przyjaciele kręcili się z boku podziwiając rozpościerające się przed nimi widoki. Mój świadek poprawił mi granatową muchę i pokrzepiająco poklepał po ramieniu.
W oddali zobaczyłem machającą do mnie starszą siostrę. Podszedłem do niej niepewnie widząc jej minę. Spojrzałem na nią, a jej twarz powiedziała mi wszystko. Pokręciła głową patrząc na mnie ze współczuciem i smutkiem. W tej chwili bezchmurne niebo przemieniło się w ulewę. Krople deszczu mieszały się z moimi łzami, a ja stałem nie mogąc się poruszyć. Dlaczego…?

Czy uciekłaś?
Czy uciekłaś? Nie muszę wiedzieć
Ale jeśli uciekłaś, jeśli uciekłaś
Wróć do domu
Po prostu wróć do domu…


***

Witam! 

Tak oto przedstawia się prolog mojej nowej historii ;) Mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawiłam ^^ 


Pozdrawiam ;*

*SYML - Where's My Love