Po
wyjściu Liliany jeszcze długo siedziałem ogłuszony i oniemiały.
Informacja, którą się ze mną podzieliła kompletnie wytrąciła
mnie z równowagi. Gdy zbliżyliśmy się do siebie po tak długiej
rozłące nie myśleliśmy logicznie, zawładnęło nami pożądanie
oraz chęć bycia blisko tej drugiej osoby. Daliśmy się ponieść
nie przejmując się konsekwencjami. Gdyby Liliana była w ciąży…
Przeszlibyśmy przez to razem, byłem tego pewny. Nie zostawiłbym
jej samej, oboje musielibyśmy szybciej dorosnąć, ale skoro
postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę to czułem, że
unieślibyśmy na barkach ciężar związany z rodzicielstwem.
Przekonałem Lilianę, że nie możemy popaść w panikę. Ona nie
była żadnym doradcą, siała jedynie spustoszenie i wprowadzała
mętlik do głowy. Mieliśmy siebie, kochaliśmy się… Fakt, że
podjęliśmy decyzję, aby spróbować jeszcze raz napawał mnie
optymizmem i nadzieją na nadchodzące dni. Liliana była moją
iskierką szczęścia, nadawała sens mojemu życiu od momentu, w
którym się w nim pojawiła. Nie myślałem o tym, że być może
się pospieszyliśmy, że powinniśmy dać sobie więcej czasu, że
ja powinienem głębiej zastanowić się nad tą decyzją. Ona była
prosta, a jedyna prawda jaka istniała to taka, że przez te dwa lata
cholernie mi jej brakowało. Każdy dzień poświęcałem na
treningi, w meczach pokazywałem się z jak najlepszej strony, ale
całkowitego spełnienia nie mogłem osiągnąć bez niej. Pustka,
którą czułem była straszna, wypełniała każdą komórkę mojego
ciała, wypełniała serce, które zwolniło swój rytm. Wracając do
domu rzucałem się na łóżko i rozpamiętywałem nasze
momenty. Wspominałem blask jej oczu, uśmiech przeganiający
wszelkie zło, delikatne dłonie, zapach charakterystyczny tylko dla
niej. Miała swoje wady, jak każdy człowiek. Dążyła do
perfekcji, podobnie jak ja. Była ambitna, zdolna i piekielnie mądra.
Słabości, które wykazywała jedynie pomogły mi zbudować obraz
mojego ideału. Bała się ciemności. Kiedy zostawaliśmy sami,
zawsze musiało palić się światło. Uwielbiała wszelkiego rodzaju
dekoracje, była uzależniona od zapachowych świeczek i pomarańczy.
Zawsze mogłem z nią porozmawiać o wszystkim; o swoich marzeniach,
przemyśleniach, planach na przyszłość. Słuchała mnie, wspierała
w każdej decyzji, pomagała jak tylko mogła. Rozśmieszała mnie
żartami, których nikt inny nie rozumiał, zmuszała do myślenia.
Kłóciliśmy się o drobnostki; o zbyt dużą ilość cukru w kawie,
o przypalone naleśniki i stertę brudnych naczyń. Należeliśmy do
siebie. Mogłem się na nią gniewać o to, że zajmuje większą
połowę łóżka, mogłem dalej tłumić w sobie żal do jej osoby,
po tym jak mnie zostawiła… Tylko po co? Co by to dało? Skoro ja
kochałem ją, skoro ona kochała mnie to marnowanie życia na
bezsensowny żal nie miało najmniejszego sensu. Zastanawianie się,
co mogłoby się stać, gdy byliśmy osobno traciło na wartości,
gdy w tym samym czasie mogliśmy być razem. I wspólnie budować
przyszłość, tak jak kiedyś. Liliana podarowała mi cząstkę
siebie, podarowała coś wielkiego, poruszyła we mnie coś, była
ona i tylko ona. Liliana… Ocknąłem się z własnych myśli
słysząc dzwonek do drzwi. Poderwałem się z barowego stołka
i poszedłem otworzyć.
–
Chloe? Co ty tutaj robisz?
–
Przyszłam osobiście sprawdzić, jak się
czujesz! Mogę wejść? – spytała wchodząc do środka.
–
Już to zrobiłaś – mruknąłem pod
nosem zamykając drzwi. – Pisałem ci, że wszystko ze mną w
porządku – Powiedziałem proponując jej coś do picia. Poprosiła
o wodę siadając na krześle. Postawiłem przed nią szklankę z
przezroczystą cieczą. – Chloe, naprawdę nic mi się nie dzieje,
niepotrzebnie się fatygowałaś.
–
Przestań, po prostu chciałam cię
zobaczyć – wyznała wprawiając mnie w osłupienie. – Mason, ja…
–
Chloe, nie wiem do czego zmierza ta
rozmowa, ale… – zacząłem, lecz nie skończyłem swojej
wypowiedzi. Nim zdążyłem zareagować usta dziewczyny musnęły
moje własne. Natychmiast odsunąłem ją od siebie. – Co ty
wyprawiasz? – Zapytałem ostro. – Nie rób tego nigdy więcej!
–
Dlaczego? – zdziwiła się. –
Myślałam, że…
–
Mówiłem ci, że traktuję cię jak
zwykłą koleżankę. Nie licz na coś więcej z mojej strony, bo to
niemożliwe.
–
Masz kogoś? – zrobiła wielkie oczy. –
To ta blondynka, prawda?
–
Tak – przyznałem.
–
Długo się znacie?
–
To nie twoja sprawa – uciąłem. –
Jesteśmy razem i nic tego nie zmieni. Nie całuj mnie nigdy więcej,
ani nie przychodź bez zapowiedzi, dobrze?
–
Jak sobie chcesz – wysyczała chwytając
torebkę w dłoń. – Jeszcze zobaczymy – Fuknęła i wyszła
z mojego mieszkania głośno trzaskając drzwiami. Sfrustrowany
przeczesałem swoje włosy i zakląłem pod nosem. Jeszcze tego mi
brakowało!
Wspólne
mieszkanie z Masonem napawało mnie ekscytacją i zarazem
przerażeniem. Bałam się. Bałam się, że po raz kolejny go
zawiodę, że zrobię coś nie tak, że doprowadzę do ostatecznego
końca. Wierzyłam mu, wierzyłam jego zapewnieniom, że wszystko
będzie dobrze, że poradzimy sobie z każdą przeszkodą. Kiedy
dotarła do mnie świadomość tego, że mogę być w ciąży,
przestraszyłam się, ale dzięki jego bezpiecznym ramionom i czułym
słowom pozwoliłam sobie na rozluźnienie. Mason i ja… Istnieliśmy
dla siebie. Przez swój egoizm o mało co nie doprowadziłam do
naszego końca, ale wybaczył mi. Był gotów zapomnieć o tym, że
porzuciłam go przed ołtarzem. Kochał mnie, a ja kochałam jego.
Zaufał mi ponownie, pragnął być ze mną, chciał dzielić ze mną
każdy dzień, każdą noc. Byłam szczęściarą, nie mogłam po raz
drugi go zawieść, sprawić, by zwątpił w moją miłość. Byłam
dla niego. Istniałam po to, by go kochać, by trzymać jego dłoń,
by łapać go, jeśli potknąłby się na schodach. Egzystowałam po
to, by poprawiać mu ubranie, by czasem je zdjąć. Pragnęłam robić
mu ulubioną herbatę, pomagać, przytulać, całować, poprawiać
poduszkę. Istniałam po to, aby się nim opiekować, troszczyć,
martwić się o niego. Byłam, by go słuchać i z nim milczeć,
śmiać się i płakać. Dzielić troski, smutki, radości. Byłam
dla niego. Byłam dla niego cały czas, byłam, by go kochać. Z
głuchym jękiem wtuliłam twarz w poduszkę. Perspektywa
szczerej rozmowy z naszymi rodzicami nie napawała mnie optymizmem,
ale wiedziałam, że musimy to zrobić, aby iść dalej, nie
oglądając się za siebie. Nie mogliśmy pozwolić na to, żeby mój
czyn z przeszłości zaważył na wizji wspólnej przyszłości.
Chwyciłam w dłoń mojego srebrnego smartfona w celu sprawdzenia
mediów społecznościowych. W jednej chwili złość ogarnęła mnie
ze wszystkich stron. Dziewczyna, która kręciła się obok Masona
oznaczyła go na zdjęciu.
Życzyła mu powrotu do zdrowia i
opatrzyła podpis serduszkiem. Prychnęłam wściekle pod nosem
czytając komentarze z gratulacjami oraz z pytaniami, czy są
parą. Dziękując, że byłam sama w domu, zerwałam się z
wygodnego łóżka, poprawiłam swój wygląd i wyszłam zamykając
za sobą drzwi. Pół godziny później szaleńczo naciskałam
dzwonek do tych należących do mieszkania Masona.
–
Liliana? – spytał zdziwiony widząc
mnie na progu. – Coś się stało?
–
To się stało! – warknęłam pokazując
mu nieszczęsną fotografię. – Możesz się ze mnie śmiać, nie
obchodzi mnie to! – Fuknęłam widząc jak walczy z rozbawieniem.
–
Uwielbiam jak się tak wściekasz –
oznajmił. – Ale faktycznie muszę ci coś powiedzieć – Wyznał
prowadząc mnie do salonu. Umościłam się na białej kanapie
słuchając jego opowieści.
–
Pocałowała cię?! – krzyknęłam. –
Nie miała prawa tego robić! – Przeczesałam swoje włosy. –
Zachowuję się jak wariatka, prawda? – Spytałam głośno
wypuszczając powietrze.
–
Jak zazdrosna wariatka – sprostował
obejmując mnie. – Nie zaprzątaj sobie głowy tym zdjęciem,
dobrze? Zajmę się tym, a kiedy uporamy się ze wszystkim utnę
wszelkie spekulacje na jej i mój temat – Zapewnił.
–
Dziękuję – pocałowałam go w
policzek.
–
To ciebie kocham – wyszeptał
pocierając nosem o mój. Szept. Najintymniejsza forma przekazu słów,
myśli, emocji. Jego szept powodował szybsze bicie mojego serca. –
I skoro już przy mnie jesteś, to wiedz, że nie puszczę cię dalej
niż na odległość naszego szeptu – Złożył obietnicę.
–
Mason… – zaczęłam patrząc na jego
rozpromienioną twarz. Takiego go kochałam. Pełnego życia, pełnego
energii, pełnego wesołych iskierek w oczach. – Nigdy nie
przestawaj się uśmiechać – Dokończyłam wtulając się w niego.
Bo w tych ramionach było moje miejsce.
Uśmiech
na Twojej twarzy
mówi,
że mnie potrzebujesz.
Jest
prawda w Twoich oczach
która
mówi, że mnie nigdy nie opuścisz.
Dotyk
Twojej dłoni daje mi pewność,
że
złapiesz mnie, gdy będę upadać.
I
mówisz to najlepiej, kiedy nie używasz słów...
***
Witam!
Ech, i po ładnej jesieni :( Przynajmniej u mnie :D
Chloe to tak naprawdę dziewczyna Masona, ale ciii ^^ :D
Pozdrawiam ;*
*Ronan Keating - When You Say Nothing At All