sobota, 30 listopada 2019

Jedenasty

Londyn, 19.10.2019 r.

 Po zwycięskim meczu z Newcastle nerwowo przebierałam nogami i czekałam na Masona. Miał dla mnie niespodziankę, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Igrał ze mną, bowiem doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że cierpliwość nie jest moją mocną stroną. Schowałam ręce do kieszeni kurtki i wtuliłam się w ciepły szalik. Jak na końcówkę października pogoda dopisywała. Czasami zdarzały się dni takie jak ten; było zimno, pochmurno, a szare niebo zwiastowało ulewę. Zdmuchnęłam z twarzy zabłąkany kosmyk włosów marząc o rozgrzewającej owocowej herbacie. Mieszkaliśmy razem niecały miesiąc, ciągle się docieraliśmy i na nowo uczyliśmy się swoich nawyków i przyzwyczajeń. Sprzeczaliśmy się o nieistotne błahostki, często mieliśmy odmienne zdanie na dany temat, ale potrafiliśmy iść na kompromis w danej sytuacji. Mi przeszkadzały niepoukładane sportowe buty, Masona ogarniała irytacja na widok moich obszernych notatek. Ja miałam dość sprzątania nieodniesionych w porę do zlewu kubków, Masonowi cierpła skóra, gdy widział poustawiane w każdym kącie zapachowe świeczki. Ale to właśnie byliśmy my, składaliśmy się z tych poszczególnych elementów, budowaliśmy z nich całość, aby się uzupełniać, a nie rozdzielać na drobne. Odetchnęłam z ulgą, kiedy na horyzoncie pojawiła się jego sylwetka.
Zabieram cię do restauracji! – oznajmił z dumą otwierając przede mną drzwi od strony pasażera. Zgrabnie wskoczyłam do samochodu zastanawiając się, czy przegapiłam jakąś rocznicę. Nie, to zdecydowanie nie wchodziło w grę. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu? – Zapytał włączając się do ulicznego ruchu.
Dlaczego miałabym mieć? – zaśmiałam się patrząc przez szybę. Londyn tętnił życiem w każdej godzinie. Okoliczne kawiarnie pękały w szwach, ludzie mijali się na chodnikach, zatrzymywali się na pasach, aby nie spowodować niepotrzebnych wypadków.
To dobrze – uśmiechnął się szeroko. Po trzydziestu minutach przyjemnej jazdy zatrzymał się pod Alyn Williams at the Westbury. – W środku czeka na ciebie obiecana niespodzianka – Wyznał z nieskrywaną radością. Zdziwiona zmarszczyłam brwi, ale nic nie powiedziałam. Mason prowadził mnie do stolika, a ja z zachwytem rozglądałam się po przepięknym i bogatym wnętrzu.
Zawsze wiesz, gdzie mnie zabrać! – oznajmiłam oczarowana.
Znam cię jak własną kieszeń – dumnie wypiął pierś do przodu. Parsknęłam śmiechem zatrzymując się przed odpowiednim stolikiem. – Oto i niespodzianka! – Oznajmił. Zdziwiona kilkakrotnie zamrugałam powiekami.
Declan! – pisnęłam. Najlepszy przyjaciel Masona wstał z ozdobnego krzesła i objął mnie na przywitanie. – Cieszę się, że cię widzę – Powiedziałam zgodnie z prawdą siadając na swoim miejscu.
Ja również – przyznał. – Chciałem się z tobą zobaczyć już jakiś czas temu, ale mecze i zgrupowanie reprezentacji… Sama rozumiesz – Powiedział studiując kartę dań.
Jak mało kto – zaśmiałam się. Posłałam w stronę Masona bezgłośne podziękowania. W odpowiedzi zawadiacko puścił mi oczko. – Declan… – Zaczęłam, gdy złożyliśmy zamówienie.
Nie chcę słyszeć o przeszłości – przerwał mi momentalnie. – Mason wszystko mi wyjaśnił. Jestem jego najlepszym przyjacielem, miałem być jego świadkiem… Byłem na ciebie wściekły, byłem rozczarowany twoją postawą, ale… Było, minęło, prawda? Najważniejsze jest to, że odnaleźliście do siebie drogę i wspólnie nią kroczycie – Obwieścił. Kiwnęłam głową na znak zgody. Potężny kamień spadł mi z serca rozkruszając się w drobny pył. Odzyskałam zaufanie Masona oraz najbliższych mu osób. Byłam cholerną szczęściarą. Spędziliśmy uroczy wieczór wspominając dawne czasy. Co jakiś czas głośno śmialiśmy się z opowiadanych anegdotek i żartów. Byliśmy młodymi ludźmi, którzy najzwyczajniej na świecie cieszyli się swoim towarzystwem. Czy mogłam chcieć więcej? Mason z wiadomych przyczyn nie pił alkoholu, ale ja i Declan wypiliśmy po lampce wina wznosząc toast za nowe, lepsze chwile. Codzienne troski i zmartwienia zeszły na dalszy plan. Liczyło się tu i teraz. Łapałam te momenty, żyłam nimi, zapisywałam je w pamięci. Wiedziałam, że ten wieczór pozostanie w niej na zawsze…

Londyn, 27.10.2019 r.

 London Zoo było jednym z największych w stolicy Anglii oraz trzecim najstarszym zoologicznym ogrodem na świecie. Żyło w nim ponad sześćset pięćdziesiąt gatunków zwierząt, które podziwiałem wraz z Lilianą i Vivi. Obydwie były zachwycone i przystawały na każdym kroku, aby lepiej przyjrzeć się danemu zwierzęciu. Po wczorajszym wyjazdowym zwycięstwie chwila błogiego relaksu w towarzystwie ukochanej i jej siostry była strzałem w dziesiątkę. Obserwując rozpromienioną twarz Liliany skrycie dziękowałem za szansę, jaką otrzymaliśmy od losu. Życie obchodziło się z nami różnie, ale ostatecznie pokonaliśmy krętą drogę, która doprowadziła nas do siebie. Wspólne mieszkanie ukazywało nasze wady, ale również umacniało nas w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję. Kłóciliśmy się, to jasne, ale wiedzieliśmy, kiedy zaprzestać, by nie dopuścić do nieprzyjemnych sytuacji. Liliana irytowała mnie, ja irytowałem ją. Liczyliśmy się z faktem, że nie zawsze będzie kolorowo i magicznie. Mieliśmy siebie, kochaliśmy się ponad wszystko, ale mieliśmy również własne potrzeby, ambicje oraz kariery stojące przed nami otworem. Ja rozwijałem się z każdym dniem, nabierałem nowych umiejętności, uczyłem się nowych zagrań, a Liliana wciąż poszerzała swoją medyczną wiedzę. Nie stawaliśmy sobie na przeszkodzie, byliśmy dla siebie wsparciem.
Pójdziemy też do Penguin Beach? – spytała Vivi trzymając siostrę za rękę.
Oczywiście, że tak – powiedziałem. – Doskonale pamiętam, że masz słabość do pingwinów – Zaśmiałem się. – Masz jeszcze tę maskotkę ode mnie? – Przyjrzałem się jej uważnie.
Mam! Mały Mambo jest moim ulubionym pluszakiem! – odpowiedziała dumnie.
A Happy Feet ulubionym filmem animowanym?
Zawsze i na zawsze! – posłała mi uśmiech prując naprzód. Zaśmiałem się głośno spostrzegając minę Liliany.
Wiem, że ty za nim nie przepadasz – parsknąłem.
Tobie też by obrzydł po tylu razach! – przyjęła obronną postawę potykając się na prostej drodze. Z niedowierzaniem pokręciłem głową.
Cóż… Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają – oznajmiłem nawiązując do jej umiejętności chodzenia. Spojrzała na mnie oburzona zatrzymując się przed wybiegiem z tygrysami sumatrzańskimi. – Twoja miłość do tych ssaków również!
Jak można ich nie kochać? – zadała retoryczne pytanie podziwiając jedne z najurodziwszych zwierząt na świecie. Lubiłem jej zachwyt na prostymi rzeczami. Była sobą, nikogo nie udawała. Była moją Lilianą.
Chodźmy już, pingwiny czekają! – ponagliła nas Vivi. Wzięliśmy ją za ręce maszerując do specjalnego miejsca przeznaczonego tylko dla nich. Panował niemiłosierny tłok, wszyscy się przepychali i rozpychali łokciami. Vivi zrobiła smutną minę. Przeczuwając, co może się wydarzyć wziąłem ją na barana, aby ułatwić jej widoczność. Zostawiła na moim policzku soczystego buziaka, po czym oniemiała patrzyła na wygłupiające się w basenie zwierzaki. To niedzielne popołudnie było pełne wrażeń i pozytywnych emocji. Te zwyczajne momenty składały się na górnolotne chwile.

Londyn, 31.10.2019 r.

 Nauka do ciężkiego kolokwium nie pozwoliła mi na uczestniczenie we wczorajszym, niestety przegranym meczu z Manchesterem United. Po tej porażce drużyna Masona odpadła z Pucharu Ligi Angielskiej już w 1/8 finału. Mason był przygnębiony, ale wiedział, że już za parę dni rozegrają kolejne wyjazdowe spotkanie w Premier League. Po drodze z wyczerpujących zajęć wstąpiłam do sklepu, aby kupić potrzebne na obiad składniki. Gałęzie drzew uginały się od porywistego wiatru, a z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Zaklęłam pod nosem orientując się, że nie wzięłam ze sobą parasola. Przyspieszyłam kroku, by zdążyć przed ulewą. Otaczający mnie ludzie robili to samo, spiesząc się i posyłając innym złe spojrzenia. Odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazłam się w przestronnym foyer. Ciężko dysząc dotarłam do mieszkania, w którym jeszcze nie było Masona. Odstawiłam zakupy na blat walcząc o oddech. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, co się dzieje. Po kilku sekundach dziwny ból ustał. Zbagatelizowałam to uczucie i wyciągnęłam z siatki makaron oraz kurczaka. Podśpiewując wesołą melodię wzięłam się do roboty. Czas mijał szybko, nim się zorientowałam wszystko było już gotowe. Uśmiechnęłam się do swoich myśli chwytając za telefon. Chciałam napisać do Masona, ale oznaczenie mnie na jednym z plotkarskich profili skutecznie odwróciło moją uwagę. Zwabiona ciekawością kliknęłam pod wskazany adres. Zamurowana wpatrywałam się dwa zdjęcia. Jedno moje i Masona, które wrzucił na swoje konto, a drugie przedstawiające Chloe. W jego koszulce. Podczas wczorajszego meczu. Zacisnęłam pięści czując ogarniającą mnie furię. Zamieszczony artykuł wspominał o trójkącie miłosnym, a jego autorzy zastanawiali się, do której z nas należy serce Masona. Wściekła cisnęłam telefonem o stół.
Liliana? Co się stało? – zaniepokojony chłopak pojawił się w kuchni. Pochłonięta bzdurami nie zarejestrowałam faktu, że wrócił do mieszkania.
Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Chloe była wczoraj na meczu?! – wybuchłam.
Ja… Nie chciałem cię denerwować. Skąd o tym wiesz? – spytał robiąc krok w moją stronę.
Z portalu plotkarskiego! – odparowałam. – Nie chciałeś mnie denerwować? Wielkie dzięki za taką troskę!
Liliana, o co ci chodzi do cholery? – wycedził. – Nie mogę jej niczego zabronić! Może mam załatwić sądowy zakaz zbliżania się do mnie? – Zironizował.
Jesteś niemożliwy – parsknęłam. – Nie widzisz, że ona działa celowo? Pewnie sama poszła z tym do mediów!
Nic na to nie poradzę – obojętnie wzruszył ramionami.
To świetnie! Niech wszyscy dalej zastanawiają się, kogo wybrało twoje serce! – sarknęłam.
Daj spokój, nikogo to nie obchodzi!
Czyżby? – zrobiłam wielkie oczy. – Otóż zdziwiłbyś się! – Warknęłam nieprzyjemnie. Mierzyliśmy się wściekłymi spojrzeniami. Nie wiem, które z nas wykonało pierwszy ruch. Nasze usta spotkały się w żarliwym pocałunku, w którym nie było za grosz delikatności. Mason z wprawą posadził mnie na blacie lokując się pomiędzy moimi nogami. Rozdarł moją koszulę niedbale rzucając ją na podłogę. Jego gorące usta oraz zmysłowe dłonie były wszędzie. Stanowczo pozbawił mnie spodni oraz dolnej bielizny. Wrzałam. Mocowałam się z jego jeansami pojękując cicho. W końcu swobodnie opadły do kolan wraz z niepotrzebnymi w tym momencie bokserkami. Całując mnie wszedł we mnie mocno oraz zdecydowanie. Daliśmy upust złym emocjom, odnajdując się w namiętnych ruchach. Byliśmy my, była ta chwila zapomnienia, były głośne oddechy, ocierające się o siebie ciała. Rozkosz zmieszała się z wybuchającymi przed moimi oczami fajerwerkami…

Nie wiedziałem, jak Cię kocham
Nie wiedziałem, jak Cię chcę
Gdy obejmujesz mnie czasami
Ciężki gorąc wchłania mnie
Wzbudzasz gorąc, gdy całujesz
Gorąc to uścisków moc
Gorąc od samego rana
Gorąc przez calutką noc…


***

Witam! 

Po burzy zawsze wychodzi słońce 😏


(Declan ^^)


Pozdrawiam ;* 

*Michael Buble - Fever 

sobota, 23 listopada 2019

Dziesiąty

Londyn, 27.09.2019 r.

 Rozkoszując się przedzierającym się przez chmury słońcem zmierzałam do mieszkania. Mieszkania, które już oficjalnie stało się naszym azylem, naszym schronieniem. Wczoraj z pomocą rodziców przetransportowałam do nowoczesnego apartamentu resztę swoich rzeczy. Kartony wszelkiej maści zdobiły podłogę, moje szpargały zajęły każdą wolną przestrzeń, którą zdążyłam wypatrzeć. Mason śmiał się z moich dziwactw zastrzegając przy tym, że będzie mi towarzyszył w zaplanowanych na niedzielę zakupach. Doskonale zdawał sobie sprawę z mojej obsesji na punkcie dekoracji i przeróżnych dodatków. Oczywiście miałam na ten temat inne zdanie, ale wolałam się z nim kłócić, wiedząc, że jestem na straconej pozycji. Otworzyłam drzwi dorobionym kilka dni wcześniej kluczem i weszłam do środka.
Już jestem! – zawołałam ściągając buty.
Nie zdążyłem jeszcze zrobić obiadu, wybaczysz mi? – spytał pojawiając się w korytarzu. Zaśmiałam się cicho skradając z jego ust pocałunek.
Wybaczę – oznajmiłam wchodząc do kuchni. Nalałam sobie szklankę soku, którą opróżniłam jednym łykiem. – Muszę ci coś powiedzieć – Wyznałam siadając na blacie. Brwi Masona powędrowały w górę. Podszedł do mnie oplatając mnie w tali. – Nie jestem w ciąży – Wyrzuciłam z siebie.
Och! – wyrwało mu się. – To znaczy… – Podrapał się po głowie.
Mason, wiem, że nie byliśmy na to gotowi. Mamy przed sobą całe życie – zauważyłam. – Poradzilibyśmy sobie, ale to chyba dobrze, że to był fałszywy alarm? – Spytałam niepewnie zagryzając wargę.
Masz rację – przyznał. – Na wszystko przyjdzie czas – Uśmiechnął się szeroko. – Ale jesteś pewna? – Dopytał.
Tak – kiwnęłam głową. – Zrobiłam test i na wszelki wypadek poszłam się przebadać. Praktyki i zajęcia w szpitalu mają swoje plusy – Wyjaśniłam.
Wyobrażasz sobie reakcję naszych rodziców, gdybyś jednak była w ciąży? – parsknął śmiechem, a ja niewiele myśląc podążyłam za jego śladem. – Nie wiem, czy takie rewelacje spotkałyby się z ich aprobatą.
Mamy szczęście, że na razie nie musimy tego sprawdzać – dałam mu pstryczka w nos.
Bardzo jesteś głodna? – zapytał po chwili przyjemnego milczenia.
Nie… – odparłam z wahaniem. – Dlaczego pytasz?
Bo mam trochę inne plany – wymruczał kąsając moją szyję. Oplotłam nogami jego sylwetkę. – Widzisz, przejrzałaś mnie – Zaśmiał się bezczelnie i ruszył ze mną w stronę sypialni, gdzie bez żadnych ceregieli rzucił mnie na łóżko.
Mason! – krzyknęłam oburzona. Spojrzał na mnie spod na wpół przymkniętych powiek i skutecznie mnie uciszył. Przynajmniej na pewną chwilę...

Londyn, 28.09.2019 r.

 Sobotni poranek przywitał nas odgłosem dzwoniącego telefonu. Zaspana wymacałam wibrujący sprzęt i nieświadomie przejechałam palcem po ekranie. Przyłożyłam smartfona do ucha i wysłuchałam swojej mamy. Stłumiłam ziewnięcie leniwie przeciągając się w wygodnym łóżku. Odłożyłam telefon na bok dostrzegając wpatrujące się we mnie piwne tęczówki.
Coś się stało? – mruknął Mason wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.
Muszę iść na chwilę do domu, rodzice mają do mnie jakąś sprawę – wytłumaczyłam. Zadrżałam, kiedy poczułam rozbrykane palce chłopaka wkradające się pod koszulkę do spania. – Mason! – Trzepnęłam go wyswobadzając się z uścisku. – Jeszcze ci mało?
Nie mogę się tobą nasycić – oznajmił.
Cóż, najwyraźniej będziesz musiał ulżyć sobie sam – parsknęłam wstając z łóżka. Nadymał zabawnie policzki. – Uroczo wyglądasz – Skwitowałam kierując się do łazienki.
Ja cały jestem uroczy – stwierdził. – Mogę ci towarzyszyć?
Nie! – krzyknęłam z rozbawieniem kręcąc głową. Niepocieszony schował twarz w poduszkę. Zaśmiałam się wykonując poranną toaletę. Kiedy wyszłam spostrzegłam, że zasnął. Lekko musnęłam jego usta, po czym wyszłam z mieszkania starając się nie hałasować. Londyn tętnił życiem w każdej godzinie. Po drodze mijałam spieszących się ludzi, mamy pchające wózki, mężczyzn w markowych garniturach. Niebo było zamglone, ale miałam nadzieję, że pogoda ulegnie zmianie. Po pół godzinnym spacerze dotarłam do domu rodziców. Wyjaśnili mi, że dostali pilne wezwanie do biura i nie mają z kim zostawić mojej siostry. Mała siedziała naburmuszona z rękami założonymi na piersi. Pogłaskałam ją po głowie mówiąc rodzicom, że się nią zaopiekuję. Podziękowali mi i wyszli w pośpiechu.
Co będziemy robić? – spytała ośmioletnia Vivian.
Idziemy do mnie – zarządziłam zbierając jej rzeczy. – Mason na pewno się ucieszy! – Przekonałam ją. Na jej twarzy automatycznie zagościł szeroki uśmiech. Vivian go uwielbiała i długo nie mogła wybaczyć mi tego, co mu zrobiłam. Rozumiałam ją. Miała wtedy sześć lat i czuła się tak, jakbym swoją decyzją zabrała jej kawałek życia. – Wstąpimy po drodze do sklepu, dobrze? – Spytałam łapiąc ją za rękę. Pokiwała głową opowiadając mi o wczorajszym szalonym dniu w szkole. Kochałam ją bezgranicznie, była moją malutką siostrzyczką, którą kiedyś obiecałam chronić przed całym złem tego świata. Dzieląca nas różnica wieku nigdy nie stanowiła dla nas problemu. Byłyśmy przyjaciółkami i nie miałyśmy problemów ze szczerymi rozmowami. Kiedy w końcu pogodziła się z moją decyzją, na swój sposób próbowała mnie pocieszać i przekonywała, bym walczyła o utracone szczęście. W pobliskim sklepie zaopatrzyłam się w świeże pieczywo. Vivian była pod wrażeniem apartamentowca oraz widoków, które podziwiała przez oszkloną windę. Sama za każdym razem modliłam się o bezpieczne dotarcie na dwunaste piętro. Pod tym względem Vivian była odważniejsza ode mnie.
Tu jest po prostu wow! – krzyknęła z entuzjazmem wchodząc do mieszkania. Uśmiechnęłam się do niej wypatrując Masona.
Wróciłaś? – jego głos dobiegał z kuchni.
Wróciłam! Z niespodzianką! – powiedziałam. Siostra stanęła za mną w mig pojmując znaczenie wypowiedzianych słów.
Jaką? – spytał zaciekawiony piłkarz. Kiedy dostrzegł Vivian szeroki uśmiech ozdobił jego twarz. – Vivi! – Krzyknął otwierając ramiona. Siostra podbiegła do niego i zaniosła się głośnym śmiechem.
Tęskniłam za tobą! – przyznała obejmując rękami jego szyję. – Nie odzywałam się do niej przez dwa miesiące! – Oznajmiła dumnie.
Ja też za tobą tęskniłem – odpowiedział łaskocząc ją po brzuchu. – Cóż, to była słuszna decyzja – Westchnął wystawiając mi język. Zgromiłam go wzrokiem biorąc się za przygotowanie śniadania. – Mam coś dla ciebie! Chciałem ci to dać przy pierwszej okazji, więc… – Zaczął. Vivian spojrzała na niego zaciekawiona. Mason wyciągnął z szafy klubową koszulkę w odpowiednim rozmiarze.
Ojej! – Vivi zasłoniła usta dłonią. – To naprawdę dla mnie?
Oczywiście – potwierdził czochrając jej brązowe włosy. – Będziesz miała szansę, żeby ją dziś założyć – Puścił jej oczko.
Idziemy na mecz? – spytała podekscytowana podskakując w miejscu.
Idziemy! – oznajmił biorąc ją na barana. Posłałam mu ckliwe spojrzenie. W odpowiedzi przesłał mi całusa i zabrał się za jedzenie. Kochałam go bezgranicznie, byłam tego pewna. Pewna, jak niczego innego na świecie…

Londyn, Stamford Bridge, 28.09.2019 r.

 Stadion Chelsea był wypełniony po brzegi. Kibice byli zaopatrzeni w przeróżne gadżety, każdy na swój sposób pragnął wspierać i dopingować swoich ulubieńców. Ja byłam przerażona. Nie perspektywą samego meczu, tylko tym, że dziś miałam go obejrzeć w loży VIP wraz z innymi partnerkami piłkarzy. Mason zapewnił mnie, że nie stanie mi się żadna krzywda, ale mimo to czułam, że serce chce wyskoczyć mi z piersi. Uczepiona mojej ręki Vivi parła na przód nie przejmując się niczym. Zazdrościłam jej tego. Gdy weszłam do loży natychmiast zostałam zlustrowana czujnym okiem siedzących tam dziewczyn. Przełknęłam ślinę patrząc na drżące dłonie.
Dzień dobry, jestem Vivi, a to jest moja siostra Liliana – Vivian wykonała za mnie całą robotę. Mimowolnie parsknęłam śmiechem czując uchodzący ze mnie stres.
Tak… Cóż, przychodzenie na mecz z młodszą siostrą wcale nie jest takie złe – spróbowałam zażartować.
Spokojnie, nie zjemy cię tutaj – powiedziała jedna z kobiet posyłając nam uśmiech. – Jestem Natalia – Przedstawiła się.
Miło mi – odparłam kątem oka dostrzegając znajomą sylwetkę. – Leah, cześć – Zwróciłam się do dziewczyny Tammy’ego. Podeszła do mnie i objęła po przyjacielsku. – Dziękuję – Wyszeptałam.
Daj spokój! Cholernie mi cię brakowało, cieszę się, że wróciłaś… I że twój mózg również wrócił na właściwe miejsce – popukała mnie w czoło. Odetchnęłam z ulgą zajmując miejsce obok niej. Mecz rozpoczął się punktualnie. Dzisiejszym przeciwnikiem Chelsea był zespół z Brighton. Gra toczyła się wartkim tempem, Niebiescy atakowali, ale nie mogli przebić się przez obronę przeciwników. Dopiero druga połowa przyniosła ożywienie. W pięćdziesiątej minucie mąż Natalii, Jorginho pewnie wykorzystał rzut karny, a szesnaście minut później piłkę w światło bramki posłał Brazylijczyk, Willian. Jego córki, bliźniaczki obdarzyły ten strzał głośnymi brawami. Byłam zadowolona z gry Masona, jego ambicja oraz wola walki wyraźnie odznaczały się na tle rywala. – Widzisz, nie było tak źle – Stwierdziła Leah robiąc zabawne miny do Vivian.
Muszę siusiu! – oznajmiła, kiedy sędzia zakończył spotkanie.
Pójdę z nią, pewnie chcesz być jak najbliżej Masona – zaproponowała.
Dzięki, stawiam ci za to kawę! – powiedziałam opuszczając lożę. Zmierzając ku Masonowi spostrzegłam znajomą twarz. Chloe. Oklaskiwała go, skandując jego imię. Z wściekłości zacisnęłam pięści. Czy naprawdę nic do niej nie dotarło? Przepchnęłam się przez tłum, zupełnie przypadkiem trącając jej ramię. – Och, przepraszam!
Nic się nie stało… – zaczęła, ale urwała dostrzegając mnie. – Och, to ty – Zgrzytnęła zębami.
To ja – potwierdziłam patrząc na zbliżającego się w naszą stronę Masona. – Możesz się od niego odczepić? – Spytałam niewinnie.
Hm… – westchnęła teatralnie. – Wydaje mi się, że nie – Dodała po chwili zastanowienia. – Nie mam pojęcia w jakich okolicznościach pojawiłaś się w jego życiu, ale to mnie zna dłużej i nie pozwolę, żebyś…
Żebym co? – zironizowałam. – Nie masz honoru? Chyba jasno dał ci do zrozumienia, że nie jest tobą zainteresowany.
Mogę sprawić, że w każdej chwili zmieni zdanie – powiedziała bezczelnie.
Słucham? – zmarszczyłam brwi. Bezwiednie dotknęłam pierścionków, które cały czas zdobiły mój serdeczny palec. Dziewczyna podążyła wzrokiem za ruchem mojej ręki.
Co to… Czy wy…? – zaczęła oddychając ciężko.
Och! – podniosłam dłoń, aby dostrzegła biżuterię w pełnej krasie. – Naprawdę marnujesz swój czas – Prychnęłam. Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam na szyi pocałunek.
Liliana ma rację, Chloe – odezwał się Mason. – Jesteś tylko i wyłącznie moją koleżanką, myślałem, że tę kwestię mamy już za sobą – Oznajmił. Dziewczyna oddaliła się od nas warcząc pod nosem. – Czy już wspominałem, jak bardzo pociągasz mnie w takich chwilach?
Tak, kochanie, wspominałeś – odparłam słodko. Nachylił się nade mną i pocałował mocno. Przed oczami zamigotały mi gwiazdy.
Uwielbiam cię – obdarzył mnie figlarnym uśmiechem, który rozjaśnił go całego.
Mason… Twój uśmiech jest najpiękniejszą rzeczą, jaka mogła przydarzyć się światu – wyznałam podziwiając te rozkoszne dołeczki w policzkach. W odpowiedzi cmoknął mnie w czubek głowy i udał się do szatni. Byłam cholerną szczęściarą, że ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla mnie…

Jesteś światłem w moich oczach
Dajesz mi powód, by wciąż próbować
Dajesz mi więcej, niż mogłabym sobie wymarzyć
I sprawiasz, że Ci się poddaję
Sprawiasz, że Ci się poddaję...


***

Witam!

Mecz z City niestety przegrany, ale co poradzić ^^ W środę Liga Mistrzów! ;)
Też nie lubię Chloe :D


(Vivi ;))


Pozdrawiam ;* 

*Plumb - Don't Deserve You 

sobota, 16 listopada 2019

Dziewiąty

Londyn, 25.09.2019 r.

 Już od ponad tygodnia byłam dumną studentką Imperial College London. Wydział medycyny był ogromny, zdumiewał, zachwycał i wzbudzał podziw. Był usytuowany w South Kensington, a jego najbliższymi sąsiadami były popularne muzea. Byłam szczęściarą, że mogłam się tutaj znaleźć. Brałam czynny udział w zajęciach, w skupieniu wysłuchiwałam wykładów. Nauka była moim sposobem na bijącą ze wszystkich stron nudę. Otaczali mnie roześmiani ludzie. Niektórzy spijające każde słowo prowadzącego, inni nie potrafiący znaleźć odpowiedzi, co tak naprawdę tutaj robią. Ja byłam odludkiem, stroniłam od towarzystwa innych ludzi, nie umiałam nawiązać kontaktu z rówieśnikami. Odpowiadałam na ich uśmiechy, czasami wymieniłam się z kimś opinią na dany temat, ale skupiałam się na sobie. Zawsze tak było. Momentami mnie to przerażało, bałam się, że ambicja mnie pożre, a potem wypluje obdartą ze wszystkich struktur. Wbiłam wzrok w prezentację i skupiłam na niej całą uwagę. Skrupulatnie zapisywałam każde zdanie, ważniejsze podkreślałam kolorowymi długopisami. W przeciągu mojego dwuletniego związku z Masonem na każde urodziny, na każde święta oraz inne mniejsze okazje dostawałam od niego paczkę tych niezbędnych do życia, przynajmniej mojego, przedmiotów. Starał się, wybierał te, których jeszcze nie posiadałam w swojej bogatej kolekcji i żartował ze mnie na każdym kroku. Na moment uciekłam wzrokiem w bok, by sprawdzić skład Chelsea na dzisiejszy mecz. Chciałam na nim być, aby go wspierać i dodać otuchy. Spostrzegłam jednak, że nie ma go w wyjściowej jedenastce. Miał rację, trener chciał dać pograć innym chłopakom. Uśmiechnęłam się szeroko na widok mojej tapety, po czym schowałam telefon do torebki. Wykład trwał w najlepsze. Sekundy zmieniały się w minuty, minuty w godziny. Spojrzałam za okno i zasłoniłam usta dłonią, aby stłumić ziewnięcie. Kubek z kawą na wynos był już pusty. Jęknęłam z frustracji i wyrzuciłam go do kosza. Niedługo później prowadzący skończył ostatnie tego dnia zajęcia. Wygramoliłam się z zajmowanego miejsca, schowałam notatki i szczelnie opatuliłam się kardiganem. Pożegnałam się życząc wszystkim udanego wieczoru i skierowałam się do wyjścia. Nie spieszyłam się do mieszkania, do końca meczu pozostała jeszcze jedna połowa. Chelsea wygrywała w trzeciej rundzie Pucharu Ligi Angielskiej, a Mason siedział na ławce. Przed wyjściem na uczelnię rodzice dostarczyli mi trochę rzeczy, abym powoli mogła urządzić się w naszym gniazdku. Mieszkaniu. Moim i Masona. Miałam ochotę śpiewać i tańczyć z radości! Mason i ja. Czy mogło istnieć lepsze szczęście?

 Po meczu zakończonym imponującą przewagą wszedłem na murawę, aby wspólnie z kolegami i trenerem podziękować kibicom za przybycie oraz głośny doping. Te chwile nas jednoczyły, stanowiły ważny element całej tej układanki. Tworzyliśmy zespół, w którym doświadczenie mieszało się z młodością i to sprawiało, że z każdym meczem się poprawialiśmy, dążyliśmy do strzelania bramek, do zwycięstw. Wciąż się uczyliśmy, poznawaliśmy siebie, odczytywaliśmy grę. Ta współpraca przynosiła oczekiwane efekty. Po dość słabym początku spadła na nas krytyka, ale odpowiedzieliśmy na nią w najlepszy sposób. Westchnąłem poirytowany, kiedy w tłumie kibiców zmierzających do wyjścia ujrzałem Chloe ubraną w moją koszulkę. Nie mogłem odbierać jej tego prawa, jednak poczułem złość. Koszulka z moim nazwiskiem, z moim numerem była zarezerwowana dla Liliany. Dziewczyna dostrzegła mój wzrok i pomachała mi. Niezdarnie odwzajemniłem ten gest odwracając głowę w drugą stronę.
Hej, Mason! – obok mnie pojawił się Tammy. – Czy to ta dziewczyna, która całkiem niedawno oznaczyła cię na zdjęciu powodującym mnóstwo spekulacji? – Wyszczerzył swoje białe zęby.
Niestety – potwierdziłem kierując się do szatni. Przyjaciel ruszył za mną.
Dlaczego niestety? – dopytał. – Jest nachalna? Naprzykrza ci się?
Można tak powiedzieć – odparłem. – Muszę ci coś wyznać, zresztą nie tylko tobie – Przeczesałem dłonią włosy.
Wiem, że godzina nie należy do wczesnych, ale możesz do mnie wpaść… Fikayo i Reece wprosili się sami – parsknął.
A może… – zacząłem. – Wy przyszlibyście do mnie? – Zaproponowałem, kiedy zostałem sam na sam z całą trójką.
Mason, o co chodzi? Co chciałeś nam powiedzieć? – spytał Tammy sznurując buta.
Chodzi o Lilianę – wykrztusiłem. Spojrzeli na mnie zdziwieni. Tylko oni i mój najlepszy przyjaciel Declan znali naszą historię. Kibicowali nam, byli obecni na naszym niedoszłym ślubie, pocieszali mnie, gdy wszystko się posypało. – My… Wróciliśmy do siebie – Przyznałem oczekując ich reakcji.
Do Liliany? Do Liliany, która miała zostać twoją żoną, i która zostawiła cię przed ołtarzem? – upewnił się Reece kręcąc głową. – Jak, kiedy? Co się z nią działo?
I dlaczego nie mówiłeś nic wcześniej? – wtrącił Tammy.
Wziąłem głęboki oddech i wyjaśniłem im wszystko. Gdy skończyłem byli zaszokowani. Na początku nic nie mówili, co spowodowało mój niepokój. Nie dziwiłem się im, jednak nie zniósłbym niezrozumienia. Nie od nich.
Zbierajmy się, trzeba się z nią przywitać – rzucił Fikayo. – Jesteśmy z tobą, Mason. Nie tylko na boisku. To wasze życie, wasza decyzja. Skoro tak zdecydowaliście, to pozostaje nam to uszanować i trzymać kciuki, aby tym razem się udało. Wciąż czuję smak tego niedoszłego weselnego alkoholu!
Zaśmiałem się głośno i odetchnąłem z ulgą. Rozeszliśmy się do swoich samochodów. W międzyczasie zadzwoniłem do Liliany i poinformowałem ją o niespodziewanych gościach. Miałem nadzieję, że nie będzie miała mi tego za złe. Nie miała. Obiecała przygotować jakieś przekąski i nastawić się psychicznie na kolejne spotkanie z przeszłością. Posłałem jej całusa i wjechałem na zatłoczoną ulicę. Musiało się udać, innej opcji nawet nie rozważałem.

 Liliana przywitała nas ciepłym, niepewnym uśmiechem i spiętą postawą ciała. Objąłem ją mocno, aby uspokoić jej skołatane nerwy. Kiedy się rozluźniła weszliśmy do salonu, w którym chłopaki już zajęli wygodne miejsca przed telewizorem.
Cześć jeszcze raz – powiedziała cicho blondynka. – Nie wiem, jak mam z wami rozmawiać, ale chociaż nie będę uciekać od was wzrokiem – Parsknęła urywanym śmiechem.
Nie zjemy cię – oznajmił Tammy sięgając po miskę z chipsami. Wzniosłem oczy ku niebu. – To rola Masona – Puścił mi oczko. Liliana oblała się rumieńcem.
Myślałam, że spotkanie z naszymi rodzicami będzie ciężkie, ale to chyba przebije je na głowę – zażartowała.
Nie wtrącamy się w wasze życie – zapewnił Reece. – Skoro jesteście ze sobą szczęśliwi to to jest najważniejsze!
Dokładnie – przytaknął Fikayo. – Nie ma sensu rozdrapywać ran z przeszłości, prawda?
Prawda – odpowiedziałem. – Co robimy? – Zapytałem sięgając po moje ulubione żelki Haribo.
Fifa? – podsunął Tammy. Entuzjastycznie kiwnęliśmy głowami, a Liliana jęknęła pod nosem. Odpaliłem grę zachęcając blondynkę, by usiadła obok.
Chcesz spróbować? – spytałem uprzejmie wiedząc jak fatalnie radziła sobie w przeszłości. Jej zacięta mina posłużyła mi za odpowiedź. Przekazałem jej pałeczkę wgryzając się w słodki przysmak. Grała moją postacią, ale wychodziło jej to katastrofalnie. Chłopaki przekrzykiwali się wzajemnie, dodając jej otuchy. Kiedy strzeliła samobójczego gola zaklęła pod nosem. – Moja ambitna, mała dziewczynka – Założyłem jej kosmyk włosów za ucho.
Nie gram w to – oznajmiła zakładając ręce na piersi. Zanieśliśmy się głośnym śmiechem kontynuując grę. Po początkowej napiętej atmosferze nie pozostał żaden ślad. Rozmawialiśmy szczerze, nie poruszając nieprzyjemnych tematów. Było to po prostu zbędne. Korzystając z przerwy kątem oka zerknąłem na media społecznościowe. Zmełłem w ustach przekleństwo. – Co się stało? – Spytała widząc moją zaciętą minę. Pokazałem jej wstawione przez Chloe zdjęcie.
Och – mruknęła jedynie zaciskając pięści. Moja zazdrośnica!
Chodź tutaj – przygarnąłem ją do siebie. Całując ją w policzek wykonałem fotografię i opatrzyłem ją podpisem Moje wszystko ;*. Umieściłem zdjęcie na swoim profilu na Instagramie.
Jesteś tego pewny? – szepnęła bawiąc się swoimi dłońmi.
Jak niczego innego – odpowiedziałem. Koledzy starli z policzków niewidzialne łzy. Niedługo później zebrali się do wyjścia życząc nam udanego wieczoru. Pomogłem Lilianie sprzątać, za co zostałem nagrodzony gorącym pocałunkiem. Leżąc w swoich objęciach czule głaskałem ją po odsłoniętym ramieniu. Miałem ją, z jej wszystkimi zaletami i wadami. Mogłem zasypiać i budzić się u jej boku. Miałem kogoś, kogo mogłem całować do woli, z kogo mogłem robić sobie żarty. Liliana była moim wszystkim.
Mase… – wyszeptała drżąc z powodu mojego dotyku. – Wiesz… Kiedy po raz pierwszy spojrzałam w twoje piwne oczy, to już wiedziałam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nieważne dokąd zawędruję, nieważne ilu ludzi spotkam… Wiedziałam, że już zawsze, pośród tłumu, pośród panującego zgiełku i roztargnienia… Będę szukać ciebie – Powiedziała cicho. Przytuliłem ją mocniej.
Kocham cię – wyznałem całując ją w czoło.
Ja ciebie też kocham – wymamrotała sennie zasypiając w moich ramionach. Była moja. Ja byłem jej. I nic nie było w stanie tego zmienić…

Kiedy mężczyzna kocha kobietę
poświęci dla niej wszystko,
próbując dać jej to czego oczekuje.
Potrafiłby zrezygnować z wygód
i spać w deszczu,
jeżeli ona powie, że to droga,
którą powinien iść.


***

Witam! 

Wiecie, że początkowo miało tu być dziesięć rozdziałów? Nie wiem, jak w ogóle mogłam pomyśleć o tak krótkiej historii 😂


(Tammy ^^) 


(Reece ^^)


(Fikayo ^^)

Pozdrawiam ;* 

*Michael Bolton - When A Man Loves A Woman 

sobota, 9 listopada 2019

Ósmy

Londyn, 24.09.2019 r.

 Siedziałem jak na szpilkach czekając na pojawienie się Liliany i jej rodziców. Moi patrzyli na mnie marszcząc czoła, ale nie odezwali się ani słowem. Wymieniali między sobą zdziwione spojrzenia i nie dziwiłem się im, ale sam, bez niej, nie mogłem im nic wyznać. Musieliśmy to zrobić razem. Słysząc dźwięk dzwonka poderwałem się z barowego stołka i poszedłem otworzyć drzwi.
Mason? – spytała mama Liliany. Jej mina, podobnie jak mężczyzny stojącego obok niej wyrażała całkowite zdezorientowanie. – Jak… Co?
Proszę wejść – zaprosiłem ich do środka. Niepewnie przekroczyli próg rozglądając się po przestronnym wnętrzu. Niezdarnie objąłem Lilianę dodając jej tym gestem trochę otuchy. Przeszliśmy do salonu, w którym atmosfera była tak gęsta, że bez żadnego problemu dałoby radę pokroić ją nożem. – Napiją się państwo czegoś? – Zaproponowałem.
Poproszę kawę – odezwał się tata Liliany puszczając mi oczko. Pierwszy ciężar spadł mi z serca. Popatrzyłem na pozostałych, którzy również poprosili o życiodajną ciecz. Wycofałem się do kuchni zyskując kilka cennych chwil.
Pomogę ci! – zaoferowała Liliana wyciągając filiżanki z górnej szafki. – Mason… Jestem przerażona – Wyznała przesypując cukier.
Będzie dobrze – pocałowałem ją w czubek głowy. Kiwnęła głową. Wspólnymi siłami zanieśliśmy parujące filiżanki, cukier oraz mleczko, i ustawiliśmy je na szklanym stoliku. Złączyłem dłoń Liliany ze swoją i wziąłem głęboki wdech. – Ja i Liliana… – Zacząłem, a ona wsparła mnie mocnym uściskiem. – Jesteśmy razem… Wróciliśmy do siebie – Powiedziałem czekając na reakcję naszych rodziców.
Wróciliście do siebie…? Ale jak to? – moja mama była skonsternowana. Upiła łyk kawy szukając wsparcia w rodzicielce Liliany.
Usiedliśmy na kanapie. Chciałem im wszystko wyjaśnić i powiedzieć, co stoi za naszą decyzją, ale moja blondynka mnie uprzedziła. Pogłaskałem jej rękę przekazując jej tym gestem, że jestem z nią.
Najpierw muszę państwu wyjaśnić, dlaczego zostawiłam Masona przed ołtarzem… – urwała, by zaczerpnąć powietrza. Kiedy odzyskała nad sobą panowanie, zaczęła mówić. O panice, o szansie, którą otrzymała od losu. Mówiła o studiach na Harvardzie, o życiu w Stanach. Mówiła, że nigdy nie przestała mnie kochać, i gdy tylko powróciła do Londynu zaczęła się starać o spotkanie ze mną. Mówiła o wspieraniu mnie na meczach, wyjawiła, że odnowiliśmy ze sobą kontakt i postanowiliśmy spróbować jeszcze raz. Bo się kochamy. Bo chcemy iść przez życie razem. Że podjęliśmy decyzję. Że chcemy przy niej trwać, poznać siebie na nowo. Że chcemy ze sobą zamieszkać. Kiedy skończyła spojrzała na mnie, czekając na mój ruch.
To wszystko prawda – potwierdziłem skupiając na sobie uwagę rodziców. – Wiemy, że z pewnością jesteście w szoku, ale mamy nadzieję, że uszanujecie nasze zdanie.
Szok to zbyt małe słowo – odezwała się mama Liliany. – Jeśli jednak jesteście pewni tej decyzji, to pozostaje nam ją zaakceptować. Mason… Jeśli byłeś w stanie wybaczyć mojej córce to, że zostawiła cię w dniu waszego ślubu, to jestem przekonana, że dacie sobie radę – Oznajmiła.
Wierzymy, że wiecie, co robicie… Wspólne mieszkanie to poważna sprawa, a wy wciąż jesteście bardzo młodzi. Już raz myśleliście, że zdołacie pokonać wszelkie przeszkody, a wiemy jak to się skończyło… – mama omiotła nas spojrzeniem. – Jednak jesteście już dorośli i macie prawo do własnego życia, do własnych błędów. Pamiętajcie tylko o tym, z czym to się wiąże. Bądźcie odpowiedzialni, nie spieszcie się z niczym… Macie całe życie, skoro jesteście przekonani, że tym razem się uda – Zakończyła. Nasi ojcowie nie wtrącali się w słowa pań domu. Ich uśmiechy, spojrzenia wlewające nadzieję w serca wyrażały wszystko. Chcieli naszego szczęścia. I to w tym całym zamieszaniu, w całym tym zgiełku było najważniejsze.
Dziękujemy – powiedziałem za nas oboje oddychając z ulgą. – Nie chcemy marnować czasu na niepotrzebne urazy i żale… Widocznie tak miało być, widocznie życie przygotowało dla nas taki, a nie inny scenariusz. Wyciągnęliśmy wnioski z tej lekcji…
Wstyd mi za to, co zrobiłam Masonowi… Wiem, że będzie się to za mną ciągnąć do końca, ale liczę na to, że dacie mi państwo drugą szansę…
Najważniejsze, że dał ci ją Mason – tata mrugnął do mnie posyłając w stronę Liliany wesołe spojrzenie. – Będziemy się już zbierać, bo wy chyba macie do obgadania sprawy związane ze wspólnym mieszkaniem – Poklepał mnie po ramieniu zmierzając w stronę korytarza. Niedługo później zostaliśmy sami. Przygarnąłem do siebie dziewczynę i zamknąłem ją w mocnym uścisku.
Widzisz, nie było tak źle – powiedziałem całując ją w nos. Zaśmiała się cicho gładząc moje napięte plecy.
Na pewno lepiej niż się spodziewaliśmy – przyznała. – Naprawdę razem zamieszkamy?
Naprawdę – potwierdziłem. W końcu było tak, jak powinno być od samego początku.

Londyn, 25.09.2019 r.

 Patrząc na śpiącego Masona nie mogłam uwierzyć we własne szczęście. Był moją definicją wszystkiego, był moim ideałem wraz ze swoimi wadami i zaletami. Królował w moich myślach, w moim sercu, w moim życiu. Dwuletnia rozłąka tylko umocniła moje uczucia do jego osoby. Oddychał miarowo uśmiechając się przez sen. Jego zmierzwione włosy i lekko rozchylone usta jedynie dodawały mu uroku. Wierzyłam w nas, wierzyłam w naszą miłość całą sobą. Mason miał rację. Życie dało nam lekcję, z której wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski. Wiedzieliśmy, czego mamy unikać, wiedzieliśmy również, do czego mamy dążyć, aby umocnić łączącą nas relację. Mason był tym wymarzonym, był tym wyśnionym, był tym jedynym. Przebywając w Stanach nawet nie spojrzałam na innego mężczyznę. Pochłonięta nauką nie zwracałam uwagi na płeć przeciwną oraz na liczne imprezy. Skupiłam ją na wkuwaniu nowego materiału oraz wspominaniu wspólnie spędzonych chwil. Nauka dawała mi pewnego rodzaju ukojenie, którego łaknęłam, gdy nie radziłam sobie z samotnością. Musiałam jednak zacisnąć zęby i dążyć do perfekcji. Musiałam zmierzyć się z losem, który sama sobie wybrałam. Mason… Ciągle był obecny we mnie, zawsze będzie, bo na tym etapie swojego życia już wiedziałam, że nikogo nie dałabym rady pokochać tak jak jego. Rozpalał we mnie uczucia, o których istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia. Głębia jego oczu pochłonęła mnie całą i chciałam się w niej zatracić już na wieczność. Nie mogąc się powstrzymać dotknęłam opuszką palca jego usta. Westchnął otwierając oczy.
Zamawiam takie poranki codziennie – wymruczał przeciągając się leniwie i ukazując mi swój wyrzeźbiony tors.
Już niedługo – szepnęłam muskając jego mięśnie. Zadrżał pod wpływem mojego dotyku, którego wciąż uczyliśmy się na nowo.
Nie będzie cię dziś na meczu, prawda? – zapytał uroczo ziewając.
Niestety nie – odpowiedziałam zagryzając wargę. – Bardzo bym chciała, ale mam wykłady do późna i nie zdążę…
Wiem o tym, kochanie – pogłaskał z czułością mój policzek. – Sezon dopiero się zaczął, jeszcze nie raz, nie dwa, będziesz mogła mnie wspierać. Zresztą, wydaje mi się, że dzisiejsze spotkanie obejrzę z ławki. Trener pewnie da pograć innym chłopakom, żeby nabrali doświadczenia…
Brzmisz jak jakiś staruszek – parsknęłam śmiechem wychodząc z łóżka.
Takie widoki również zamawiam każdego poranka! – powiedział rozmarzonym głosem. Obciągnęłam w dół jego koszulkę rzucając w niego poduszką. – Auć!
Jesteś niemożliwy – prychnęłam. – Co jemy na śniadanie?
Naleśniki! – klasnął w dłonie jak mały chłopczyk, po czym wyskoczył z łóżka. – Kocham cię, Liliana.
Ja ciebie też kocham, Mason… Teraz i…
Na zawsze – dokończył. – Kiedy cię nie było… Byłem szczęśliwy, ale nie tak jak teraz. Wraz z tobą to szczęście wróciło, całe i prawdziwe.
Wspięłam się na palce i zarzuciłam mu ręce na szyję.
Dobrze jest być tu z tobą, Mason – wyznałam. – Moje szczęście ma twój zapach – Powiedziałam pewnie złączając nasze usta w delikatnym pocałunku. Ja i on. Ja i on razem. Nie istniał lepszy uśmiech losu.

Jak długo będę Cię kochać?
Tak długo jak nad Tobą będą gwiazdy.
I dłużej, jeśli mogę…
Jak długo będę Cię potrzebować?
Tak długo jak pory roku będą musiały
postępować zgodnie ze swoim planem...


***

Witam! 

Aż nie mam serca, by coś tutaj popsuć 😂 Ale za łatwo być nie może! ^^ 


Pozdrawiam ;* 

*Ellie Goulding - How Long Will I Love You